Выбрать главу

Z brzaskiem dnia wstali poddani Najeźdźców, a oczy ich, zamiast jak zwykle wypatrywać swych wrogów i ciemiężycieli – spoglądały w dal, pełne wyczekiwania i nadziei. Krwawy kolor słońca nie zdziwił ich. Wydawał się jednym ze Znaków. Stali więc u okien swych domostw, lub przed domami, nieruchomi, gotowi na wszystko i Najeźdźcy wydawali im się całkiem nieważni i niegroźni. Stali też przy oknach swych domostw zdrajcy i krew w barwach wschodzącego słońca wydawała się im ich własną krwią, która spłynie jako kara za zdradę.

O brzasku też zbudził się Urgh XIII i stanął w oknie swej komnaty. Miał tak stać cały dzień – czekając na Niepojęty Czar. Niepojęty i nieokreślony, więc tym straszliwszy.

Nie wstał o brzasku, gdyż wcale się nie kładł, Pustelnik z Pustyni, ponieważ zbyt wielu było chorych i co chwila któryś z nich wołał o wodę, o pomoc, o dobre słowo, o ukojenie bólu. On też jeden nie wiedział, że cały kraj – wolni i niewolni – trwa w oczekiwaniu na Czar. Jego dnie i noce były niekończącym się trudem ratowania ludzkich istnień lub przeprowadzania ich łagodnie do Wiecznej Krainy.

O brzasku dnia Czarownice z Ajokiem i Luelle wstąpiły po stopniach Świątyni, przeszły przez jej ruiny i stanęły twarzą do gładkiej skalnej ściany. Wyciągnęły przed siebie dłonie i skupiły całą swoją Moc. Po dłuższej chwili skała drgnęła, zarysowały się w niej szpary o kształcie prostokąta. Dłonie Czarownic promieniowały Mocą i kamienne wrota zaczęły drgać, a po chwili rozwarły się. Za nimi rozpościerała się czarna czeluść. Patrzący na to wstrzymali oddech. Wrota jednak nadal przesuwały się, jakby na niewidocznych zawiasach, i Luelle ujrzała, że w czeluści coś połyskuje. Gdzieś, w jej głębi jarzyła się zielonkawa poświata. Czarownice z Luelle, blade choć opanowane, postąpiły w głąb, tuż za nimi szedł drżący i przejęty chłopiec.

Zielone lśnienie biło od ogromnego, omszałego głazu o dziwnym kształcie, który znajdował się pośrodku mrocznej pieczary. W pieczarze panował taki chłód, że serce Luelle także się zmroziło. Czarownice wymieniły między sobą niespokojne spojrzenia, zaś Ajok poczuł, że od Kamienia płynie jakaś mroczna, zła siła. Spod niego wydobywał się lodowaty podmuch, który – mimo panującej na zewnątrz wiosny oszronił jaskinię szarym nalotem lodu. W zielonkawym lśnieniu Świętego Kamienia było coś groźnego – i Luelle aż wzdrygnęła się na myśl, że musi nań wstąpić. Jedna z Czarownic podała jej dłoń – suchą i zimną. Dziewczyna z jej pomocą wstąpiła na Kamień – i nagle poczuła, jak jej całą Istotę spowija odpychający i straszliwy chłód, a ciało sztywnieje. Ujrzała swoje własne, pokrywające się szronem stopy.

Szron – śmiertelny, lodowaty uścisk Świętego Kamienia jął wstępować wyżej, ku jej kolanom; mroźnym tchnieniem obejmował teraz jej biodra i zaczął piąć się ku coraz wolniej bijącemu sercu. Serce w tych lodowatych okowach zaczęło coraz to spowolniać swój rytm i zamierać. Ostatnim wysiłkiem woli Luelle jęknęła – a razem z nią jęknęły Czarownice. Skalne wrota zaczęły się nagle, same z siebie zamykać i wówczas jedna z Czarownic krzyknęła bez tchu:

– Uciekajmy! Kamień ją zabija! Zabije i nas!

Luelle, półprzytomna, poczuła, jak chwytaj ą ją silne ręce jej Opiekunek. W ostatniej niemal chwili, nim skalne wrota zamknęły się tak szczelnie, iż zniknęły nawet rysy znaczące ich ślad, Czarownice wraz z omdlałą Dziewczyną i Ajokiem przedarli się przez wąziutką szparę i wybiegli z powrotem na oślepiające światło dnia.

Luelle już nie widziała ani nie czuła, jak Czarownice położyły ją w trawie, poniżej schodów świątyni, jak rozcierają jej ręce, nogi, masują okolice serca. Nie widziała też małego, szarego ptaka, który przysiadł koło jej głowy, patrząc na nią smutnymi oczami bez wyrazu. Straciła przytomność.

Gdy ją odzyskała, był już wieczór. Nachylały się nad nią strwożone twarze jej Opiekunek i zalana łzami twarz Ajoka.

– Żyje… – usłyszała pełne ulgi westchnienie Czarownic.

– Bałam się, że Kamień ją zabił – ponuro stwierdził głos Czarownicy Drugiej.

– Ale dlaczego? Dlaczego?! – wołał głos przerażonego Ajoka. – Dlaczego Święty Kamień jej nie chce? Dlaczego nie wypełnił się Czar Pieśni Jedynej? A tam ludzie… tylu ludzi, cały naród czeka…

– Dlaczego? – powtórzyły jak echo Czarownice.

