– Świetnie, dziękuję.
– Przyjechałem, gdy tylko usłyszałem o pożarze u pani Hilmer i dowiedziałem się, że tam byłaś.
– Niepotrzebnie się martwiłeś.
Stał w drzwiach. Teraz je zamknął i podszedł do mnie. Uklęknął i spróbował wziąć mnie za rękę.
– Ellie, na miłość boską, jesteś moją córką. Jak myślisz, co czułem, kiedy usłyszałem, że ledwie uszłaś z życiem?
Cofnęłam rękę.
– Och, niebawem usłyszysz inną wersję. Gliny uważają, że sama podłożyłam ogień. Według nich chciałam zwrócić na siebie uwagę i wzbudzić współczucie.
Był wstrząśnięty.
– To niedorzeczne!
Znajdował się tak blisko, że wyczułam delikatny zapach kremu do golenia. Czy się myliłam, czy był to ten sam, który zapamiętałam? Miał na sobie koszulę, krawat, granatową marynarkę i szare spodnie. Potem pomyślałam, że jest niedziela rano i mógł się tak ubrać, aby pójść do kościoła, kiedy usłyszał o pożarze.
– Wiem, że starasz się być miły – powiedziałam – ale naprawdę chciałabym, żebyś zostawił mnie w spokoju. Niczego od ciebie nie potrzebuję i niczego nie chcę.
– Ellie, widziałem twoją stronę internetową. Westerfield jest niebezpieczny. Bardzo się o ciebie boję.
No cóż, przynajmniej jedno łączyło mnie z ojcem. Oboje uważaliśmy, że Rob Westerfield jest mordercą.
– Potrafię o siebie zadbać. Robię to od dłuższego czasu.
– To nie moja wina, Ellie. Nie chciałaś mnie odwiedzać. – Wstał.
– Chyba nie, a to znaczy, że twoje sumienie jest czyste. Nie muszę cię pocieszać.
– Przyjechałem cię prosić, błagać, żebyś zatrzymała się u nas. W ten sposób będę mógł cię chronić. Jeśli jeszcze pamiętasz, przez dwadzieścia pięć lat byłem policjantem.
– Pamiętam. Wyglądałeś wspaniale w mundurze. Och, napisałam i podziękowałam ci za złożenie prochów mamy w grobie Andrei, prawda?
– Tak, napisałaś.
– Na jej świadectwie zgonu jako przyczynę śmierci wymieniono marskość wątroby, ale myślę, że bardziej odpowiednią diagnozą byłoby złamane serce.
– Ellie, twoja matka mnie porzuciła.
– Moja matka cię uwielbiała. Mogłeś na nią poczekać. Mogłeś pojechać za nami na Florydę i sprowadzić mamę do domu – sprowadzić nas do domu. Nie chciałeś.
Ojciec sięgnął do kieszeni i wyciągnął portfel. Miałam nadzieję, że nie ośmieli się zaproponować mi pieniędzy, ale nie o to mu chodziło. Wyjął wizytówkę i położył ją na łóżku.
– Możesz do mnie dzwonić o każdej porze, w dzień i w nocy, Ellie.
Potem wyszedł, ale pozostał po nim słaby zapach kremu do golenia. Zapomniałam, że czasami siadywałam na krawędzi wanny i rozmawialiśmy z nim, kiedy się golił. Zapomniałam, że czasami odwracał się, podnosił mnie i pocierał twarzą, pokrytą grubą warstwą piany, o moją twarz.
Wspomnienie było tak wyraziste, że wyciągnęłam rękę i dotknęłam policzka, niemal spodziewając się, że poczuję resztki wilgotnego kremu. Policzek miałam mokry, ale od łez, których, przynajmniej w tym momencie, nie mogłam już powstrzymać.
27
W ciągu następnej godziny dwukrotnie próbowałam dodzwonić się do Marcusa Longo. Potem przypomniałam sobie, że mówił coś o żonie, która nie lubi latać sama. Uznałam, że najprawdopodobniej poleciał do Denver, aby przywieźć ją do domu, a przy okazji jeszcze raz odwiedzić swego pierwszego wnuka.
Pielęgniarka wsunęła głowę do pokoju i przypomniała mi, że porą wypisów jest południe. O jedenastej trzydzieści byłam gotowa spytać, czy w szpitalu nie ma przypadkiem biura opieki społecznej, ale wtedy zadzwoniła Joan.
– Ellie, właśnie się dowiedziałam, co się stało. Na miłość boską, jak się czujesz? Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
Resztki dumy, która powstrzymywała mnie przed przyjęciem od niej pomocy, ponieważ nie wierzyła, że Rob Westerfield jest pozbawionym skrupułów mordercą, zniknęły. Potrzebowałam jej, chociaż doskonale wiedziałam, że jest szczerze przekonana o jego niewinności, tak jak ja wierzyłam w jego winę.
