Z tymi słowami odszedł. Jego kroki na schodach wydawały mi się niepotrzebnie głośne, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że oddala się na dobre.
Zaryglowałam drzwi, podeszłam do okna i obserwowałam, jak wsiada do radiowozu i odjeżdża.
Zwykle biorę prysznic rano, a jeśli dzień jest szczególnie stresujący, robię to jeszcze raz przed pójściem spać. To najlepszy sposób, aby rozluźnić zesztywniałe mięśnie ramion i karku. Tego wieczoru postanowiłam pójść jeszcze dalej. Napełniłam wannę gorącą wodą i dolałam olejku do kąpieli. Po sześciu miesiącach butelka nadal pozostała prawie pełna, co wskazywało, jak często wylegiwałam się w wannie. Ale dzisiaj potrzebowałam relaksu i naprawdę przyjemnie było tak po prostu leżeć i się moczyć. Leżałam więc, dopóki woda nie zaczęła stygnąć.
Zawsze chce mi się śmiać, kiedy czytam reklamy uwodzicielskiej i prowokacyjnej nocnej bielizny i peniuarów. Mój strój do łóżka to koszule nocne wybrane z katalogu L.L. Beana. Są obszerne i wygodne, a ich dopełnieniem jest flanelowy szlafrok. Ukoronowanie tej wytwornej całości stanowią obszyte barankiem nocne pantofle.
Stojąca w sypialni dwudrzwiowa szafa z przytwierdzonym lustrem przywiodła mi na myśl tę, którą moja matka kazała pomalować na biało, aby przypominała antyk, i wstawiła do pokoju Andrei. Kiedy szczotkowałam włosy przed lustrem, na próżno próbowałam sobie przypomnieć, co stało się z tamtą szafą. Kiedy matka i ja przeprowadzałyśmy się na Florydę, zabrałyśmy ze sobą stosunkowo niewiele mebli. Jestem pewna, że nie wzięłyśmy nic z gustownie urządzonego pokoju Andrei. Mój pokój też był ładny, choć przeznaczony raczej dla małej dziewczynki, z tapetami w motywy z Kopciuszka.
Potem, w przebłysku pamięci, przypomniałam sobie, jak kiedyś powiedziałam matce, że według mnie tapeta jest dziecinna, a ona odrzekła:
„Ale jest prawie taka sama jak tapeta, którą Andrea miała w swoim pokoju, kiedy była w twoim wieku. Uwielbiała ją”.
Przypuszczam, że właśnie wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo się różniłyśmy. Niewiele było we mnie cech dziewczęcych i nigdy nie dbałam specjalnie o modne ciuchy. Andrea, podobnie jak matka, była niezwykle kobieca.
„Jesteś małą córeczką tatusia, jedyną i ukochaną… Jesteś świątecznym duszkiem, gwiazdką na choince… I jesteś małą córeczką tatusia”.
Słowa tej piosenki przemknęły mi nieproszone przez głowę i znów ujrzałam tatę w pokoju Andrei, jak trzyma pozytywkę i płacze.
Było to wspomnienie, które zawsze starałam się natychmiast odsunąć.
– Skończ szczotkować włosy, dziewczyno, i idź do łóżka – powiedziałam na głos.
Spojrzałam na siebie w lustrze krytycznym okiem. Zwykle noszę włosy zaczesane do góry i podpięte grzebieniem, lecz teraz, kiedy dobrze im się przyjrzałam, zobaczyłam, jak bardzo urosły. W ciągu lata znacznie zjaśniały na słońcu, i chociaż już prawie odzyskały dawny kolor, nadal były w nich jasne pasemka.
Często wspominałam uwagę, którą wygłosił detektyw Longo, kiedy przesłuchiwał mnie po raz pierwszy po znalezieniu ciała Andrei. Powiedział, że moje włosy, podobnie jak włosy jego syna, przypominają piasek, na który pada słońce. Spodobało mi się to porównanie, a choć teraz w moich włosach pojawiły się jasne pasemka, przyjemnie było myśleć, że owo nadal może być prawdą.
Obejrzałam wiadomości o jedenastej, aby się upewnić, że świat poza Oldham wciąż funkcjonuje mniej więcej normalnie. Potem, sprawdziwszy rygle w oknach w salonie, poszłam do sypialni. Wiał przenikliwy wiatr, więc otworzyłam oba okna tylko na kilka centymetrów. Silny powiew wystarczył, bym popędziła pod kołdrę, zrzucając po drodze szlafrok i nocne pantofle.
W moim mieszkaniu w Atlancie zasypiałam zwykle bez trudu. Ale tam było oczywiście inaczej. Słyszałam słabe odgłosy ulicy, a niekiedy także muzykę z mieszkania sąsiada, miłośnika hard rocka, który czasem puszczał płyty kompaktowe ogłuszająco głośno.
Ciche stukanie w dzielącą nas ścianę zawsze wywoływało natychmiastową reakcję, ale nawet wówczas zdarzało mi się odczuwać metaliczne wibracje, kiedy usypiałam.
