Выбрать главу

I mały pochód ruszył w dół, łagodnym zboczem. Zieleń jeszcze tu się krzewiła, ale im bardziej zbliżali się ku Pustyni, tym stawała się coraz rzadsza, wyblakła, sucha, aby wreszcie – po paru godzinach dalszej drogi – ustąpić miejsca szeleszczącemu, białożółtemu piaskowi. Bezmiar piasku układał się w faliste wydmy, które wiatr coraz to przemieszczał z miejsca na miejsce. Droga przez Pustynię okazała się o wiele bardziej mozolna niż najgorsza nawet wspinaczka w Wysokich Górach. Nogi podróżnych zrobiły się ciężkie, co chwila grzęzły, w ustach czuli narastającą suchość, a pot spływał z nich niemal strugami.

Na szczęście po kilku godzinach na horyzoncie zamajaczyła zielona oaza, rozłożona na piasku u stóp niskich i gładkich żółtych skał. Mimo woli, choć nadzwyczaj utrudzeni, przyspieszyli kroku. Już mogli dostrzec, że w skałach, podziurawionych jak sito, jest pełno pieczar, w których, jak w plastrach miodu, kręcą się ludzie. Między drzewami prześwitywały wielkie płócienne namioty. A gdy podróżni zbliżyli się, ujrzeli, że w namiotach leżą chorzy, na plecionych, rozłożonych gęsto matach. Było ich co najmniej dwie setki. Jak się później okazało, w pieczarach mieszkali lżej chorzy i rodziny ciężko chorych, oczekujące na ich wyzdrowienie – lub śmierć.

Grupa wędrowców stanęła w pobliżu namiotów, rozglądając się wokół z najwyższą ciekawością.

– Gdzież jest święty Pustelnik? – spytała Luelle z niecierpliwością. Choć patrzyła bacznie dokoła, nie widziała nikogo poza małym, chudym staruszkiem o łysej czaszce i pokornym wyrazie twarzy. Staruszek miał na sobie jedynie długą białą przepaskę, obwiązaną wokół bioder, jego plecy były mocno zgarbione, a bardzo chude i bose nogi wyglądały wręcz śmiesznie. Łysina połyskiwała w słońcu i Dziewczyna niemal się roześmiała, tak zabawnie wyglądał ten człeczyna.

“To pewnie jego sługa” – pomyślała z rozbawieniem “Przywołam go i spytamy o Pustelnika”.

– Człowieku! Chodź no tu! – zawołała rozkazującym tonem, widząc, że mały staruszek spogląda w ich stronę. Teraz przyczłapał niezdarnie i wpatrzył się w nich dziecięco błękitnymi oczami, aż rażącymi w ciemnej, spalonej od pustynnego słońca i pomarszczonej twarzy. Ajok poczuł, jak od spojrzenia jego oczu ogarnia go niezwykłe ciepło koło serca i wiedziony jakimś instynktem – zapragnął wziąć dłoń starego człowieka, by ucałować ją z szacunkiem i miłością. Ale Luelle, dumnie wyprostowana, już mówiła donośnie i rozkazująco, nie bacząc na coraz większe zmieszanie Czarownic.

– Starcze, przywołaj swego pana, świętego Pustelnika i powiedz mu, że przybyła doń księżniczka ze swoją świtą…

– Czy jesteś chora, moje dziecko? – spytał łagodnie staruszek.

– O ile wiem, to nie – speszyła się Luelle, zachowując godną minę.

. – Święty Mężu, to pomyłka… – zaczęta szybko jedna z Czarownic. – To prawda, że ta dziewczyna jest królewskiego rodu, ale ona nie… – i tu staruszek jej przerwał.

– Widzę, że jesteście wszyscy zdrowi, a jeśli tak, to nie mam dla was czasu. Spójrzcie, ilu chorych na mnie czeka…

– Wybacz nam, święty Mężu – Ajok wreszcie wykonał swój instynktowny zamiar i pochwycił dłoń starca, całując ją. Dotykając tej pomarszczonej dłoni poczuł, jak przez jego zmęczone ciało przechodzi jakiś cudowny, ożywczy prąd. Przepraszam cię za zachowanie Luelle, ale ona naprawdę jest godna twej pomocy. Przez przypadek wzięła cię za twego sługę…

– Tu nie ma panów ani sług, nie ma księżniczek ani rycerzy, królów ni władców. Są tylko chorzy i zdrowi, umierający lub powracający do życia – powiedział łagodnie starzec. – I nie ma znaczenia, czy ona jest księżniczką czy gęsiarką, więc nie mów mi tego. Jeśli potrzebuje mojej pomocy, otrzymają…

Luelle stała spłoniona i pełna gniewu – na siebie za tę pomyłkę i na swych współtowarzyszy, za to że byli jej świadkami.

– Przyszliśmy z Wysokich Gór, z ruin Wielkiej Świątyni, gdzie nasza przemieniona w ptaka Siostra, Czarownica Piąta, wskazała nam, że tylko u ciebie możemy szukać pomocy w naszej ciężkiej potrzebie – powiedziała Czarownica Druga, a Luelle ze zdumieniem dostrzegła na jej twarzy i twarzach jej Sióstr lękliwą nieśmiałość.