– Prawdę mówiąc, możesz zrobić mnóstwo – powiedziałam. Ulga, jaką poczułam, słysząc życzliwy głos, sprawiła, że mój głos drżał. – Możesz wygrzebać dla mnie jakieś ciuchy. Możesz przyjechać i zabrać mnie stąd. A potem pomóc znaleźć miejsce, gdzie mogłabym się zatrzymać. Możesz też pożyczyć mi trochę forsy.
– Zamieszkasz u nas… – zaczęła.
– Za nic w świecie. Nie. Nie byłoby to ani dobre, ani bezpieczne rozwiązanie dla żadnej z nas. Nie chcesz przecież, żeby twój dom spłonął, ponieważ ja tam będę.
– Ellie, chyba nie sądzisz, że ktoś podłożył ogień z zamiarem pozbawienia cię życia!
– Owszem, tak właśnie sądzę.
Rozważała to przez chwilę i jestem pewna, że pomyślała o swoich trojgu dzieciach.
– A zatem, gdzie mogłabyś się zatrzymać, żebyś była bezpieczna, Ellie?
– Najchętniej w jakiejś gospodzie. Nie podoba mi się idea motelu z oddzielnymi drzwiami na zewnątrz. – Coś sobie przypomniałam. – Zapomnij o gospodzie Parkinsona. Jest zarezerwowana. – I kręci się tam Westerfield, pomyślałam.
– Przychodzi mi na myśl miejsce, które chyba będzie odpowiednie – odrzekła Joan. – Mam też przyjaciółkę mniej więcej twojego wzrostu i wagi. Zadzwonię do niej i pożyczę jakieś ciuchy. Jaki numer buta nosisz?
– Dziewiątkę, ale chyba nie mogę jeszcze zdjąć bandaży ze stóp.
– Leo nosi dziesiątkę. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, żeby pochodzić w jego mokasynach, powinny pasować.
Nie miałam nic przeciwko temu.
Joan pojawiła się godzinę później z walizką zawierającą bieliznę, piżamę, skarpetki, spodnie, sweter z golfem, ciepłą kurtkę, rękawiczki, mokasyny i trochę drobiazgów toaletowych. Ubrałam się, a pielęgniarka przyniosła laskę, której miałam używać, dopóki moje poparzone stopy nie zaczną się goić. Gdy wychodziłyśmy, urzędniczka w okienku niechętnie zgodziła się poczekać na zapłatę, aż przefaksuję jej kopię mojego ubezpieczenia.
Wreszcie znalazłyśmy się w furgonetce Joan. Zaczesałam włosy do tyłu i ściągnęłam gumką, którą dostałam w dyżurce pielęgniarek. Pobieżne spojrzenie w lusterko upewniło mnie, że wyglądam dosyć schludnie. Pożyczone rzeczy leżały dobrze, a chociaż mokasyny wydawały się za duże i niezgrabne, spełniały swoje zadanie, ochraniając moje obolałe stopy.
– Zrobiłam rezerwację w gospodzie Hudson Valley – poinformowała mnie Joan. – To około półtora kilometra stąd.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym podjechać do domu pani Hilmer. Mój samochód nadal tam stoi – a przynajmniej mam taką nadzieję.
– Kto miałby go zabrać?
– Chyba nikt go nie zabrał, ale zaparkowałam go metr od garażu. Boję się, czy nie spadła na niego płonąca belka albo jakieś szczątki.
Budynek z apartamentem, w którym tak chętnie gościła mnie pani Hilmer, spłonął doszczętnie. Teren wokół był odgrodzony, a w pobliżu stał na straży policjant.
Trzej mężczyźni w gumowych butach skrupulatnie badali pogorzelisko, z pewnością próbując ustalić przyczynę pożaru. Podnieśli głowy, kiedy nas spostrzegli, a potem wrócili do swojej pracy.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że mój samochód został przestawiony bliżej domu pani Hilmer. Wysiadłyśmy z furgonetki, aby obejrzeć auto. Było to używane bmw, które kupiłam dwa lata temu – pierwszy przyzwoity pojazd, jaki miałam.
Oczywiście, był cały pokryty sadzą i czarnym kopciem, a po stronie pasażera widniało kilka bąbli stopionej farby, uznałam jednak, że znów dopisało mi szczęście. Nadal miałam swój środek lokomocji, choć na razie nie mogłam z niego korzystać.
Moja torebka została w sypialni. Oprócz innych rzeczy były tam wszystkie klucze.
Policjant stojący na straży podszedł do nas. Był bardzo młody i bardzo uprzejmy. Kiedy wyjaśniłam, że nie mam kluczyka do auta i muszę skontaktować się z firmą BMW, aby dostać nowy, zapewnił mnie, że samochód jest tu bezpieczny.