Tej nocy nie miałabym nic przeciwko metalicznym wibracjom, które oznaczają bliskość innej istoty ludzkiej, myślałam, poprawiając poduszkę. Wydawało mi się, że moje zmysły są niezwykle wyczulone – co prawdopodobnie sprawiło wcześniejsze spotkanie twarzą w twarz z Westerfieldem.
Siostra Pete’a, Jan, mieszka niedaleko Atlanty w małym miasteczku o nazwie Peachtree. Czasem w niedzielę Pete dzwonił do mnie i proponował: „Wybierzmy się na przejażdżkę i odwiedźmy Jan, Billa i dzieciaki”. Mają owczarka niemieckiego o imieniu Rocky, który jest wspaniałym stróżem. Gdy tylko wysiadaliśmy z samochodu, zaczynał wściekle ujadać, ostrzegając domowników o naszej obecności.
Szkoda, że nie możesz mnie teraz popilnować, Rocky, stary przyjacielu, pomyślałam.
W końcu udało mi się zapaść w niespokojny sen, taki, z którego chciałoby się jak najszybciej obudzić. Śniłam, że jest jakieś miejsce, do którego muszę pójść. Powinnam odszukać kogoś, zanim będzie za późno. Było ciemno, a moja latarka nie działała.
Potem znalazłam się w lesie i poczułam zapach obozowego ogniska. Miałam odnaleźć drogę przez las. Byłam pewna, że gdzieś tu jest. Chodziłam nią już wcześniej.
Zrobiło się gorąco i zaczęłam kaszleć.
To nie był sen! Otworzyłam oczy. Pokój tonął w absolutnych ciemnościach i nie czułam niczego prócz dymu. Krztusiłam się. Odrzuciłam kołdrę i usiadłam. Wokół mnie robiło się coraz goręcej. Spłonę żywcem, jeśli się stąd nie wydostanę. Gdzie jestem? Przez chwilę po prostu nie mogłam się zorientować.
Zanim postawiłam stopy na podłodze, spróbowałam zebrać myśli. Znajdowałam się w apartamencie gościnnym pani Hilmer. Drzwi sypialni były na lewo od łóżka, w jednej linii z wezgłowiem. Za nimi znajdował się mały przedpokój. Drzwi wejściowe są na końcu przedpokoju, z lewej strony.
Uświadomienie sobie tego wszystkiego zajęło mi pewnie z dziesięć sekund. Potem wyskoczyłam z łóżka. Syknęłam, gdy moje stopy dotknęły gorącej podłogi. Nad głową usłyszałam trzask. Dach płonął. Wiedziałam, że w każdej chwili cały budynek może się zawalić.
Postąpiłam po omacku kilka kroków, kierując się na framugę drzwi. Dzięki Bogu, zostawiłam je otwarte. Ruszyłam wzdłuż ściany przedpokoju, mijając pustą przestrzeń, gdzie znajdowały się drzwi do łazienki. Dym nie był tutaj tak gęsty, ale potem z części jadalnej w salonie buchnęła ściana płomieni. Oświetliła stół i zobaczyłam swój komputer, drukarkę i telefon komórkowy. Torba podróżna stała na podłodze obok stołu.
Nie chciałam utracić tych rzeczy. W następnej sekundzie odciągnęłam zasuwę i otworzyłam drzwi na klatkę schodową. Potem, zagryzając wargi z bólu, który powodowały tworzące się na stopach pęcherze, krztusząc się i kaszląc, podskoczyłam do stołu, chwyciłam komputer, drukarkę i telefon komórkowy w jedną rękę, a torbę podróżną w drugą, i pobiegłam z powrotem do drzwi.
Za moimi plecami płomienie wskakiwały na meble, przede mną dym na klatce schodowej był gęsty i czarny. Na szczęście w jakiś sposób zdołałam zwlec się na dół. Z początku gałka przy drzwiach zewnętrznych wydawała się zablokowana. Rzuciłam komputer, telefon i torbę, złapałam obiema rękami za gałkę i sypnęłam.
Jestem w pułapce, jestem w pułapce, myślałam, czując, jak włosy zaczynają mi się tlić. Szarpnęłam rozpaczliwie jeszcze raz i gałka się przekręciła. Pchnęłam drzwi, pochyliłam się, wymacałam komputer, telefon i torbę i wytoczyłam się na zewnątrz.
Mężczyzna, który biegł podjazdem, rzucił się w moją stronę i złapał mnie, zanim zdążyłam upaść.
– Czy jest tam ktoś jeszcze!? – krzyknął.
Poparzona, a zarazem drżąca z zimna, potrząsnęłam głową.
– Moja żona zadzwoniła po straż pożarną – powiedział, odciągając mnie od płonącego budynku.
Podjazdem pędził jakiś samochód. Na wpół świadomie zdałam sobie sprawę, że to musi być żona nieznajomego, ponieważ usłyszałam, jak mężczyzna mówi: