Выбрать главу

– O, biedactwo!

Humor zaczął mu się poprawiać. Kolację zje później. Helena nie popełniła w czasie jego nieobecności zbyt wielu błędów – musi dać jej czasem ładny prezent – a wygnanie już się skończyło. Powitał dr Carriol dość uprzejmie, w kąciku ust tkwiła mu corona, a brzuch śmiesznie sterczał pod zielono-różową brokatową kamizelką.

– No, no Judith, świetnie, co?

– Tak, panie sekretarzu – odpowiedziała, zdejmując płaszcz.

– Dzisiaj Greenbelt, a jutro ostatni etap marszu. Wszystko jest zorganizowane, solidna platforma z marmuru z Vermont, która posłuży za podstawę pomnika Tysiąclecia, głośniki na każdym rogu ulicy i w parkach w promieniu kilku mil oraz niezły komitet powitalny!

Prezydent, wiceprezydent, kongres, wszyscy ambasadorzy, premier Rajpani, prezes rady ministrów Hsaio, masa innych głów stanu, gwiazdy telewizyjne, rektorzy college’ów – oraz król Anglii!

– Król Australii i Nowej Zelandii – poprawiła go.

– No, ale przecież tak naprawdę jest królem Anglii. Po prostu komuchy nie lubią królów. – Zadzwonił po panią Taverner i poprosił o kawę i drinki. – Masz ochotę na szklaneczkę brandy, Judith? Wiem, że nie pijesz, ale słyszałem od prezydenta, że dr Christian nawrócił cię na koniaczek po kawie, ja zaś nie mam nic przeciwko temu.

Kiedy nie odpowiadała, przyjrzał się jej, rozwiewając ręką chmurę gęstego, wonnego dymu.

– Przeszkadza ci cygaro? – spytał z niezwykłą u niego troską.

– Nie.

– O co chodzi? Nie przygotował przemówienia?

Westchnęła głęboko.

– Panie sekretarzu, on jutro nie będzie przemawiał.

– Co?

– Jest chory – dobierała słowa z niezwykłą uwagą. – W gruncie rzeczy, jest śmiertelnie chory.

– A tam! Wygląda świetnie! Obserwowałem go z prezydentem przez całą tę cholerną drogę. Prezydent wyrwałby mi jaja, gdyby ktoś zastrzelił dr. Christiana, więc zapewniam cię, że obserwowałem faceta niczym jastrząb! Wygląda świetnie. Chory? I chodzi tak szybko?

Bzdura! Co się naprawdę dzieje?

– Panie sekretarzu, proszę mi uwierzyć. Choruje tak bardzo, że boję się o jego życie.

Zapatrzył się na nią z rosnącym niepokojem, w końcu przekonała go, ale nie pohamował ostatniego protestu.

– Bzdura!

– Prawda. Każdego wieczora i ranka opiekuję się nim. Wie pan, jak wygląda jego ciało? To żywe mięso. Wykończył się podczas morderczej wędrówki w zimie na północy. Traci mnóstwo krwi, cierpi ból, który doprowadza go niemal do obłędu. Jego gruczoły potowe to przeraźliwie bolesne guzy pełne cuchnącej ropy. Palce u stóp odpadają mu. Od-pa-da-ją! Słyszy pan?

Pozieleniał, otworzył usta i zgasił pospiesznie cygaro.

– Jezu Chryste!

– On kończy się, proszę pana. Nie wiem, jakim cudem zaszedł tak daleko, ale proszę mi wierzyć, to już jego łabędzi śpiew. Jeśli jednak chcemy utrzymać go przy życiu, musimy powstrzymać go od jutrzejszego marszu do Potomacu.

– Dlaczego, u diabła, pani milczała?! Dlaczego mi pani nie powiedziała! – krzyczał tak głośno, że nie zauważył, jak sekretarka otworzyła drzwi i szybko zamknęła, nie wchodząc.

– Miałam swoje powody – stwierdziła dr Carriol, wcale nie speszona. – Przeżyje i nic mu nie będzie, jeżeli natychmiast zabierze się go w jakieś spokojne miejsce i zapewni najlepszą opiekę pod naszym nadzorem. – Z sekundy na sekundę czuła się lepiej. Jak miło dominować nad Haroldem Magnusem.

Powziął już decyzję.

– Dzisiaj?

– Tak.

– Dobrze, im szybciej, tym lepiej. Cholera! Co powiedzieć prezydentowi? Co pomyśli król Anglii? Odbył długą, kosztowną podróż i nawet nie przywita się z dr. Christianem! Cholera! Co za przeklęty pech! – Łypnął ku niej podejrzliwie. – Jest pani tego pewna?

– Oczywiście. Proszę spojrzeć na to od tej strony, sir – zaczęła, zbyt zmęczona i zrozpaczona, by zapanować nad tonem pogardliwej ironii. – Pozostali są w świetnej formie. I nic dziwnego. Nie maszerowali całą zimę i nie przeszli całej drogi do Waszyngtonu tak jak on.

