Выбрать главу

Na historii rządów króla Luila XXIII urywała się baśń o Wielkim Królestwie, którą Dziecko czytało na przemian ziewając i nudząc się (przy opisach gospodarki i prawnych lub technicznych rozważaniach), to znowu dostając wypieków na buzi, gdy czytało o pieczy, którą Luil XIII sprawował nad Czarownicami.

– Szkoda, że to już koniec bajki – westchnęło, gdy rozdział zatytułowany “Krótka historia Wielkiego Królestwa” ustąpił miejsca rozdziałowi pod tytułem “Magiczna medycyna”.

– To nie jest bajka – odparła Czarownica.

– Więc co to jest?

– Znowu nie czytasz uważnie – skarciła je Czarownica. To jest prawdziwa historia.

– Chciałabym w takim razie żyć w tym Wielkim Królestwie – westchnęło Dziecko marzycielsko.

– Żyjesz w nim, choć nic o tym nie wiesz – rzekła krótko jego Opiekunka.

– Chcesz powiedzieć, że to miejsce jest Wielkim Królestwem? – zaśmiało się Dziecko chytrze. – To miejsce, gdzie raz po raz musimy uciekać przed rycerzami w zbrojach, gdzie nie mamy prawdziwego domu i gdzie nie widziałam, by stał choć jeden pałac?

– Tak – powiedziała spokojnie Czarownica. – To miejsce, gdzie wszyscy są biedni, a liczni nawet głodują, gdzie niepokornych skazują na śmierć, a podejrzanych o niepokorność szczują jak dzikie zwierzęta, było kiedyś szczęśliwym Wielkim Królestwem.

– Kłamiesz… – odparło Dziecko niechętnie.

– Nie kłamię, tyle tylko, że było to bardzo, bardzo dawno. Dokładnie 765 lat temu Wielkie Królestwo zniknęło z map tego świata. Choć było to jednak aż tak dawno, że zdawałoby się że nikt już nie powinien pamiętać, większość jego dzisiejszych mieszkańców nosi w swych sercach głęboką i serdeczną pamięć o nim, którą wzięli od swych dziadków, pradziadków i praprapradziadków. Nie zdołali już ujrzeć Wielkiego Królestwa, a jednak je pamiętają.

– Taka pamięć musi boleć – powiedziało Dziecko dorosłym tonem, jakim zresztą mówiło zazwyczaj, nie spotykając się nigdy ze swymi rówieśnikami, nie znając nikogo poza Czarownicą. – Chyba lepiej nie pamiętać, bo wtedy łatwiej się żyje.

– Tak – odparła Czarownica. – Łatwiej żyje się bez takiej pamięci, a o wiele gorzej z nią, ale za to wówczas żyje się mądrzej i prawdziwiej. Jest to pamięć gorzka, ale dumna.

– Mówisz, że tych królów było dwudziestu czterech? Wydaje mi się, że Wielka Księga musiała zgubić jeszcze jednego – szepnęło Dziecko. – Tego, który pozwolił sobie zabrać Wielkie Królestwo.

– To już jest całkiem inna historia – powiedziała Czarownica. – 1 mniemam, że wkrótce ją poznasz.

Przez resztę zimy Czarownica i Dziecko, nie nękane przez nikogo, żyły spokojnie w opuszczonej stajni. Dziecko nadal długimi zimowymi wieczorami czytało Wielką Księgę, a gdy odkładało ją niekiedy ze zniechęceniem, gdyż kolejne rozdziały wydawały mu się nudne, Czarownica surowo napominała:

– Nie trać czasu. Do tej pory, mimo upływu setek lat, udało się nam ocalić Wielką Księgę, nie zgubić jej ani nie zniszczyć w czasie kolejnych ucieczek. Ama ona nie mniej niż 1800 lat, przynajmniej pierwsze rozdziały, gdyż później dopisywano do niej coraz to nowe. Więc wartość ma bezcenną. Lecz w każdej chwili może się okazać, że strawi ją zły ogień, wpadnie w ręce Najeźdźców lub ludzi głupich, którzy ją zniszczą. Mam wobec ciebie tylko jedno zadanie i muszę skrupulatnie je wypełnić: nie tylko przeczytasz całą Wielką Księgę, nim ukończysz 7 lat, ale w dodatku będziesz ją umieć na pamięć. Siedem lat ukończysz na wiosnę, a to już niedługo…

Więc Dziecko nadal czytało wieczorami pożółkłe stronice opasłej Księgi, a znudzenie dziwnym trafem ustąpiło. Nocami Czarownica przykładała swe duże ciepłe dłonie do jego głowy i mamrotała jakieś słowa. Nazajutrz kolejne rozdziały wchodziły z coraz mniejszym trudem w pamięć Dziecka i utrwalały siew niej na zawsze.

