Przyjrzałam mu się uważnie. Na jego twarzy malowała się szczera troska. I niewątpliwie miał rację.
– Panie posterunkowy, to właśnie pana i ludzi takich jak pan próbuję przekonać – oświadczyłam. – Rozumiem teraz, że moja siostra bała się Roba Westerfielda, a po tym, czego dowiedziałam się o nim dzisiaj, rozumiem też, dlaczego. Nawet jeśli grozi mi niebezpieczeństwo, spróbuję szczęścia z ludźmi, którzy widzieli ten transparent – chyba że, oczywiście, są w jakiś sposób związani z Robem Westerfieldem i jego rodziną.
Wtedy przyszło mi do głowy, żeby opisać mu mężczyznę, który rozmawiał ze mną na parkingu przy stacji kolejowej. Powiedziałam, że bardzo by mi pomógł, gdyby zechciał sprawdzić, czy więzień odpowiadający temu rysopisowi został wczoraj zwolniony.
– Co pani zrobi z tą informacją? – spytał.
– W porządku. Zapomnijmy o tym – odparłam krótko.
Pani Hilmer musiała czekać, aż posterunkowy White wyjdzie. Mój telefon komórkowy zadzwonił, gdy tylko tylne światła jego radiowozu zniknęły za zakrętem.
– Ellie – odezwała się – zrobiłam kopie gazet i stenogramów z procesu. Czy dziś wieczorem będziesz potrzebowała oryginałów? Wybieram się z przyjaciółmi do kina i na kolację i nie wrócę przed dziesiątą.
Nie chciałam przyznać, że boję się trzymać oryginały i kopie pod jednym dachem, tak jednak było.
– Zaraz przyjdę – odrzekłam.
– Nie, zadzwonię, kiedy będę wychodziła. Podjadę pod apartament, a ty zbiegniesz na dół i zabierzesz torbę.
Zjawiła się kilka minut później. Była zaledwie czwarta trzydzieści, ale robiło się już ciemno. Mimo to dostrzegłam napięcie na jej twarzy, kiedy otworzyła okno, by ze mną porozmawiać.
– Czy stało się coś jeszcze? – spytałam.
– Przed chwilą odebrałam telefon. Nie wiem, kto dzwonił. Nie przedstawił się.
– Czego chciał?
– Wiem, że to głupie, lecz powiedział, że powinnam uważać, mając obok siebie osobę psychicznie chorą. Powiedział, że trafiłaś do zakładu zamkniętego za podłożenie ognia w klasie.
– To nieprawda. Mój Boże, od urodzenia nie spędziłam nawet dnia w szpitalu, nie mówiąc już o zakładzie zamkniętym!
Ulga na twarzy pani Hilmer świadczyła, że starsza dama mi uwierzyła. Ale to znaczyło, że początkowo mogła uwierzyć rozmówcy. Bądź co bądź, kiedy odwiedziłam ją po raz pierwszy, uważała, że Rob Westerfield mógł być niewinny i że mam obsesję na punkcie śmierci Andrei.
– No dobrze, Ellie, dlaczego jednak ktoś miałby opowiadać takie straszne rzeczy o tobie? – spytała. – I co możesz zrobić, żeby go powstrzymać przed powtórzeniem ich komuś innemu?
– Ktoś próbuje mnie zdyskredytować, rzecz jasna, a odpowiedź brzmi, że nie mogę go powstrzymać. – Otworzyłam tylne drzwi i wyjęłam torbę podróżną. Starałam się ostrożnie dobierać słowa. – Pani Hilmer, myślę, że lepiej będzie, jeśli jutro rano przeniosę się do gospody. Posterunkowy White uważa, że mogę przyciągnąć bardzo dziwnych ludzi, wystając przed bramą Sing Sing z transparentem, a nie należy pozwolić, żeby tu za mną trafili. W gospodzie będę bezpieczniejsza, a pani z pewnością odzyska spokój.
Była tak uczciwa, że mi nie zaprzeczyła. W jej głosie zabrzmiała ulga, kiedy powiedziała:
– Myślę, że będziesz bezpieczniejsza, Ellie. – Urwała, a potem dodała z całą szczerością: – Przypuszczam, że będziesz też czuła się bezpieczniej. – I odjechała.
Powlokłam się na górę z torbą w ręku, czując się prawie osierocona. W dawnych czasach biblijnych trędowaci musieli nosić dzwonki na szyi i krzyczeć: „Nieczysty, nieczysty”, kiedy ktoś przechodził obok. W tym momencie naprawdę czułam się jak trędowata.
Cisnęłam torbę i poszłam do łazienki, żeby się przebrać. Zamieniłam żakiet na luźny sweter, zrzuciłam buty i wsunęłam stopy w stare, obszyte barankiem pantofle. Potem poszłam do salonu, nalałam sobie kieliszek wina i usiadłam w wielkim klubowym fotelu, trzymając stopy na podnóżku.
