Выбрать главу

– Cholera!

– Tak, ale pan siedzi sobie spokojnie w mieście, gdzie jest piętnaście centymetrów mokrego śniegu, a ja podróżuję. Szczerze mówiąc, nie wytrzymam kolejnego roku w drodze. Na szczęście, nie muszę martwić się o to, gdyż Joshua padnie, sir. Czuję to przez skórę. Rozleci się na milion kawałeczków i mam nadzieję, że stanie się to w Casper, w stanie Wyoming, a nie na środku Madison Square Garden – przerwała nagle, porażona wspaniałym pomysłem zapierającym dech w piersiach.

– Więc co zrobimy?

– Sądzę, że on czuje się lepiej od Bożego Narodzenia, mimo trudów podróży. Kiedy zmierzaliśmy do Gary, oznajmił, że powinien wędrować, a nie latać helikopterem.

– W zimie?

– Właśnie! Poradziłam z nim sobie, a właściwie jego matka. Już nie będę żałować wydatków, jakie ponosimy wlokąc ją ze sobą. Pamięta pan, że jego ojciec umarł podczas śnieżycy? No więc, gdy mama dowiedziała się, że jej syn zamierza pokonać pieszo trasę z Decatur do Gary, po prostu wpadła w szał. Wtedy Joshua oprzytomniał. Od tej pory jest bardziej podatny na perswazję. Dzięki Bogu!

Harold Magnus podniósł dłoń, by jej przerwać, i nacisnął guzik intercomu.

– Helena? Przynieś kawę i kanapki. Weź notatnik. Wyszukasz dla mnie kilka osób.

Judith przyjęła przerwę z wdzięcznością, jedzenie również. Nawet w przypadku kanapek Harold Magnus był smakoszem, toteż Helena Taverner musiała trzymać chleb i dodatki w swoim prywatnym pokoju.

Ale to nie przerwa, jedzenie czy kawa sprawiły, że dr Carriol poczuła się szczęśliwa, spokojna i zadowolona. Po prostu znalazła się znów tam, gdzie przynależała, jej mózg pracował jak niegdyś, emocjonalne i fizyczne wyczerpanie ustąpiły. Czuła się sobą. I zrozumiała, jak zdradliwy i niebezpieczny był dla niej dr Christian. Przez wszystkie tygodnie, gdy przebywali razem, rozchwiała się jej osobowość. Co więcej, dopiero teraz uświadomiła sobie, jak stawała się nieprzyjemna i żałosna pod jego wpływem. Nie znosiła tego. Tu było jej życie. W Waszyngtonie! W Departamencie Środowiska! Teraz zastanawiała się, czy nienawidziła Joshuy Christiana z każdym dniem coraz bardziej, zmuszona do przebywania z nim. To była jej prywatna czarna dziura.

Harold Magnus rozkazał pani Taverner, by rozpoczęła negocjacje z sekcjami różnych urzędów, zajmującymi się zdrowiem psychicznym, w celu znalezienia dragonów dla dr Carriol. Teraz mógł już dokończyć rozmowę z kierowniczką Sekcji Czwartej.

– A zatem sądzi pani, że dr Christian nie wytrzyma podróży? zapytał osuwając się na krzesło i spoglądając na nią ponad okularami.

Po naprędce przyrządzonym posiłku podano dobrą, starą słodową whisky.

– O, będzie trzymał się na północy. Ale martwi mnie, co się stanie, gdy znów ruszy na południe. Przy obecnym tempie podróży, trzydziesty piąty równoleżnik minie koło pierwszego maja. A później wszędzie będą towarzyszyć mu gigantycznie tłumy. Nie wiem, jak zareaguje na kłębiących się dziko wokół niego ludzi, ale sądzę, że mesjanistyczna żyłka odezwie się w nim wielkim głosem. Gdyby był cyniczny albo działał dla pieniędzy czy po prostu chciał zdobyć władzę, nie mielibyśmy problemów. Ale, panie sekretarzu, on jest bezgranicznie szczery! Myśli, że pomaga innym. No cóż, rzeczywiście. Ale proszę sobie wyobrazić, co stanie się, gdy zjawi się w L. A.? Upiera się przy wędrówce, a miliony ludzi będą mu towarzyszyć – przerwała, głośno łapiąc powietrze. – Mój Boże! Mój Boże!

– Co? Co?

– Mam pomysł. Sza! Wróćmy do tematu. Maj to ostateczny termin. Do maja musimy zakończyć jego publiczne wystąpienia. Może po wstępnym leczeniu będzie kontynuował podróże.

– Więc co zrobimy? Po prostu porwiemy go i ogłosimy, że zachorował?

