– I śliczna mała Andrea. Na własne oczy widziałem, jak ten jełop wchodzi do garażu, niosąc tę łyżkę do opon…
Kelner ciągnął go z jednej strony, Leo i Billy z drugiej. Próbowałam odepchnąć twarz Willa, ale bez skutku. Całował moje oczy. Potem przycisnął wilgotne, cuchnące piwem wargi do moich ust. Moje krzesło zaczęło przechylać się do tyłu, kiedy się mocowaliśmy. Przestraszyłam się, że uderzę głową o podłogę, a on zwali się na mnie.
Podbiegli jednak mężczyźni od sąsiednich stolików i silne ręce chwyciły chwiejące się krzesło, zanim upadło na podłogę.
Potem Will Nebels został odciągnięty, a krzesło wróciło do normalnej pozycji. Ukryłam twarz w dłoniach. Po raz drugi w ciągu ostatnich sześciu godzin drżałam tak gwałtownie, że nie mogłam odpowiedzieć na pełne troski pytania zadawane ze wszystkich stron. Para spinek, które podtrzymywały mi włosy, wysunęła się i włosy opadły mi na ramiona. Poczułam, jak Joan głaszcze mnie po głowie i chciałam ją poprosić, żeby przestała – współczucie w tym momencie wywarłoby jak najgorszy skutek. Chyba zdała sobie sprawę z mojego stanu, ponieważ cofnęła rękę.
Usłyszałam, jak kierownik rozpływa się w przeprosinach. Powinieneś przepraszać, pomyślałam. Powinieneś przestać obsługiwać tego pijaka już dawno temu.
Ta chwila gniewu wystarczyła, bym odzyskała równowagę. Podniosłam głowę i zaczęłam doprowadzać włosy do porządku. Potem spojrzałam na zatroskane twarze przy sąsiednich stolikach i wzruszyłam ramionami.
– Nic mi nie jest – powiedziałam.
Zerknęłam na Joan i odgadłam, co myśli. Równie dobrze mogłaby to wykrzyczeć.
„Ellie, teraz rozumiesz, co mówiłam o Willu Nebelsie? Przyznał się, że był w domu pani Westerfield tamtego wieczoru. Prawdopodobnie był pijany. Jak myślisz, co by zrobił, gdyby zobaczył, że Andrea wchodzi do garażu sama?”.
Pół godziny później, po drugiej filiżance kawy, uparłam się, że pojadę do domu sama. Po drodze jednak zaczęłam się zastanawiać, czy nie postąpiłam lekkomyślnie. Byłam teraz pewna, że ktoś mnie śledzi, i nie zamierzałam ryzykować kolejnego spotkania na pustym parkingu. Dlatego nie skręciłam przy gospodzie, lecz minęłam ją i zadzwoniłam na policję z telefonu komórkowego.
– Przyślemy wóz – powiedział dyżurny policjant. – Gdzie pani jest?
Wytłumaczyłam mu.
– W porządku. Proszę zawrócić i skręcić na podjazd przed gospodą. Zaraz tam będziemy. Proszę pod żadnym pozorem nie wysiadać z samochodu, dopóki się nie zjawimy.
Jechałam wolno, a samochód za mną również zwolnił. Teraz, kiedy wiedziałam, że nadjeżdża radiowóz, byłam zadowolona, że mój ogon nadal tam jest. Chciałam, aby policja ustaliła, kto mnie śledzi i dlaczego.
Znów zbliżałam się do gospody. Skręciłam na podjazd, ale samochód za mną pojechał dalej. Kilka chwil później zobaczyłam błyskające światła i usłyszałam wycie policyjnej syreny.
Wjechałam na podjazd i zatrzymałam się koło wejścia. Dwie minuty później pojawił się radiowóz i stanął za mną. Wysiadł z niego policjant i podszedł do drzwi kierowcy mojego samochodu. Kiedy opuściłam szybę, zobaczyłam, że się uśmiecha.
– Była pani śledzona, panno Cavanaugh. Chłopak twierdzi, że jest pani bratem i chciał się upewnić, że dotrze tu pani bezpiecznie.
– Och, na miłość boską, proszę mu powiedzieć, aby wracał do domu! – powiedziałam. A potem dodałam: – Ale proszę mu podziękować w moim imieniu.
36
Zamierzałam zatelefonować do Marcusa Longo w niedzielę rano, lecz mnie uprzedził. Kiedy o dziewiątej zadzwonił telefon, siedziałam przy komputerze z drugą filiżanką kawą stojącą obok na stole.
– Uznałem, że jesteś rannym ptaszkiem, Ellie – odezwał się detektyw.
– Mam nadzieję, że się nie pomyliłem.
– Jeśli chodzi o ścisłość, spałam dzisiaj długo – wyjaśniłam. – Do siódmej.
– Tego się właśnie po tobie spodziewałem. Porozumiałem się z biurem w Sing Sing.