Senator Hillier, burmistrz O’Connor, gubernatorzy Canfield, Grinswold, Kelly, Stanhope i de Matteo, generał Pickering i tak dalej, i tak dalej, wszyscy mają fantastyczną kondycję i chętnie zwrócą na siebie uwagę. Więc dzień jutrzejszy może do nich należeć. Dr Joshua Christian był motorem Marszu Tysiąclecia, to prawda, od ośmiu dni kamery i oczy całego świata zwrócone są na niego, a inni – bez względu na to, jak wielce ważni – wiedzą, że są tylko tłem. I przyznajmy, dr Christian ma gdzieś króla Anglii czy cesarza Syjamu, a król Anglii ma w nosie dr. Joshuę Christiana. Więc niech pan Reece, senatorzy, gubernatorzy i cała reszta zabłysną jutro. Niech Tibor Reece wlezie na tę platformę i przemawia do tłumu! Uwielbia dr. Christiana. Wygłosi znakomite przemówienie. Ludziom na tym etapie jest obojętne, kogo wysłuchają. Uczestniczyli w Marszu Tysiąclecia, to wszystko, co zapamiętają.

Nadążał za jej rozumowaniem nieco mniej skupiony niż zwykle.

Od ośmiu dni nie dosypiał, od wielu jadł wyłącznie słodycze, słodycze, słodycze i trochę go mdliło.

– Chyba ma pani rację. – Zamrugał oczami i ziewnął. – Zaraz pójdę do prezydenta.

– Prrr, chwileczkę! Zanim postąpi pan pochopnie, proszę zdecydować, dokąd i jak zabierzemy dr. Christiana. Palm Springs odpada, zorganizowałam to, zanim dowiedziałam się, jak bardzo jest chory. Za daleko. Najbardziej niepokoi mnie konieczność zachowania tajemnicy. Dokądkolwiek go zawieziemy, nie zapobiegniemy miejscowym plotkom i domysłom. Przecieki na temat stanu, do jakiego doprowadził się podczas wędrówek, zrobią z niego męczennika. Musi go leczyć wąska, wyselekcjonowana grupa lekarzy i pielęgniarek, w pobliżu Waszyngtonu, ale w miejscu, gdzie nikt go nie znajdzie. Oczywiście lekarze i pielęgniarki to muszą być nasi, absolutnie pewni ludzie.

– Tak. Tak. Nie możemy sobie pozwolić na zrobienie z niego męczennika, żywego czy martwego. Za jakiś rok pokażemy go ludziom, zdrowego, w świetnej formie i gotowego do działania.

Dr Carriol uniosła brwi.

– Więc?

– Dokąd? Jakieś sugestie?

– Nie, panie sekretarzu, żadnych. Myślałam, że może pan zna stosowny, cichy zakątek jako osoba pochodząca z Wirginii. Niezbyt daleko, bo nie wiemy, jakie wynikną problemy.

Wydłubał z popielniczki niedopałek, obejrzał i sięgnął po nowe cygaro do skrzynki, stojącej na biurku.

– Najlepsze cygara – zaciągnął się – to zawijane na wewnętrznej stronie kobiecego uda.

Dr Carriol spojrzała na niego uważniej.

– Panie sekretarzu, dobrze się pan czuje?

– Oczywiście! Po prostu nie umiem myśleć bez cygara. Pykał jeszcze przez chwilę, po czym się odezwał. – No więc poleciłbym opuszczoną wyspę w Pamlico Sound w Karolinie Północnej.

Należy do rodziny Binkmanów, handlujących tytoniem. W ciężkich czasach zbankrutowali, rzecz jasna. Chyba jako jedyni w tym interesie nie ulokowali pieniędzy w innym przedsiębiorstwie. – Wydmuchnął dym.

No dalej, człowieku! Dr Carriol chciała krzyczeć, ale siedziała spokojnie.

– Tuż przed Marszem powiedzieli mi o tym ludzie z Rezerwatów. Blinkmanowie chyba podarują wyspę państwu jako rezerwat, jeśli nie zdołają jej sprzedać. Od lat jest to sanktuarium ptaków i dzikich zwierząt, ale Blinkmanowie nie mąją już pieniędzy na utrzymanie. Na wyspie stoi stary dom, w którym spędzali lato – cholera, niemal od stuleci! Wyremontowali go, bo mieli ofertę kupna wyspy, ale transakcja nie doszła do skutku. Płacą straszne podatki. Mają nadzieję, że państwo kupi od nich wyspę, by wypoczywał tam prezydent. To idealne miejsce na wakacje. Marsz zaabsorbował prezydenta i jeszcze nie poruszałem z nim tej sprawy. Dom i wyspa są opuszczone, ale w Departamencie Rezerwatów zapewniono mnie, że wszystko tam działa. Jest woda i niezbędne instalacje włącznie z generatorem diesla o mocy 50 kilowatoamperów. Czy to wystarczy?