Ciało oplatane siecią poruszyło się gwałtownie. Zebrani wokół rycerze z lękiem odsunęli się, krzycząc:
– Zabij j ą!
– Zabij! Nie czekaj! – podchwyciły głosy zebranych na zamkowym dziedzińcu rycerzy i żołdaków.
– Przerwij tę przeklętą Pieśń i zabij ją! – zakończył brat Urgha, potężnej budowy rycerz o podobnej do swego brata lwiej grzywie włosów i niskim czole.
Urgh, oszalały nagle z triumfu, uwolniony od wszystkich lęków i koszmarów nocnych, dręczących go niemal od urodzenia, wzniósł w górę swój miecz, gdy w ciszę, która nagle zapadła, wdarły się dwa naraz głosy:
– Nie czyń tego! Nie zabijaj! – zawołali niemal równocześnie Woodou i Ajok. W głosie pierwszego brzmiała nuta ostrzegawcza, a w drugim jedynie bezsilna rozpacz.
– Dlaczego? – spytał posępnie Urgh, powstrzymując niemal w ostatniej chwili swój miecz.
– Ojcze, błagam cię… – zaczął Ajok, ale Urgh odepchnął go i wbił swe małe, czarne oczy w Woodou:
– Pytam jeszcze raz, dlaczego?
– Odpowiem na to pytanie, gdy będziemy sami – wyszeptał Woodou łypiąc dokoła niespokojnym wzrokiem.
– Zabij ją! – zaryczało ponownie żołdactwo i rycerze z bratem królewskim na czele. – Inaczej ona zabije cię w taki czy inny sposób!
– Więc co mam uczynić? – spytał niemal bezradnie Urgh. Powodowany zawsze instynktem swej dzikiej, żądnej krwi natury, był wspaniały w walce, ale tracił głowę tam, gdzie należało myśleć. Dlatego Woodou stał mu się z czasem niezastąpiony, nawet gdy popełniał pomyłki.
– Na razie ukryj ją, panie – wyszeptał teraz sługa do ucha władcy. – Potem ci wszystko wyjaśnię…
– Ale gdzie? Gdzie mam ją ukryć? W lochach? A tamto trzęsienie ziemi w Miasteczku, pamiętasz? – spytał Urgh bezradnie.
– Na stos! Na stos! – niosło się echo okrzyków żołdactwa. – Lub przebij ją mieczem! Nie czekaj!
– Jeśli ona jest z królewskiego rodu, lecz po kądzieli, odziedziczyła, o czym mówi też Pieśń Jedyna, talenty magiczne – szeptał szybko Woodou swemu panu. – Musisz więc zamknąć ją w komnacie pozbawionej jakichkolwiek otworów, nawet najmniejszych. Inaczej przemieni się na przykład w pająka czy mysz i ucieknie…
– Więc gdzie mam ją zamknąć?! – zawołał niemal zrozpaczony Urgh. Wszelkie przeszkody wywoływały w nim zawsze gniew, zaprawiony żalem do okoliczności, które je spowodowały.
– Zabij ją i nie słuchaj tego lisa! – krzyknął w tym momencie jego brat. – Jeśli jest także Czarownicą, nigdy sobie z nią nie poradzisz! Zróbmy stos i spalmy ją!
– Zróbmy stos! – podchwycili żołnierze, licząc na uciechę, jaką sprawiało im palenie czarownic.
– Panie, radzę ci mnie wysłuchać – wyszeptał znowu Woodou. – Odniesiesz z tego wielką korzyść. A zamkniesz ją w jednym, jedynym pomieszczeniu, które nie ma ani okien, ani zwykłych drzwi i całe wykute jest z litego metalu…
– Myślisz o moim skarbcu? – zaniepokoił się Urgh. – A gdzie przeniosę złoto?
– Nigdzie. Zostanie razem z nią. Ona, o panie, jest o wiele cenniejsza dla ciebie niż całe to złoto.
– Zgoda. Na stos zawsze mamy czas – oznajmił Urgh. Zamknijcie ją zatem w skarbcu…
Po dziedzińcu przebiegł niechętny szmer głosów, które jednak zaraz umilkły, gdy Urgh potoczył wokół złym dzikim wzrokiem.
