Выбрать главу

– Jak ludzie, którzy stworzyli takie piękno, mogli dać się tak szpetnie podejść barbarzyńcom z Wielkich Stepów? pomyślał przelotnie i przez ułamek sekundy, na pół świadomie, poczuł się dumny, iż przynależy do takiej rasy. Nie miał zresztą nigdy złudzeń, kim są Najeźdźcy, którym zdecydował się służyć. – Gdyby to wielkie, królewskie Imperium nie runęło, z jakąż radością służyłbym dziś władcom rodu Luilów – myślał. – Ci barbarzyńcy przerażają mnie, ale cóż robić? Tylko w Urghu moja szansa na dostatnie życie. Nie chcę umierać z nędzy jak moi rodacy. A teraz, gdybym przyprowadził Urghowi cenną zwierzynę, mogę się od niego spodziewać nie byle jakich splendorów!

… a zwierzyna tam była. Tam, za pierwszym murem pałacu – i Woodou to wiedział na pewno. Mówił mu o tym nie tylko instynkt, ale i słuch. Choć nie słyszał treści rozmów, ale przecież nie było to słuchowym omamem, te odległe dźwięki, najwyraźniej dwa głosy, dwóch żywych kobiet rozmawiających ze sobą.

– Dwie kobiety… – myślał Woodou. – Jedna starsza, ma głos wyraźnie niższy i druga bardzo młoda, jej głos wibruje śpiewnie jak u ptaka… Ale dlaczego dwie kobiety? Jedna jest Czarownicą, to pewne, tak wynika z Pieśni, lecz druga…? Czyżby Istota, o której mówią ostatnie zwrotki Pieśni, miała być Dziewczyną? Mogło być i tak, czemu nie? Pod pojęciem “Istota” nie kryje się żadna wyraźnie określona płeć. To my, na Zamku, uznaliśmy, że jeśli Urghowi ma ktokolwiek zagrozić, to jedynie mężczyzna z rodu Luilów, no bo kobieta…? Jakże? W jaki sposób? I czemu w Miasteczku, w którym omal nie zgubiło nas to straszliwe trzęsienie ziemi, Czarownica była z chłopcem…? Ale przecież dziewczynę łatwo przebrać za chłopca, wystarczy jej obciąć włosy… i umyć w wywarze z dębu, przyciemnić… Tak, ciągle szukaliśmy i szukaliśmy Czarownicy z chłopcem, i to złotowłosym. Nawet donoszono nam z tej czy innej wsi lub miasteczka, że włóczą się tam stara kobieta i jakaś dziewczynka, ale nigdy w jakiś szczególny sposób nas to nie interesowało, tak przywykliśmy do myśli, że to powinien być chłopiec… Dziwnie toczą się te losy, bo i cóż może dziewczyna uczynić Urghowi? Rycerz z rodu Luilów, to rozumiem… Stawiłby mu czoła w walce i wygrał, ale dziewczyna…? Lecz ten Czar, jakiś dziwny Czar, o jakim mowa w tej przeklętej Pieśni… Czary w tym kraju są domeną kobiet! Czuję, że ten głupi szczeniak, Ajok, wie o wiele więcej, niż mówi…

Woodou i jego ludzie niemal bez ruchu stali w pobliżu pałacowej bramy już prawie dwa dni. Zmieniali się co cztery godziny i wtedy połowa z nich zapadała w krótki sen. Jedli tylko suchary, a zamiast wody brali do ust garść śniegu. Wyraźnie było widać, że mają już tego dość.

… śnieg – myślał Woodou. – Gdyby nie on, nigdy byśmy tu nie dotarli przez tę zieloną, straszliwą dżunglę. Cóż za wspaniały zbieg okoliczności! Głuptas Ajok odkrywa, że one są w sercu Ardżany, mówi to ze strachu Urghowi i akurat jest śnieg! Los nam sprzyja! A swoją drogą mały nie jest wcale durniem, za jakiego wszyscy go mają. Rzecz w tym, że my wszyscy, tak, ja też, tak bardzo boimy się Pieśni Jedynej, że nigdy nie wsłuchaliśmy się naprawdę w jej słowa. Strach obezwładnił nam umysł. Ten strach spowodował, że nigdy nie próbowaliśmy zgłębić dokładniej jej treści i znaczenia, jej szyfrów i zagadek. Gdyby nie Ajok, w ogóle nie zwrócilibyśmy uwagi na to, co faktycznie ta Pieśń głosi i jak wiele jest w niej szczegółów, dokładnych niemal wskazówek…!

Na dziedzińcu Pałacu dość długo panowało milczenie. Ale oto znowu dobiegają z niego głosy. Woodou natęża całą swoją uwagę, ale nie może rozróżnić słów, tylko brzmienie dwu głosów: ten młody, melodyjny i starszy, o wiele surowszy, chłodny.

… obyż zechciały się rozdzielić! – modli się Woodou do swego Boga. Jego Bóg jest Bogiem chytrości, ma niedużą, lisią twarzyczkę, jak Woodou, i z jego pomocą udało mu się zająć uprzywilejowane miejsce u boku Urgha. Nie było to trudne, bowiem Urghowie nie grzeszą rozumem. Ich Bóg jest wyłącznie Bogiem siły. Ale cóż może siła bez rozumu? Dlatego Woodou stał się Urghowi niezbędny, mimo tylu niepowodzeń w tropieniu zbliżającej się klęski i prób zapobiegnięcia jej. Ale teraz, jeśli mu się nie uda, Urgh może naprawdę stracić do niego swoją słabość, ba, może pozbawić go życia! Strach, który przepełnia go coraz mocniej i mocniej każdego dnia i każdej nocy, powoduje, iż Urgh traci głowę, staje się coraz bardziej gwałtowny, dziki, brutalny. I nieobliczalny.

