– Masz rację. Ale węszą również wokół ciebie i znaleźli coś, co może ci zaszkodzić.
– To znaczy co?
– Ośrodek Fromme’a, zakład psychiatryczny.
– Pisałam o nim artykuł. To było oszustwo. Stan Georgia wydawał na nich fortunę, a oni nie zatrudniali nawet jednego dyplomowanego psychiatry ani psychologa.
– Czy byłaś tam pacjentką?
– Marcus, oszalałeś? Oczywiście że nie.
– Czy w tym szpitalu zrobiono ci zdjęcie, na którym leżysz na łóżku z rękami i nogami w pasach?
– Tak, ale tylko po to, by pokazać, co tam się dzieje. Kiedy stan zamknął ów ośrodek i przeniósł pacjentów do innych zakładów, opublikowaliśmy następny artykuł o tym, jak trzymali ludzi przywiązanych do łóżek przez kilka dni z rzędu. A czemu pytasz?
– To zdjęcie jest na stronie internetowej Westerfieldów.
– Bez wyjaśnienia?
– Ma insynuować, że byłaś tam na przymusowym leczeniu. – Urwał. – Ellie, jesteś zaskoczona, że ci ludzie grają nieczysto?
– Prawdę mówiąc, byłabym zaskoczona, gdyby tego nie robili. Zamieszczę pełny artykuł, zdjęcie i tekst na swojej stronie internetowej pod nowym nagłówkiem: „Najnowsze kłamstwo Westerfieldów”. Rozumiem jednak, że mnóstwo ludzi, którzy zobaczą jego stronę internetową, może nie zobaczyć mojej.
– I na odwrót. To moja następna troska. Ellie, czy zamierzasz umieścić w Internecie coś o tym drugim domniemanym zabójstwie?
– Nie jestem pewna. Z jednej strony, ktoś, kto to zobaczy, może dostarczyć informacji na temat ofiary zabójstwa. Z drugiej strony, to może ostrzec Westerfielda i w jakiś sposób pomóc mu zatrzeć ślady.
– Lub pozbyć się osoby, która mogłaby zeznawać przeciwko niemu. Musisz być bardzo ostrożna.
– To już mogło się stać.
– Właśnie. Daj mi znać, co postanowiłaś.
Weszłam do Internetu i znalazłam nową stronę „Komitet na rzecz Sprawiedliwości dla Robsona Westerfielda”. Została zręcznie opatrzona cytatem z Woltera: „Lepiej zaryzykować wypuszczenie człowieka winnego, niż skazać niewinnego”.
Pod cytatem znajdowała się fotografia posępnego i zamyślonego Roba Westerfielda. Dalej następowały relacje ludzi, którzy naprawdę siedzieli w więzieniu za cudze zbrodnie. Historie te były bardzo dobrze napisane i chwytały za serce. Domyśliłam się bez trudu, że autorem jest Jake Bern.
Część strony internetowej kreowała Westerfieldów na amerykańską rodzinę królewską. Zobaczyłam tam zdjęcia Roba jako małego chłopca z dziadkiem senatorem i w wieku dziewięciu lub dziesięciu lat z babką, której pomagał przecinać wstęgę nowego ośrodka dla dzieci, ufundowanego przez Westerfieldów. Były też jego zdjęcia z rodzicami na pokładzie „Oueen Elizabeth II” i na kortach tenisowych w klubie Everglades.
Wszystko to miało, jak sądzę, prowadzić do wniosku, że zabójstwo było poniżej godności tego uprzywilejowanego młodego człowieka.
Gwiazdą następnej części stałam się ja. Zdjęcie ukazywało mnie rozciągniętą na łóżku w ośrodku psychiatrycznym Fromme’a, ze związanymi rękami i nogami, w okropnej koszuli nocnej, stanowiącej obowiązkowy strój pacjentów. Byłam tylko częściowo przykryta cienkim kocem.
Podpis brzmiał: „Świadek, którego zeznanie pogrążyło Robsona Westerfielda”.
Wylogowałam się. Mam nawyk, który odziedziczyłam po ojcu. Kiedy był wściekły z jakiegoś powodu, przygryzał prawy kącik ust.
W tej chwili to właśnie zrobiłam.
Siedziałam przez półtorej godziny i próbowałam się uspokoić, zastanawiając się, czy opublikować domniemane przyznanie się Westerfielda do kolejnego morderstwa i rozważając wszystkie za i przeciw.
Marcus Longo wspomniał o problemach technicznych z odkryciem nierozwiązanego morderstwa, które mógł popełnić Rob Westerfield.
Internet był międzynarodowy.
Czy narażę kogoś na niebezpieczeństwo, zamieszczając tu imię domniemanej ofiary?
Ale mój niezidentyfikowany rozmówca był już w niebezpieczeństwie i wiedział o tym.