– … twoi rzemieślnicy, o panie, będą całą noc budować pokój, który by odpowiadał naszym zamiarom i tam ją rankiem przeniesiemy, gdyż w skarbcu rychło by się udusiła dokończył Woodou. Urgh, niczego nie pojmując, bezwiednie kiwał głową.
Żołnierze, dźwigający oplataną w sieć Dziewczynę, posłusznie ruszyli do skarbca. Uchylone na krótko żelazne drzwi ukazały jarzące się w świetle pochodni bogactwo: złote sztaby i monety, diademy, pierścienie, bransolety i naszyjniki, drogie kamienie, kolie, srebrne ozdoby. Wszystko to należało ongiś do królewskiego i rycerskich rodów Wielkiego Królestwa. A teraz na tym złotym skarbie spoczęła, oplatana w sieć, ostatnia potomkini rodu Luilów, prawowita właścicielka tych bogactw. Ale wolałaby nie mieć ani cząsteczki tego skarbu, byle odzyskać wolność.
Urgh spiesznie udał się do swojej komnaty. Za nim biegł, ledwie nadążając, Woodou. Nikt nie zauważył Ajoka, który wślizgnął się tam jeszcze przed nimi i przycupnął w ciemnym kącie za kotarą. Sam nie wiedział, jak zdobył się na ten, w jego mniemaniu, akt wielkiej odwagi. Wiedział za to jedno: ostatnia żyjąca w tym kraju istota z prawowitego królewskiego rodu Luilów z jego winy znalazła się tutaj, zdana na łaskę i niełaskę jego ojca. W oczach wszystkich rycerzy Urgha Ajok dojrzał widmo stosu. Teraz pragnął się dowiedzieć, jak i dlaczego mogło się dokonać to, co wydawało się niemożliwe: że od natychmiastowej śmierci tę dziewczynę uratował nie kto inny, ale jej najzacieklejszy tropiciel Woodou. Dlaczego to uczynił? Co chciał przez to osiągnąć? Ajok nie wątpił o tym, że Woodou musiał przyświecać jakiś mroczny i na pewno zły cel. Uratował Luelle – gdyż takie musiała mieć imię zgodnie z tradycją rodu – nie z dobrego serca bądź dlatego, że odezwały się w nim wyrzuty sumienia lub jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mu, że on, Woodou, jest przecież mieszkańcem tej krainy, a nie Najeźdźcą. Nie, Woodou musiał wymyślić coś okropnego…
Urgh ze swym sługą znaleźli się w komnacie i Ajok znieruchomiał za kotarą, zamieniając się cały w słuch, gdyż Woodou zazwyczaj szeptał. Urgh za to swoim obyczajem grzmiał na całą komnatę.
– Co wymyśliłeś, Woodou, ty pomiocie diabelski?! – ryknął teraz z nieskrywaną ciekawością.
– Ciszej, panie, w twoim zamku są także złe uszy… szepnął Woodou.
– Chyba kpisz! – ryknął jego pan. – W moim Zamku ja jestem najpotężniejszy i wszyscy obawiają się mego gniewu!
– Tak, panie, ale niektórzy cieszą się ze zmartwienia, jakie masz…
– Pieśń Jedyna i jej wróżby? – zaśmiał się Urgh. – Wszak wszystkim mieszkańcom Zamku one także zagrażają!
– Tak, panie, ale masz też inne zmartwienie. Twój syn… i Woodou zawiesił głos.
Urgh milczał chwilę, wreszcie odparł ponuro:
– Tak, mój syn nie jest godny miana Wielkich Urghów i nawet gdyby ta przeklęta Pieśń nam nie zagrażała, to ja, Urgh XIII, nie mam następcy…
– … ale mógłbyś mieć – dodał szybko Woodou.
– Głupiś! Nie mam żony i jestem za stary, by płodzić nowych synów!
– Nie musisz, panie. Twoim następcą, który przyniesie prawdziwe szczęście temu krajowi, będzie nie kto inny, ale właśnie twój jedyny syn, Ajok, przyszły Urgh XIV…
– Cóż ty bredzisz, Woodou! Doskonale wiesz, że on się do tego nie nadaje. Boli mnie to, ale cóż z tego? Nie ma na to żadnej rady. Moi rycerze słusznie zażądali, żebym swoim następcą uczynił mego siostrzeńca, Warghra. Ajok na tronie przyniósłby memu rodowi tylko wstyd i nawet nie umiałby tego tronu utrzymać! Teraz, gdy Pieśń Jedyna…