– Któż nam odpowie teraz na to pytanie?

– Tylko Siostra Piąta, gdyby umiała mówić – odparła Czarownica Czwarta, zaś Ajok zaśpiewał głośno i przez łzy:

“Gdy Piąta spojrzy wzrokiem bezkresnym w istotę Czaru,

powiedzie Luelle w święte ruiny godną i czystą,

Bo za jej sprawą ta z rodu królów odrzuci z siebie

to co jest skazą…”

Gdy skończył śpiew, powiedział ze smutkiem:

– Tej zwrotki wcześniej nie było. Zrodziła ją Matka Natura wówczas, gdy Luelle znajdowała się w niewoli, na Zamku. Mnie podpowiedział jej słowa wiatr, a potem deszcz pluszczący o szyby i wreszcie ptaki w Wielkim Lesie, gdy się tam znalazłem po raz pierwszy…

– Milczysz, Siostro Piąta – westchnęła boleśnie Czarownica Pierwsza.

Szary ptak, cały czas towarzyszący im, nagle zerwał się i zatrzepotał skrzydłami. Czarownice smutno śledziły jego lot. Zatoczył nad nimi koło i usiadł znowu przy głowie Luelle. Po chwili jednak ponownie się poderwał i frunął, zatoczył krąg i powrócił. Niecierpliwie zatrzepotał skrzydłami i znowu zerwał się do lotu…

– Ona namawia nas, byśmy wstały i poszły za n i ą… szepnęła nagle Czarownica Trzecia. – Widzicie?

– Ale po co? – spytała posępnie Druga. – Pieśń Jedyna nie spełniła się, Święty Kamień odrzucił Luelle. Po co mamy iść i gdzie? Czy znamy jakiegoś innego potomka królewskiego rodu? Mamy tylko ją, Luelle. A w niej, kto wie, może i z naszej winy tkwi jakaś skaza, której nie potrafimy dociec, a tym bardziej usunąć…

– Siostro Druga – powiedziała surowo Czwarta. – Nie wolno tracić nadziei. Tym bardziej, iż nie jest to tylko nasza nadzieja, ale setek tysięcy zniewolonych ludzi, jej współrodaków. Może ta skaza jest do usunięcia? Może istnieje jakiś sposób…

– Ten ptak nie ustaje w próbach namówienia nas, byśmy za nim ruszyli – powiedział Ajok, nie odrywając oczu od szarego, drobnego kształtu, trzepoczącego skrzydłami.

Luelle nagle uniosła głowę i usiadła. Jej twarz nadal była nadzwyczaj blada, ale oczy zaczęły już nabierać wyrazu.

– Powiedzcie mi co się stało – zażądała słabym, ale zdecydowanym głosem.

– Stanęłaś na Świętym Kamieniu i gdybyś stała na Nim choć trochę dłużej, Kamień by cię zabił. Skalne wrota zaczęły się same z siebie zamykać i my wszyscy również zostalibyśmy na zawsze w tej lodowej pułapce – powiedziała jedna z Czarownic.

– Więc wszystko stracone? Zawiodłam, tak? – pytała niecierpliwie Dziewczyna. – Słyszałam jakby przez mgłę słowa Pieśni, którą śpiewał Ajok, i wiem, co się stało. Istnieje we mnie jakaś skaza, więc Kamień mnie odrzucił. Musi to być skaza poważna, skoro wręcz pragnął mnie zabić. Wasza Siostra Piąta, która zdolna byłaby dostrzec i usunąć tę skazę, jest ptakiem…

– … a ten ptak, w którego się przemieniła, namawia nas teraz, byśmy za nim ruszyli – dokończył Ajok, patrząc na Luelle ze współczuciem. – Wasza Siostra – ptak jest wprawdzie niema, ale coś chce wam przekazać…

– Więc chodźmy za nią, na co czekacie? Jeśli jest cokolwiek do ratowania, musimy próbować. Nadzieja, którą zawiodłam, ciąży mi teraz jak bolesna, twarda skała. Nie udźwigam tego ciężaru przez resztę życia…

… i Luelle, choć jeszcze słaba, wstała, ruszając w kierunku, który wskazywał ptak – w głąb Wysokich Gór. Za nią ruszyły Czarownice i chłopiec.

* * *

Krwawe słońce, które wstało o świcie, przykryły wkrótce czarne, groźne chmury. A potem przez cały kraj przeszedł podmuch tak lodowatego i silnego wichru, że oszronił – mimo wiosny – zbroje Najeźdźców i zmroził serca wszystkich mieszkańców dawnego Wielkiego Królestwa. Wraz z podmuchem wichru przez kraj przeszła głęboka i groźna smuga ciemności. Wydało się, że noc, która dawno minęła, ustępując miejsca jasnemu dniu, zawróciła, aby znowu objąć ziemię w swe posiadanie. Gdy jednak wszyscy – poddani i ich panowie – Najeźdźcy znieruchomieli w zgrozie – powrócił dzień, w całej swej jasności. Z powrotem zaświeciło gorące, wiosenne słońce – lecz w sercach ludzi długo jeszcze pozostał chłodny lęk.