– … żeby się rozdzieliły, choć na chwilę – modli się Woodou. – Żeby to ona wyszła sama, a Czarownica niech pozostanie tam, w pałacowych murach. Po co mi Czarownica? Czarownice znają zbyt wiele sposobów uniknięcia swego losu. Są groźne. Żeby ona zechciała wyjść sama przez tę bramę. Wtedy już będzie nasza…

Jeden z głosów brzmi coraz bliżej. Ten wyższy, młodszy. Woodou natęża swoją uwagę i daje znak swoim ludziom. Wszyscy się budzą i stoją teraz nieruchomo za pniami drzew.

Czterech stoi przy samej bramie, po dwóch z każdej strony. U ich stóp leży sieć. Nie widać jej, gdyż Woodou zadbał, aby przykryć ją śniegiem.

Teraz zamilkły oba głosy… słychać jedynie czyjeś kroki… lekkie, szybkie. Jakby ktoś biegł zwinnie i z radością. “Tak biegnie tylko ktoś młody” – myśli Woodou, cały napięty. Ten ktoś biegnący jest już parę metrów od bramy… jest już przy niej… zaraz w nią wejdzie…

Bura sieć poderwana sprawnymi, silnymi rękami opada na smukłą, biegnącą postać. Przez chwilę w bladym zimowym słońcu lśnią złote włosy, przez ułamek sekundy widać jasną, przestraszoną twarz i szarobłękitne oczy. Zanim jednak usta otwierają się do krzyku, silna ręka Woodou spada na nie i knebluje brudną szmatą. A potem Woodou precyzyjnie, nie za mocno, ale i nie za słabo, uderza w głowę. Istota w sieci, przez chwilę jeszcze szamocąca się, nieruchomieje. Jej ciężar staje się teraz jakby większy, ale i łatwiejszy do niesienia. Dziesięciu ludzi przemyka szybko i chyłkiem między pniami drzew.

– Trzeba się śpieszyć – myśli Woodou. – Przez tę dżunglę i ruiny, mimo zimy, będziemy przedzierać się co najmniej dwa dni. Oby tylko tamta nas nie dogoniła. Dlaczego jeszcze jej tu nie ma. Czyżby spała? Ale czy Czarownice w ogóle sypiają…?

* * *

Czarownica leży nieruchomo na jednej z ław kamiennej tronowej Białej Sali. Ma zamknięte oczy, jej twarz pobladła, rysy dziwnie wyciągnęły się. Ktokolwiek by ją teraz ujrzał, sądziłby, że umarła. Lecz ona żyje, tyle że Duchem jest daleko, daleko stąd. Jej Duch błądzi teraz w Królestwie Podziemi, blisko tajemniczych i groźnych Prastarych Mocy. I choć One ciągle drzemią, jednak z samej ich bliskości duch Czarownicy czerpie siłę, odnawia swoje cudowne właściwości i dary. Bowiem dary magii i czarów pochodzą właśnie stąd, z serca ziemi, z drzemiącej Potęgi Prastarych Mocy w swym podziemnym Królestwie – a nie z jakichkolwiek królestw nadziemnych.

Powieki Czarownicy drgają leciutko. Jej Duch, przebywający już głęboko pod ziemią, zaczyna się niepokoić. Zdaje mu się, że go ktoś woła. Kto? Prastare Moce? Nie, One przecież drzemią. Więc kto? Człowiek. Gdzie jest ten człowiek i dlaczego woła? Woła niecierpliwie, ze strachem i z niesamowitą siłą telepatyczną. Brzmienie tego Głosu zdolne jest uszkodzić delikatny mózg Czarownicy, ma tak niezwykłe wręcz natężenie. A zatem to nie jest Głos żadnej ze Sióstr. One umieją posługiwać się darem telepatii, czynią to delikatnie i cicho. Powieki Czarownicy drgają coraz szybciej. Jej Duch jeszcze nie zdążył napić się z Krynicy Mądrości Prastarych Mocy, ale czuje, że musi wracać i to jak najszybciej. Taki gwałtowny powrót jest niebezpieczny – i dla Ducha, i dla ciała Czarownicy. Duch jest osłabiony wyczerpującą i straszną podróżą do Królestwa Podziemi, a jeszcze nie zdążył odnowić swych sił. Czarownica otwiera oczy. Jest tak słaba, że nie może wstać. Nie wolno bezkarnie przywoływać jej Ducha, błądzącego pod ziemią. Zbyt szybki i gwałtowny powrót powoduje, że Czarownica w pierwszej chwili nie wie, gdzie jest. Z jej twarzy spływa pot, czuje dreszcze. Jest chora. I nie słyszy już żadnego wołania. Czy zatem zdawało się jej tylko, że ktoś wołał? Że jej mózg odebrał tak potężny i rozpaczliwy krzyk człowieka, iż do tej pory ból tkwi we wszystkich jego komórkach? Jeśli ten pełen lęku krzyk istotnie miał miejsce – mogła krzyczeć tylko Dziewczyna. Jedynie jej mózg mógł przesłać z telepatycznym brakiem wprawy ten zbyt silny, niepokojący sygnał. Ale przecież teraz panuje cisza. Nic nie słychać, Dziewczyna zapewne biega swobodnie po ruinach i nieprędko powróci. I bawi się tą nową zabawką, jaką jej dała Czarownica Czwarta – telepatią. Nie bacząc na jej prośby, by nie czyniła tego przez jakiś czas. Tak to do niej pasuje – pokazać Opiekunce, że jej nie posłucha.