“Wszechpotężne Czarownice obawiają się tego starca?” pomyślała ze zdziwieniem.

– Jakiej pomocy mam udzielić? – spytał Pustelnik. – Więc jednak któreś z was cierpi?

– O święty Mężu, jedno z nas, właśnie ta Dziewczyna, ma być władczynią tego kraju. Wieszcza Pieśń Jedyna głosiła, że gdy stanie się godna tego miana i wstąpi na Święty Kamień, znikną z tej krainy – bez użycia broni – wszyscy jej wrogowie i ciemiężyciele, wszyscy Najeźdźcy i odrodzi się dawne Wielkie Królestwo. Ta Dziewczyna, nasza wychowanka wydawała się nam godna tytułu władczyni, ale gdy wstąpiła na Kamień, ten omalże ją zabił swym lodowatym tchnieniem. I odrzucił. A zatem Pieśń się nie spełniła – mówiła pośpiesznie Czarownica Trzecia, w obawie, że starzec odejdzie.

– Teraz tylko w tobie ratunek – podjęła nieśmiało Czarownica Druga. – Powiedz nam, czy Pieśń Jedyna może spełnić się o rok później? Czy ta dziewczyna mogłaby jeszcze raz stanąć na Świętym Kamieniu?

– Święte Miejsce nie przestaje nigdy być świętym i czas ani ilość nie mają tu znaczenia – odparł Pustelnik.

– Tak też sądziłyśmy – rzekła z ulgą Czwarta. – Ale ona, Luelle, nie posiada wszystkich cech godnych miana władczyni, inaczej Kamień by jej nie zagroził. Spójrz na nią i powiedz, co jej brakuje?

Pustelnik westchnął głęboko:

– Źle trafiliście, moi przyjaciele. Obca mi jest myśl o wszelkiej władzy, rozmyślam tylko nad cierpieniem ludzi.

Nie wiem, jakie cechy winien mieć władca czy władczyni. Nie pomogę wam w niczym. A teraz muszę was zostawić, gdyż czekają moi chorzy. Dla was to tylko sprawa władzy, a dla nich sprawa życia lub śmierci. O ileż to ważniejsze, pomyślcie sami…

I oddalił się swym niezdarnym, człapiącym krokiem w stronę namiotów. Czarownice spojrzały po sobie w panice:

– Nie chce nam pomóc…

– Może nawet nie umie…?

– Nie pojmuje w ogóle naszych kłopotów!

– Nawet nie wie o Pieśni Jedynej…

– Gdzie skierowała nas Siostra Piąta i dlaczego?! – zawołała na samym końcu Czarownica Czwarta.

Luelle stała w milczeniu, nadal urażona i gniewna. Już sama nie wiedziała, na kogo się gniewa: na siebie, na swych towarzyszy czy na Pustelnika. Ajok, cały czując, jak po dotknięciu dłoni świętego starca płynie w nim świeża, ożywcza i jakby cudownie oczyszczona krew, powiedział z nie znaną sobie stanowczością:

– Dlaczego wy, Czarownice, tak mądre i pełne Mocy, nie chcecie zaufać waszej Siostrze Piątej. Nie pojmuję tego! Skoro kazała nam tu przybyć, zatem tu zostaniemy. Jeśli święty Pustelnik teraz nie ma dla nas czasu, może znajdzie go później? Przecież same mówicie, że mamy przed sobą cały rok! Ja czuję, że to miejsce jest właśnie tym, do którego powinniśmy przybyć w naszym strapieniu. Jeśli Luelle ma w sobie jakąś skazę, jest ona jak choroba, a zatem tylko Pustelnik zdolny jest ją uleczyć!

– Ale Pustelnik nie wie, jakie cechy winna posiadać władczyni – pokręciła głową Czarownica Druga. – Więc jak może leczyć Luelle? Jak pozna, co u władczyni jest skazą, a co nie?

– Przypuszczam, że jednak Ajok ma rację – rzekła z namysłem Czwarta. – A teraz, zamiast tracić czas na gadanie, chodźmy mu pomóc. Może w ten sposób zaskarbimy sobie jego względy…

I Czarownice ruszyły w stronę bielejących namiotów. Luelle i Ajok poszli w ślad za nimi. Święty Mąż zajmował się swymi chorymi. Prawie dwie setki leżało ich tu na matach i w głębi pieczar, a cierpienie zmieniało im rysy. Niektórzy cierpieli na choroby wewnętrzne i tylko bolesny grymas twarzy wskazywał na to, gdyż ciała ich z pozoru wydawały się zdrowe. Inni obsypani byli ropiejącymi wrzodami i lżej chorzy wachlowali ich dużymi palmowymi liśćmi, chcąc choćby w ten sposób ulżyć ich doli. Święty Mąż, przyklękając, dotykał długo i w skupieniu jednych, aby potem przejść do innych i poić ich wywarem z ziół lub przemywać ich rany.

– Pomożemy ci – szepnęła mu jedna z Czarownic. – Znamy trochę magiczną medycynę, potrafimy ulżyć w bólu i wyleczyć wiele z tych chorób.