Выбрать главу

Dziewczynka speszyła się i zamilkła. Z Księgi Mniejszej pozostało już do nauki niewiele. Pozostał tylko ostatni rozdział, zawierający ciąg dalszy historii Wielkiego Królestwa.

W Księdze Wielkiej historia ta zakończyła się opisem rządów najwspanialszego z dwudziestu czterech władców Luila XXIII. To właśnie on, chcąc położyć tamę żądzy wszelakich wojen zaborczych – które nękały Królestwo jeszcze przed jego zjednoczeniem – nakazał zniszczyć całą broń, jaka kiedykolwiek i gdziekolwiek znajdowała się w posiadaniu jego podwładnych. Czego nie dało się spalić lub porąbać na kawałki – zostało zakopane w ziemi na wieczne czasy. Matka Ziemia przyjęła w siebie tysiące srebrzystych mieczy z ozdobnymi rękojeściami, których stal była tak mocna, iż oparła się jakiejkolwiek próbie zniszczenia. A każdy z tych mieczy przynależał do jednego z wielkich, rycerskich rodów o wielowiekowej tradycji. Niektórzy z rycerzy płakali żegnając się ze swą bronią, inni próbowali ją ukryć przed okiem królewskiej gwardii, ale większość uznała wyższość Idei Pokoju nad umiłowaniem żołnierki.

Dzień ów nazwano Dniem Zakopywania Broni i od tej pory corocznie czczono go jako uroczyste, zaświadczające o szlachetności Luila XXIII święto. Luil XXIII zdążył już zejść z tego świata po 77 latach panowania – i jak przystało na ród Luilów stało się to wyłącznie ze starości, a nie z choroby czy innej przyczyny – a Dzień Zakopywania Broni, przypadający na sam początek wiosny nadal był największym i najweselszym ze świąt. Patronował mu już kolejny, dwudziesty czwarty z rzędu król o imieniu Luil. Legenda głosiła, że Święty Kamień przyjął go chętnie, namaszczając tym samym na króla – ale na mgnienie oka zalśnił jakąś ponurą, zielonkawą poświatą, która zebranym tłumnie kapłanom, rycerzom, uczonym i przedstawicielom wszystkich poddanych skojarzyła się – w ponury sposób – z Podziemnym Królestwem Złej Śmierci. Ale dość szybko zapomniano o tym wydarzeniu.

Król Luil XXIV, jak wszyscy z jego rodu, był rosłym, jasnowłosym i silnym mężczyzną. Zgodnie z obyczajem wprowadzonym przez Luila VIII nie musiał w wyborze żony kierować się względami polityki i szukać jej wśród księżniczek o nieskazitelnym pochodzeniu rodowym. Jego wybór padł jednak na córkę starego rycerskiego rodu – rycerskiego już jedynie z nazwy, bowiem wszystkie rodowe miecze dawno spoczywały zakopane w ziemi.

Piękna Avatia, równie rosła i jasnowłosa jak jej mąż, urodziła mu dwóch synów i jedną córkę. Obaj synowie nie otrzymali jeszcze właściwego imienia, bowiem tylko Święty Kamień mógł rozstrzygnąć, który z nich otrzyma później miano Luila, a który męską odmianę imienia matki. Gdy królewscy synowie dorastali do pełnoletności, stawiano ich kolejno (zależnie od tego, ilu ich było, a prawie zawsze więcej niż jeden) na Świętym Kamieniu. Omszały prastary Kamień albo tkwił nieporuszony w swych posadach w głębi Wielkiej Świątyni (nikt nie pamięta, ani od kiedy tam stał, ani też skąd się wziął) – albo też leciutko drgał. Drganiem wskazywał, który z królewskich potomków jest bardziej godny tytułu następcy tronu, a tym samym imienia Luil z przydatkiem kolejnej liczby. Niekiedy jednak Święty Kamień brutalnie zrzucał kandydata do tronu, lub porażał go lodowym tchnieniem z Podziemi, prawie że zabijając. Było to zjawisko nader rzadkie, ale jednak zdarzało się przynajmniej raz na kilka królewskich pokoleń i prawie zawsze dowodziło istnienia ukrytej, ale poważnej skazy w charakterze królewskiego syna. Czasem była to zbytnia żądza władzy, to znowu szkodliwa u królów zbytnia przebiegłość i chytrość lub też niezdolność dotrzymywania składanych poddanym obietnic. Święty Kamień – który nie miał Początku ani Końca – nigdy się nie mylił.

– … ale ktoś przecież musiał wiedzieć, skąd się wziął Święty Kamień! – przerwała Dziewczynka lekturę, gniewnie zwracając się do swej nauczycielki.

– Zapamiętaj raz na zawsze, że w każdym ze światów istnieją sprawy, rzeczy i zjawiska nie do wytłumaczenia przez człowieka. Najbardziej wyrafinowani uczeni są bezradni – i Czarownica uśmiechnęła się. – I choć dobrze jest znać odpowiedź na większość zagadek i tajemnic, jakie niesie ze sobą życie, bodaj parę winno zostać nie rozwiązanych, dla dobra samego człowieka, aby nie urósł w pychę, sądząc, iż jest on ponad wszystkim i wszystko wie. A także dla dodania urody życiu, które bez tajemnic jest jak chleb bez soli. Mogę ci jednak powiedzieć, że niektórzy sądzili, że święty Kamień spadł z nieba, bowiem właśnie tam ludzie szukają odpowiedzi na to co Nierozwiązane.