W końcu sporządziłam krótką notatkę.
Niewykluczone, że w okresie pomiędzy dwadzieścia dwa a dwadzieścia siedem lat temu Rob Westerfield popełnił inną zbrodnię. Pod wpływem narkotyków chełpił się w więzieniu: „Zatłukłem Phila na śmierć i to było wspaniałe uczucie”.
Każdy, kto posiada informacje na temat tej zbrodni, proszony jest o przesłanie ich na adres: ellie1234@mediaone.net. Dyskrecja i nagroda zapewnione.
Przebiegłam ją wzrokiem. Rob Westerfield z pewnością to przeczyta, pomyślałam. Ale przypuśćmy, że wie, iż jest jeszcze oprócz mojego nieznanego rozmówcy ktoś, kto ma informacje, mogące mu zaszkodzić.
Są dwie rzeczy, których dobry dziennikarz nigdy nie robi: nie ujawnia źródeł i nie naraża niewinnych ludzi na niebezpieczeństwo.
Postanowiłam nie zamieszczać tej notatki.
33
W piątek wieczorem przemogłam się i zatelefonowałam do Pete’a Lawlora.
– Twoja wiadomość zostanie zarejestrowana…
– Tu była współpracownica, która interesuje się tobą w wystarczającym stopniu, aby zapytać cię o samopoczucie, perspektywy pracy i zdrowie – oznajmiłam. – Odpowiedź będzie mile widziana.
Zadzwonił pół godziny później.
– Chyba bardzo chcesz z kimś porozmawiać.
– Chcę. Dlatego właśnie pomyślałam o tobie.
– Dzięki.
– Mogę spytać, gdzie teraz jesteś?
– W Atlancie. Pakuję się.
– Wnoszę z tego, że decyzja zapadła.
– Tak. Wymarzona praca. Baza w Nowym Jorku, ale mnóstwo podróżowania. Relacje z punktów zapalnych na całym globie.
– Która gazeta?
– Żadna. Zamierzam zostać gwiazdą telewizyjną.
– Czy musiałeś stracić pięć kilogramów, zanim cię zatrudnili?
– Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek była okrutna.
Roześmiałam się. Rozmowy z Pete’em wnosiły nieco zabawnej, codziennej rzeczywistości do mojego coraz bardziej surrealistycznego życia.
– Żartujesz czy naprawdę dostałeś pracę w telewizji?
– Naprawdę. W kablówce Packarda.
– Packard. Wspaniale!
– To jedna z nowych sieci kablowych, ale szybko się rozwija. Już miałem przyjąć posadę w Los Angeles, chociaż to nie było dokładnie to, czego pragnęłam, gdy do mnie przyszli.
– Kiedy zaczynasz?
– W środę. Jestem w trakcie wynajmowania mieszkania i odkładania rzeczy, które zamierzam załadować do samochodu. Wyjeżdżam w niedzielę po południu. Kolacja we wtorek?
– Jasne. Miło było usłyszeć twój melodyjny głos…
– Nie rozłączaj się. Ellie, obejrzałem twoją stronę internetową.
– Całkiem niezła, prawda?
– Jeśli ten facet naprawdę jest taki, jak go opisujesz, igrasz z ogniem.
Wiem o tym, pomyślałam.
– Obiecaj mi, że nie powiesz, abym na siebie uważała.
– Obiecuję. Odezwę się do ciebie w poniedziałek po południu.
Wróciłam do komputera. Była prawie ósma, a ja wytrwale pracowałam. Zamówiłam kolację do pokoju i czekając, aż mi ją przyniosą, przeciągnęłam się kilka razy i zamyśliłam.
Rozmowa z Pete’em rozszerzyła, przynajmniej na razie, moje pole widzenia. Przez kilka ostatnich tygodni żyłam w świecie, gdzie Rob Westerfield był postacią centralną. Teraz, na chwilę, zaczęłam patrzeć dalej, poza drugi proces, poza moją chęć ujawnienia światu głębi jego amoralnej natury.
Mogłam wygrzebać i wydobyć na światło dzienne każdy podły, nikczemny postępek, jakiego się dopuścił. Prawdopodobnie zdołałabym wyśledzić nierozwiązane morderstwo, które popełnił. Potrafię opisać w książce żałosną, plugawą historię jego życia. Potem nadejdzie czas, by zająć się moim życiem.
Pete właśnie to robił – nowa baza w Nowym Jorku, nowa praca w innym środowisku.
Splotłam dłonie za głową i wykonałam kilka skrętów tułowiem. Mięśnie karku miałam napięte i przyjemnie było je rozciągnąć. Mniej przyjemna była świadomość, że bardzo brakuje mi Pete’a Lawlora i nie chcę wracać do Atlanty, jeśli jego tam nie będzie.