Z pewnością mogłabym zadzwonić do Joan Lashiey St. Martin, ale jej przekonanie, że Rob Westerfield nie był winny śmierci Andrei, sprawiało, że nie miałam wielkiej ochoty zwracać się do niej o pomoc.
Marcus Longo? Oczywiście, pomyślałam. Pożyczy mi, a ja oddam dług w ciągu tygodnia.
Pojawiła się taca ze śniadaniem i godzinę później została zabrana, właściwie nietknięta. Czy zdarzyło się wam kiedyś leżeć w szpitalu, gdzie naprawdę podają gorącą kawę?
Przyszedł lekarz, obejrzał moje pokryte pęcherzami stopy, powiedział, że mogę wracać do domu w każdej chwili, i odszedł. Wyobraziłam sobie, jak kuśtykam po Oldham w szpitalnym stroju, prosząc o jałmużnę. W tym właśnie momencie zjawił się posterunkowy White w towarzystwie mężczyzny o ostrych rysach, który przedstawił się jako detektyw Charles Bannister z wydziału policji w Oldham. Za nimi szedł sanitariusz, niosąc wyściełane krzesła, domyśliłam się więc, że nie będzie to krótka, radosna wizyta przy łóżku chorego.
Bannister wyraził troskę o mój stan i nadzieję, że po strasznym doświadczeniu czuję się w miarę dobrze.
Natychmiast uświadomiłam sobie, że pod tą pozorną troską kryje się jakaś intencja i że nie jest ona przyjazna.
Odparłam, iż czuję się całkiem nieźle i cieszę się, że żyję, co skwitował skinieniem głowy. Przypomniałam sobie wykładowcę filozofii na studiach. Po wysłuchaniu szczególnie głupiej uwagi któregoś ze studentów kiwał głową w taki sam sposób ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy.
Co miało oznaczać: „Teraz wiem już wszystko”.
Szybko zrozumiałam, do czego zmierza detektyw Bannister: postanowił udowodnić, że wymyśliłam sobie historię o włamywaczu w apartamencie. Nie powiedział tego wprost, ale scenariusz, jaki przedstawił, wyglądał następująco: dowiedziawszy o się rzekomym włamywaczu, pani Hilmer stała się nerwowa. Wyobraziła sobie, że ktoś ją śledził w drodze do i z biblioteki. Zmieniając głos, zadzwoniłam do niej i ostrzegłam ją, że jestem niezrównoważona.
W tym momencie uniosłam brwi, ale nic nie powiedziałam.
Według detektywa Bannistera podłożyłam ogień w apartamencie, aby zwrócić na siebie uwagę i wzbudzić współczucie, oskarżając publicznie Roba Westerfielda o próbę zabicia mnie.
– Groziła pani śmierć w płomieniach, ale zgodnie z relacją sąsiada, który widział, jak opuszcza pani budynek, niosła pani komputer, drukarkę, telefon komórkowy i ciężką torbę podróżną. Na ogół podczas pożaru ludzie nie myślą o tym, żeby się spakować, panno Cavanaugh.
– Kiedy dotarłam do drzwi na klatkę schodową, ściana salonu zaczęła płonąć. Oświetliła stół, gdzie zostawiłam te rzeczy. Były dla mnie bardzo ważne i potrzebowałam tylko kilku sekund, żeby je zabrać.
– Dlaczego były takie ważne, panno Cavanaugh?
– Powiem panu, dlaczego, detektywie Bannister. – Wskazałam na komputer, który wciąż spoczywał na moich kolanach. – W tym komputerze jest pierwszy rozdział książki, którą piszę o Robie Westerfieldzie. Są w nim również całe strony notatek, które sporządziłam ze stenogramów z procesu „Stan przeciwko Robsonowi Westerfieldowi”. Nie mam zapasowej kopii. Nie mam żadnych innych kopii.
Zauważyłam, że twarz posterunkowego White’a pozostała bez wyrazu, ale jego usta zacisnęły się i przypominały teraz cienką, gniewną kreskę.
– Umieściłam numer mojego telefonu komórkowego na transparencie, z którym przechadzałam się w pobliżu więzienia Sing Sing. Z pewnością słyszał pan od niego, że tam pojechałam. – Wskazałam głową na White’a. – Odebrałam już bardzo interesujący telefon od kogoś, kto znał Westerfielda w więzieniu. Ten aparat to moja jedyna szansa, by pozostać w kontakcie z tym człowiekiem, dopóki nie wejdę do sklepu, nie kupię nowego telefonu komórkowego i nie przeniosę numeru. A co do ciężkiej torby podróżnej, to jest w szafce. Chciałby pan obejrzeć zawartość?
– Tak, chciałbym.
Postawiłam komputer na podłodze i wstałam.
– Podam ją pani – powiedział.