Dziecko przeczytało i zapamiętało długi rozdział zatytułowany “Magiczna Medycyna” – i z pewnym wstrętem, ale skutecznie, zmuszone przez swą Opiekunkę, wyleczyło złamaną i ropiejącą łapkę małej myszki, oparzoną przez lampę szmaragdową ćmę, przywróciło życie zamarzniętemu w śniegu ptakowi. Po przeczytaniu rozdziału “Magiczne Płyny” nauczyło się przyrządzać ze zwykłej wody z dodatkiem paru wybranych ziół różne napary i napoje, które utrudzonym przywracały siły, roztargnionym pamięć, nieszczęśliwym – radość, otępiałym – umysłową sprawność.

Bez żadnych nakłonień ze strony Czarownicy, w najwyższym skupieniu Dziecko nauczyło się na pamięć rozdział “O nieludzkich mowach” i dowiedziało się – nawet bez zdziwienia – że bywają, rzadkie co prawda chwile, w których zrozumiała staje się dla wybranych istot mowa zwierząt, traw, ptaków, drzew. Należy jednak wybrać – a tego właśnie uczyła Wielka Księga – stosowny dzień, a i porę dnia. Niekiedy jest to tylko jeden dzień w roku, choć czasem bywa i tak, że – wraz ze zmianą kierunku wiatru, układem chmur na niebie, wilgotnością powietrza i kątem padania promieni Księżyca lub Słońca – można też ich mowę pojąć niemal co dzień.

Czarownica z błyszczącymi oczyma śledziła Dziecko, skryta za rogiem stajni, gdy stojąc pod wielką lipą, której gałęzie sięgały wysoko w niebo, wsłuchiwało się w skrzypienie jej konarów. Mowa liści drzew była łatwiejsza, lecz zimową porą niemożliwa. W oczach Czarownicy czaił się niepokój, bowiem ten zimowy, chłodny dzień nie był w dodatku Dniem Mowy Lip. Oczy Czarownicy połyskiwały coraz mocniej, a niepokój narastał. I wtedy gdy jej niepokój wzrósł do zenitu, Dziecko powiedziało:

– Ona mówi, że od dawna nie widziała we Wsi żadnych Najeźdźców. Nie mają tu nic do szukania, bo jest to Wieś posłuszna i karna…

– Tak – powiedziała Czarownica z uśmiechem na swych wąskich wargach.

– A co to znaczy wieś posłuszna i karna? – spytało Dziecko odrywając się od pnia wysokiej lipy.

– To jest taka Wieś, która chętnie zapomniała o tym, że była ongiś częścią dumnego i wolnego Wielkiego Królestwa – odrzekła Czarownica ze smutkiem. – W zamian ma nieco więcej jedzenia, niż pozostałe Wsie. Jak widzisz, można zdradzić i za kęs chleba.

Zima przeszła szybko, choć zazwyczaj dłuży się wszelkim żywym istotom w przeciwieństwie do wesołego pośpiechu wiosny. Jeszcze nigdy Czarownicy i Dziecku nie udało się tak długo i spokojnie przeżyć tyle czasu w jednym miejscu. Dzięki temu nauka postępowała szybko i już wkrótce Dziecko umiało Wielką Księgę na pamięć.

– Czy nigdy jej nie zapomnisz, moja Mała? – spytała pewnego dnia Czarownica. A był to dzień, w którym słońce przypiekało na tyle mocno, iż śnieg, leżący grubą warstwą wszędzie dokoła, zaczął powoli topnieć.

– Nigdy – odparło Dziecko.

– Więc teraz musimy tę Księgę spalić, żeby nie wpadła przypadkiem w niepowołane ręce.

– Musimy?! – zawołało Dziecko z żalem. – 1 co teraz będzie?

– Teraz ty będziesz Wielką Księgą, rozumiesz? Ona cała będzie w tobie, w twojej pamięci. A kiedyś… kto wie czy kiedyś jej nie odtworzymy?

Ten wieczór wydawał się Dziecku smutny. Wprawdzie pożółkłe, kruche stronice utrwaliły się w jego pamięci i niemal na każde zawołanie Dziecko widziało wyraźnie przed oczami każdą ze stron i niemal każde słowo każdego rozdziału – ale widok płonącej w kominku starej Wielkiej Księgi przejął je tęsknotą do niej, do jej dotyku, zapachu, jej obecności. Była to też tęsknota do długich, spokojnych choć fascynujących zarazem wieczorów, w czasie których stronice Księgi różowiały pod lampą na stole; tęsknota do tego pierwszego czarownego momentu gdy mały pajączek, spadając ze stołu przeobraził się w barwny kłębuszek włóczki.

Nie wiedząc o tym Dziecko tęskniło też do chwili, gdy było tylko dzieckiem, nie obciążonym żadną tajemną wiedzą ogromnej Wielkiej Księgi. Teraz, po jej śmierci w purpurowych płomieniach ono samo, Dziecko, było utraconą, czarodziejską Wielką Księgą. Przestawało być Dzieckiem. W sposób nieodwracalny.