– To już nieaktualne. A co by było, gdybyśmy skończyli z hukiem, zamiast z piskiem? Dręczy mnie to, odkąd wystąpił u Boba Smitha. Eksplozja, pomyślałam wtedy. Nie podróż bez końca, ale długie odliczania przed kosmiczną eksplozją. Super-super-super publiczne wystąpienie.

Na twarzy sekretarza rozlał się uśmiech.

– Judith, moja droga, marnujesz się jako szara eminencja.

W głębi duszy podejrzewam, że jesteś impresariem. Masz rację. Powinien zakończyć z hukiem. Kosmiczny występ publiczny.

– Waszyngton – powiedziała.

– Nie! Nowy Jork!

– Nie! Nie! Wędrówka, panie sekretarzu! Rwie się do tego Decatur! Całą przeklętą drogę na piechotę. Przemarsz z Nowego Jorku do Waszyngtonu w maju. To wymaga organizacji, ale niech ma, czego chce. Niech idzie na wiosnę, kiedy liście rozwijają się na drzewach.

Co to będzie za marsz! Niech ciągnie ludzi od Purgatory aż do wybrzeży Potomacu. Marsz tysiąclecia. – Zesztywniała, nagle podobna do węża. – Oczywiście, tak nazwiemy! Marsz Tysiąclecia! Na koniec niech przemówi do tłumu ze stopni pomnika Lincolna albo z innego punktu, gdzie będzie dość miejsca, by ludzie zebrali się wokół niego. Już po wszystkim odeślemy go na tymczasową emeryturę do miłego spokojnego sanatorium.

– Boże! Mój Boże! – sekretarz Środowiska usiadł wstrząśnięty i trochę przerażony. – Marsz na taką skalę, Judith? Możemy wywołać rozruchy!

– Nie, jeśli dobrze wszystko zorganizujemy. Będziemy potrzebować pomocy wojska, to pewne. Trzeba przygotować jakieś kwatery wzdłuż trasy, punkty pierwszej pomocy, bufety, schroniska, takie rzeczy. I utrzymywać porządek. Ten kraj uwielbia parady, panie sekretarzu! Zwłaszcza takie, w których można uczestniczyć. On poprowadzi lud z miejsca, z którego tak wielu emigrantów przybyło ponad sto lat temu do siedziby rządu. Dlaczego mieliby wszczynać rozruchy? Atmosfera będzie karnawałowa. Widział pan kiedyś maraton, marszobiegi lub wyścigi rowerowe w zimny, słoneczny, rześki weekend w Nowym Jorku? Tysiące ludzi i zupełny spokój, są szczęśliwi, wolni, na świeżym powietrzu, w domu zostawili smutki i problemy razem z portfelami. Przez całe lata wszyscy eksperci twierdzili uparcie, że w Nowym Jorku tak łatwo pogodzono się z nastaniem epoki zlodowacenia, ograniczeniem przyrostu naturalnego, brakiem prywatnych samochodów i całą resztą dlatego, iż lokalne władze dały nowojorczykom alternatywny styl życia. No i proszę! Marsz Tysiąclecia będzie kosmicznym maratonem. Przyznajmy, on wyprowadził ludzi z pustyni bólu i bezużyteczności. Dał im credo, według którego mogą żyć, bo pasuje do naszych czasów. Więc niech ich teraz naprawdę poprowadzi! A kiedy będzie szedł z Nowego Jorku do Waszyngtonu, możemy zorganizować olbrzymie marsze w innych wielkich miastach w całym kraju. Na przykład z Dallas do Fort Worth. Z Gary do Chicago. Z Fort Lauderdal do Miami. Panie sekretarzu, to zagra!

Marsz Tysiąclecia!

Osiągnęła niemożliwe. Sprawiła, że Harold Magnus zapalił się do nierealnego pomysłu.

– Czy on nie zawiedzie? – jednak zapytał przezornie.

– Proszę go powstrzymać!

– Wybadam prezydenta. Jeśli zgodzi się, startujemy. Nie sądzę, żeby odrzucił ten pomysł. Trzecie wygrane wybory dodały mu energii. Teraz rozkoszuje się sukcesem i już wyobraża sobie, że w podręcznikach historii określa się go jako prezydenta lepszego nawet od Gusa Rome. Może pomógł mu też rozwód z Julią. Nie sądziłem, że to zrobi!

Ale do rzeczy, do rzeczy. Marsz Tysiąclecia… Cały kraj poruszony, dosłownie i w przenośni. Damy znać reszcie świata, że koniec z depresją, że zaczyna się rozwój! O, ludzie, jakie to piękne, jakie piękne!

Wstała z grymasem.

– Chciałam spędzić parę dni w Waszyngtonie, ale chyba powinnam wrócić do niego. Może jutro. To on jest osią całej sprawy, więc muszę pilnować, żeby nie rozsypał się przed majem. Ale na każdy weekend wpadnę do Waszyngtonu, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.