“… jednak tym razem żaden z królewskich synów nie doczekał dnia swych osiemnastych urodzin i nie stanął na Świętym Kamieniu” – czytała dalej Dziewczynka. Obaj bracia, nie wiedząc nic o swoim przyszłym tragicznym losie, żyli beztrosko, ucząc się wraz ze swą królewską siostrą Luelle pod bystrym okiem najwytrawniejszych nauczycieli, rycerzy i najbieglejszych Czarownic.

– … Luelle? – spytała Dziewczynka. – W tam tej Księdze nie było ani słowa o królewskich córkach.

– Ale niewątpliwie rodziły się – powiedziała Czarownica. I zawsze nosiły imię Luelle. Jednak nigdy nie stawały na Świętym Kamieniu. Jak długo rodzili się synowie, nie trzeba było wkładać korony na głowy córek. A synowie rodzili się zawsze. Owszem, gdyby Święty Kamień odrzucił kolejno wszystkich synów któregoś z królów, córka i siostra kandydatów do tronu miałaby także prawo do wstąpienia na Kamień. Ale nigdy tak się nie stało.

… królewna Luelle zdążyła wyjść za mąż. Zgodnie z tradycją wprowadzoną przez Luila V pożądane było, aby królewskie córki znajdowały mężów wśród królewskich poddanych, których wybierały wyłącznie z miłości. Był to piękny i mądry obyczaj, powodujący, iż królewski ród z pokolenia na pokolenie jednoczył się małżeńskimi więzami ze wszystkimi rodami królestwa, czy to rycerskimi, czy też nawet mieszczańskimi lub wiejskimi.

Dzieci królewskich córek – jeśli były dziewczynkami miary prawo zachować imię Luelle, zastrzeżone wyłącznie dla potomkiń królewskiego rodu. Ostatnia z królewien w wieku lat szesnastu wyszła za mąż za Nadwornego Maga Luila XXIV. Jej bracia mieli wówczas czternaście i piętnaście lat.

Król Luil XXIV, gdy doszedł do władzy, zastał Wielkie Królestwo tak doskonale urządzone i bogate, iż nie miał wiele do roboty. Wszystko funkcjonowało niemal samo z siebie, jak doskonały mechanizm. Oddał się zatem swym ulubionym zajęciom w Królewskiej Menażerii. Kochał zwierzęta i potrafił przebywać z nimi całymi dniami…

– … czy umiał z nimi rozmawiać? Rozumiał to, co mówiły, lub czytał w ich oczach? – spytała Dziewczynka.

– Nie – odparła Czarownica. – Zgodnie z tym, co nakazał król Luil XIII, ten który otoczył swą opieką Czarownice i powołał Wielką Akademię Magiczną, czary jako takie a także magia były zakazane dla mężczyzn. Mogły uprawiać ją wyłącznie kobiety.

– Dlaczego?

– Bo tylko kobiety i małe dziewczynki mają w sobie naturalny instynkt magii, choć nie wszystkie zdają sobie z tego sprawę. Mężczyznom jest on obcy, a nie posiadając tego instynktu mogliby czarami wyrządzić wiele zła i szkód.

– … więc Luelle?

– Tak, podobnie jak większość królewskich córek miała instynkt magii, który zresztą wzmacniało to, iż nauczycielkami królewskich dzieci były także Czarownice. Ale ostatnia z królewskich córek miała ku temu większe zdolności niż pozostałe. Właśnie dlatego wyszła za mąż za Nadwornego Maga.

– Kim był Nadworny Mag, skoro mężczyźni…

– Raz na jakiś czas pojawiał się mężczyzna obdarzony instynktem magii i wówczas na mocy specjalnego królewskiego edyktu zezwalano mu kształcić się w Akademii Magicznej. Ale było to doprawdy niezwykle rzadko. Czytaj dalej…

… i właśnie ta małżeńska para, królewna Luelle ze swym mężem jako pierwsi wyczuli grożące Wielkiemu Królestwu niebezpieczeństwo. Oczywiście, wyczuły je też Czarownice, Trzynaście Sióstr Starszych. Ale na próżno próbowali ostrzegać najpierw samego króla, a potem jego ministrów, doradców, przyjaciół – ostrzegając, iż czują, że do granic państwa zbliża się jakaś Niepojęta Groza. Choć bowiem czuli niebezpieczeństwo, nie umieli go określić. Król Luil XXIV nie wierzył, aby jego państwu, po wiekach spokoju, mogło cokolwiek zagrażać. Ministrowie także nie dawali wiary słowom Luelle, jej męża i Czarownic. Para ta wręcz naraziła się całemu dworowi, bowiem nagle zaczęła żądać odkopania broni! A właśnie zbliżał się Święty Dzień i wszyscy Mieszkańcy czynili do niego radosne przygotowania. W atmosferze wesołości nikt nie chciał dawać wiary ponurym przepowiedniom. Domy strojono kwiatami, pleciono wieńce na głowy, szyto piękne i bogate stroje. W Dzień Święta Zakopywania Broni wszyscy – jak zawsze – wylegli na place miast, na wiejskie łąki, na rynki małych miasteczek, by śpiewać i tańczyć, paląc symboliczne, drewniane miecze, specjalnie wyrzeźbione na to święto. Niektóre nawet nosiły rodowe herby! W pałacu królewskim została tylko Luelle z mężem, a twarze ich ściągnięte były najwyższym niepokojem. Tylko oni na pozornie błękitnym niebie dostrzegali czarne, nadciągające ze wszystkich granic państwa chmury. Nic dziwnego, że jedynie oni zdołali uciec ze stolicy, nim nadeszła Groza. Czarownice do samego końca próbowały przeciwdziałać Złu, ale niewiele już mogły wobec liczebności siły, która stawiała im czoła. Niektórym z nich niemal w ostatniej chwili udało się zbiec; inne zginęły, przyczyniając wiele szkód wrogowi, nim same poniosły śmierć.