– Żeby sprawdzić, czy jakiś zwolniony niedawno więzień lub strażnik miał śmiertelny wypadek?
– Zgadza się.
– Dowiedziałeś się czegoś?
– Ellie, byłaś pod bramą Sing Sing pierwszego listopada. Herb Coril, więzień, który swego czasu siedział w tym samym bloku co Rob Westerfield, został wypisany tego dnia rano. Zatrzymał się w domu noclegowym na dolnym Manhattanie. Nie widziano go od piątku wieczorem.
– Ostatni telefon odebrałam w piątek około dziesiątej trzydzieści wieczorem – odrzekłam. – Człowiek, który do mnie dzwonił, obawiał się o swoje życie.
– Nie możemy mieć pewności, czy to ta sama osoba, i nie możemy mieć pewności, czy Coril nie złamał po prostu warunków zwolnienia i nie prysnął.
– Jakie są twoje przypuszczenia? – spytałam.
– Nigdy nie wierzyłem w zbiegi okoliczności, zwłaszcza takie jak ten.
– Ani ja.
Opowiedziałam Marcusowi o moim spotkaniu z Alfiem.
– Mam tylko nadzieję, że Alfiemu nic się nie przydarzy, dopóki nie dostaniesz tego szkicu – zauważył ponuro. – A co do jego historii, wcale nie jestem zaskoczony. Wszyscy podejrzewaliśmy, że Rob Westerfield zaplanował tę robotę. Chyba wiem, jak musisz się czuć.
– Chodzi ci o to, że gdyby siedział w więzieniu, nie spotkałby Andrei? Cały czas o tym myślę i bardzo mnie to dręczy.
– Rozumiesz, że nawet z kopią tego szkicu i zeznaniem Alfiego przed prokuratorem okręgowym nie da się uzyskać wyroku skazującego. Alfie sam był w to zamieszany, a szkic podpisał ktoś o imieniu Jim, kogo nikt nigdy nie widział.
– Wiem.
– W tej sprawie przedawnienie obejmuje ich wszystkich: Westerfielda, Alfiego i Jima, kimkolwiek jest.
– Nie zapominaj o Hamiltonie. Gdyby udało mi się udowodnić, że zniszczył dowód, który mógł zapewnić jego klientowi lżejszy wyrok i obciążał Westerfielda, komisja do spraw etyki rzuciłaby się na niego.
Obiecałam, że pokażę Marcusowi szkic, który przyniesie mi Alfie. Potem pożegnałam się i spróbowałam wrócić do pracy. Nie szło mi jednak najlepiej i, osiągnąwszy bardzo niewielki postęp, zdałam sobie sprawę, że czas pojechać do Joan na śniadanie.
Tym razem pamiętałam o walizce i plastikowej torbie z pralni ze spodniami, swetrem i kurtką.
Zanim jeszcze zobaczyłam klasztor franciszkanów w Graymoor, wiedziałam, że się tam zatrzymam. Przez cały tydzień pewne wspomnienie wydobywało się powoli z mojej podświadomości. Odwiedziłam to miejsce z matką po śmierci Andrei. Zatelefonowała do ojca Emila, zakonnika, którego znała. Tego dnia miał być w Gospodzie Świętego Krzysztofa, więc umówili się tam.
Położona na terenie klasztoru Gospoda Świętego Krzysztofa to prowadzony przez zakonników dom dla biednych ludzi, uzależnionych od alkoholu lub narkotyków. Pamiętam jak przez mgłę, że siedziałam z jakąś panią, zapewne sekretarką, podczas gdy matka była w gabinecie. Potem ojciec Emil zaprowadził nas do kaplicy.
Pamiętam, że w kaplicy znajdowała się księga, do której ludzie wpisywali swoje prośby. Matka napisała coś, a potem wręczyła mi długopis.
Chciałam dziś pójść tam jeszcze raz.
Zakonnik, który mnie wpuścił, przedstawił się jako ojciec Bob. Nie sprzeciwił się mojej prośbie. Kaplica była pusta, on stał przy wejściu, a ja klęczałam przez kilka minut. Potem rozejrzałam się i zobaczyłam stojak z pokaźnych rozmiarów księgą.
Podeszłam tam i wzięłam długopis.
Nagle przypomniałam sobie, co napisałam poprzednim razem: „Proszę, niech Andrea do nas wróci”.
Tym razem nie zdołałam powstrzymać się od płaczu.
– W tej kaplicy wylano wiele łez. – Ojciec Bob stał tuż za mną.
Rozmawialiśmy przez godzinę. Kiedy dotarłam do Joan, nie byłam już poróżniona z Bogiem.
Joan i ja nie zgadzałyśmy się ze sobą co do zachowania Willa Nebelsa poprzedniego wieczoru.
– Ellie, on był kompletnie pijany. Ilu ludziom rozwiązuje się język, kiedy za dużo wypiją? I moim zdaniem raczej wtedy nie kłamią – wręcz przeciwnie, jest większa szansa, że powiedzą prawdę.