Sweter i pantofle to mój ulubiony strój. Przez chwilę myślałam o moim starym pocieszycielu, Bączku, wypchanym pluszowym misiu, który dzielił ze mną poduszkę, kiedy byłam dzieckiem. Leżał w pudełku na górnej półce w szafie w mieszkaniu w Atlancie. Był tam z innymi pamiątkami z przeszłości, które przechowywała moja matka, takimi jak album ślubny, fotografie nas czworga i, przywołujący najbardziej bolesne wspomnienia, mundurek Andrei z czasów, gdy grała w szkolnej orkiestrze. Przez chwilę czułam dziecięcy żal, że nie ma tu ze mną Bączka.
Potem, sącząc wino, zaczęłam myśleć, jak często Pete i ja siedzieliśmy po pracy nad kieliszkiem wina, zanim zamówiliśmy kolację.
Dwa wspomnienia: moja matka, która piła, by odnaleźć spokój, oraz Pete i ja, kiedy odpoczywamy i żartujemy po ciężkim lub frustrującym dniu.
Nie miałam od niego wiadomości od dziesięciu dni, gdy jedliśmy kolację w Atlancie. Co z oczu, to i z serca, uznałam. Szuka innej pracy. „Zmienia specjalizację”, jak mawiają ludzie, kiedy każe się pracownikowi uprzątnąć biurko.
Lub postanawia się przeciąć stare więzy. Wszystkie.
21
Godzinę później nastąpiła subtelna zmiana pogody. Cichutki brzęk obluzowanej szyby w oknie nad zlewem był pierwszą oznaką, że wiatr się wzmaga. Wstałam i podkręciłam termostat, a potem wróciłam do komputera. Zdając sobie sprawę, że jestem niebezpiecznie bliska użalania się nad sobą, spróbowałam pracować na czymś, co miało się stać pierwszym rozdziałem książki.
Po kilku falstartach zrozumiałam, że powinnam zacząć od mojego ostatniego wspomnienia o Andrei, i w miarę pisania moja pamięć zdawała się wyostrzać. Widziałam jej pokój z narzutą z białej organdyny na łóżku i plisowanymi zasłonami. Pamiętałam w najdrobniejszych szczegółach staromodną toaletkę, którą matka starannie wybrała w sklepie z antykami. Mogłam zobaczyć fotografie Andrei i jej przyjaciółek zatknięte za ramę lustra nad toaletką.
Widziałam moją siostrę we łzach, jak rozmawia przez telefon z Robem Westerfieldem, a potem zapina łańcuszek. Gdy pisałam, uświadomiłam sobie, że jest jakiś ważny szczegół związany z tym wisiorkiem, ale wciąż mi umyka. Wiedziałam, że nie mogłabym go poznać, gdybym go teraz zobaczyła, wtedy jednak przedstawiłam policji dokładny opis tego drobiazgu – opis, który przed laty uznano za wytwór dziecięcej fantazji.
Ale wiedziałam, że go miała, kiedy ją znalazłam, i byłam pewna, że słyszałam Roba Westerfielda w garażu-kryjówce. Matka powiedziała mi później, że ona i ojciec potrzebowali dziesięciu lub piętnastu minut, żeby mnie uspokoić, tak abym mogła opowiedzieć im w miarę składnie, gdzie znalazłam ciało Andrei. Wystarczająco dużo czasu, by Rob zdążył uciec. I zabrać ze sobą łańcuszek.
Zeznając na procesie, twierdził, że w tym czasie biegał i nie był w pobliżu garażu. Mimo to potraktował wybielaczem i uprał dres, który miał na sobie tego ranka, podobnie jak zakrwawione rzeczy z poprzedniego wieczoru.
Raz jeszcze zdumiało mnie ogromne ryzyko, jakie podjął, wracając do garażu. Dlaczego chciał odzyskać łańcuszek? Czy bał się, że ten drobiazg może stanowić wystarczający dowód, iż Andrea nie była tylko narzucającą nastolatką, zakochaną w nim do szaleństwa? Kiedy myślałam o tym poranku i ochrypłym dyszeniu i nerwowym chichocie, który wydawał morderca, ukryty po drugiej stronie furgonetki, dłonie zwilgotniały mi na klawiaturze.
Przypuśćmy, że nie przedzierałabym się przez las sama, lecz przyprowadziła ze sobą ojca? Rob zostałby przyłapany w garażu. Czy tylko strach przywiódł go z powrotem? Czy to możliwe, by chciał potwierdzić sam przed sobą, że to, co zrobił, nie było tylko sennym koszmarem? Lub, co najgorsze, wrócił, aby sprawdzić, czy Andrea na pewno nie żyje?
O siódmej włączyłam piekarnik i włożyłam do niego samotny ziemniak; potem wróciłam do pracy. Niebawem zadzwonił telefon; to był Pete Lawlor.
– Cześć, Ellie.
Usłyszałam w jego głosie coś, co natychmiast kazało mi wziąć się w garść.
– O co chodzi, Pete?
– Nie tracisz czasu na pogawędki, prawda?