– Wolałabym ani na chwilę nie wypuszczać jej z rąk. Starałam się nie utykać, kiedy szłam przez pokój. Otworzyłam drzwi szafki, wyjęłam torbę, wróciłam z nią, rzuciłam ją na podłogę w pobliżu krzesła, usiadłam i rozpięłam suwak.
Wyczułam raczej, niż zobaczyłam zdumienie obu mężczyzn, gdy ujrzeli nagłówek WINNY.
– Wolałabym nie pokazywać tego panu. – Wypluwałam z siebie słowa, kiedy wyjmowałam z torby jedną gazetę po drugiej i ciskałam je na podłogę. – Moja matka przechowywała to przez całe życie. – Nawet nie próbowałam ukryć gniewu. – To artykuły prasowe, poczynając od odnalezienia ciała mojej siostry, aż do chwili gdy Rob Westerfield został skazany na karę więzienia. Nie jest to przyjemna lektura, ale bardzo interesująca i nie chciałabym ich utracić.
Ostatnia gazeta znalazła się na podłodze. Potrzebowałam obu rąk, aby wyjąć stenogram z procesu. Podniosłam pierwszą stronę i pokazałam im.
– To również bardzo interesująca lektura, detektywie Bannister – powiedziałam.
– Nie wątpię – zgodził się z beznamiętnym wyrazem twarzy. – Czy jest tam coś jeszcze, panno Cavanaugh?
– Jeśli ma pan nadzieję znaleźć kanister z benzyną i pudełko zapałek, to spotka pana zawód. – Wyjęłam skórzaną kasetkę i otworzyłam ją. – Proszę.
Obejrzał zawartość i oddał mi kasetkę.
– Czy zawsze nosi pani biżuterię w torbie z gazetami, panno Cavanaugh, czy tylko wtedy, gdy spodziewa się pani pożaru?
Wstał, a posterunkowy White też poderwał się na nogi.
– Skontaktujemy się z panią, panno Cavanaugh. Wraca pani do Atlanty czy pozostanie pani w okolicy?
– Pozostanę w okolicy i z przyjemnością poinformuję panów, gdzie się zatrzymałam. Może tutejsza policja będzie bardziej uważała na to miejsce niż na posiadłość pani Hilmer. Sądzi pan, że to możliwe?
Na policzkach posterunkowego White’a pojawiły się purpurowe plamy. Wiedziałam, że jest wściekły i że zachowuję się lekkomyślnie, ale w tym momencie nie dbałam o nic.
Bannister nie zadał sobie trudu, aby odpowiedzieć, tylko odwrócił się raptownie i wyszedł, a w ślad za nim White.
Patrzyłam, jak odchodzą. W pokoju zjawił się sanitariusz, aby zabrać wyściełane krzesła. Oczy mu się rozszerzyły na mój widok – z laptopem na kolanach i kasetką z biżuterią w ręku, a także torby podróżnej i rozrzuconych na podłodze gazet.
– Czy pomóc pani to pozbierać? – zaofiarował się. – A może coś pani przynieść? Wygląda pani na zdenerwowaną.
– Jestem zdenerwowana – przyznałam. – I mógłby mi pan coś przynieść. Czy w szpitalu jest kawiarnia?
– Tak. Naprawdę dobra.
– Czy byłby pan tak miły… – Urwałam, ponieważ znajdowałam się na skraju histerii. – Czy byłby pan tak miły i przyniósł mi filiżankę bardzo gorącej czarnej kawy?
26
Pół godziny później, kiedy delektowałam się ostatnim łykiem wybornej kawy, którą kupił dla mnie uprzejmy sanitariusz, pojawił się kolejny gość, tym razem bardziej niezwykły. Mój ojciec.
Drzwi były lekko uchylone. Zapukał, a potem wszedł, nie czekając na zaproszenie. Patrzyliśmy na siebie, a mnie zaschło w gardle.
Jego ciemne włosy były teraz srebrzyście białe. Trochę wyszczuplał, trzymał się jednak prosto, jak zawsze. Okulary podkreślały błękit przenikliwych oczu, a czoło przecinały mu głębokie bruzdy.
Moja matka upominała go: „Ted, wiem, że robisz to bezwiednie, ale nie powinieneś się tak marszczyć, kiedy się koncentrujesz. Na starość będziesz wyglądał jak suszona śliwka”.
Z pewnością nie wyglądał jak suszona śliwka. Nadal był przystojnym mężczyzną i nie stracił otaczającej go aury wewnętrznej siły.
– Cześć, Ellie – powiedział.
– Cześć, tato.
Mogę sobie tylko wyobrażać, co myślał, kiedy patrzył na mnie, ubraną w tani szpitalny szlafrok, z potarganymi włosami i bandażami na stopach. Z pewnością nie byłam gwiazdką z piosenki w pozytywce.
– Jak się masz, Ellie?
Zapomniałam, jak głęboki ma głos. Brzmiał w nim spokojny autorytet, który Andrea i ja szanowałyśmy jako dzieci. Napełniał nas poczuciem bezpieczeństwa, a we mnie budził również lęk.