Zjawiła się tuż po drugiej, najszybszym z prezydenckich helikopterów, który Tibor Reece wysłał po nią na Pocahontas Island.
Weszła do Owalnego Gabinetu, sprawiając wrażenie niezwykle spokojnej, zważywszy rozmiar katastrofy. Później jednak uznał ją za najbardziej godną podziwu kobietę, opanowaną, ciepłą, lecz nie wylewną, a przede wszystkim ceniącą swoją inteligencję bardziej niż urodę. I tak czuł do niej wielką sympatię, porównując ją z jakże odmienną Julią może częściej, niż zdawał sobie z tego sprawę.
– Usiądź, Judith. Nie mogę uwierzyć! Czy to prawda? Naprawdę nie żyje?
Zasłoniła oczy drżącą ręką.
– Tak, panie prezydencie, nie żyje.
– Ale co się stało?
– Pan Magnus zasłabł i nie wysłał zespołu medycznego na Pocahontos Island. Domyślamy się, że pilot wysadził dr. Christiana rano, nie orientując się, iż wyspa jest pusta. Zapewne odleciał, ale zarówno helikopter, Billy i żołnierz, eskortujący dr. Christiana dosłownie zapadli się pod ziemię. Straż przybrzeżna, marynarka oraz lotnictwo szukają ich od dwóch godzin, bez rezultatu. Zupełnie jakby porwały ich duchy – zadrżała mimo woli. Pierwszy raz widział ją na pograniczu histerii.
– Może utonęli w morzu – powiedział uspokajająco.
– Nigdzie nie ma plamy oleju. Leciał nad otwartym morzem, dobrze widać dno. W tym rejonie zachmurzyło się, ale dalej było pogodnie. Pilot helikoptera znajduje drogę według punktów orientacyjnych, więc nie zgubi się, co jest możliwe w wypadku lecących wysoko samolotów. Billy wziął z bazy mapy. Zna go pan, sir! Jest najlepszy. Ten helikopter się rozbił.
Prezydent uznał, że należy zaabsorbować dr Carriol czymś innym.
Poza tym miał jeszcze jeden problem.
– Więc przez pana Magnusa umarł dr Christian.
Dr Carriol spojrzała na niego. Jej dziwne zielone oczy zabłysły nie łzawo, lecz demonicznie.
– Dr Joshua Christian – oznajmiła powoli, z satysfakcją został ukrzyżowany.
– Ukrzyżowany?
– Ściślej mówiąc, sam się ukrzyżował.
Prezydent pobladł, poruszył bezgłośnie ustami. Cisnęło mu się zbyt wiele chaotycznych pytań. Wreszcie jedno zdołał wyartykułować.
– Jak, na miłość boską, zrobił coś takiego?
Wzruszyła ramionami.
– Oszalał, oczywiście. Zrozumiałam to rankiem, gdy wróciłam do obozowiska, by zabrać go do Pocahontas Island. A symptomy szaleństwa obserwowałam od… Och, to zaczęło się miesiąc po wydaniu książki. Ale dziś miał trafić prosto w ręce lekarzy i pielęgniarek.
Nie przewidywałam żadnych niespodzianek. Nie twierdzę, że był nieuleczalnie chory, raczej załamał się chwilowo z przepracowania, poza tym cierpiał potworny fizyczny ból. Odmrożenia, otarcia, wrzody.
W normalnych warunkach szybko wyzdrowiałby. Po wakacjach na pewno całkiem wróciłby do siebie.
– Więc co się stało, na litość boską?
– Najwidoczniej przyleciał na Pocahontas Island i zrozumiał, że jest całkiem sam. Zrobił krzyż ze starych podkładów kolejowych znaleźliśmy porozrzucane po dziedzińcu narzędzia. Dziedziniec, muszę wtrącić, również wybrukowano starymi podkładami. Oczywiście nie zdołał przybić się sam, więc zawisł na linie, omotanej wokół krzyża, szyi oraz nadgarstków. Udusił się, podobnie jak umierali ukrzyżowani skazańcy w dawnych czasach.
Prezydent był przerażony. Nie umiał połączyć wizji, jaką wyczarowała dla niego dr Carriol z człowiekiem, który gościł pewnego wieczora w Białym Domu, rozkoszował się koniakiem, cytował Kiplinga, palił cygaro i zachowywał się zupełnie normalnie.
– To bluźnierstwo! – powiedział.
– Oddajmy Christianowi sprawiedliwość. Nie, sir, to żadne bluźnierstwo. Bluźniercy kpią sobie ze wszystkiego. Natomiast Joshua oszalał, a obłąkańcy często uznają się za Jezusa Chrystusa. Jego nazwisko, niezwykła pozycja, ciągłe pochlebstwa, jakimi go wszędzie raczono – niektórzy naprawdę go czcili, wie pan? Wszystko to pamiętał. Wydaje się całkiem logiczne, że w chorobie wcielił się w Jezusa Chrystusa. Dla mnie niewiarygodne jest to, że się ukrzyżował. Jak powiedziałam, fizycznie był wyczerpany aż do trwałego kalectwa. Wędrował podczas strasznych mrozów. Chodził między ludźmi, panie prezydencie! Zupełnie jak Jezus Chrystus. I był prawdziwie dobrym człowiekiem. Zupełnie jak Jezus Chrystus.
Znaczenie jej słów powoli docierało do niego. Tibor Reece wyprostował się i wykrztusił z trudem.
– Co się stało z ciałem?
– Zdjęliśmy je od razu.
– A krzyż?
– Zanieśliśmy do małej szopy na dziedzińcu. Zaznaczyłam już, że nawierzchnię wykonano też ze starych podkładów kolejowych, a właściciele zgromadzili kilka zapasowych, na wypadek wymiany Dr Christian znalazł je i z dwóch zrobił krzyż. Więc po prostu schowaliśmy je z powrotem do szopy.
– Gdzie teraz jest ciało?
– Zespół medyczny w największej tajemnicy zabrał je do kostnicy w szpitalu Waltera Reeda. Dr Mark Ampleforth, szef zespołu, czeka na pańskie instrukcje.
– Ile osób… widziało go tam? – Niezwykłe obrzydzenie zamigotało mu w oczach, ale błyskawicznie okazał szacunek zmarłemu, który na pewno był szaleńcem.
– Tylko lekarze i ja, sir. Na szczęście pilot zajął się generatorem, a kiedy znaleźliśmy dr. Christiana, trzymałam pilota z dala od tego miejsca. Wie, że dr Christian nie żyje, ale myśli, iż po prostu zmarł.
– Gdzie jest teraz zespól medyczny? Kim są członkowie?
– W szpitalu. To zaprzysiężeni oficerowie najwyższej rangi.
Sprawdziłam ich, zanim wyruszyliśmy na Pocahontas.
Dr Judith Carriol obserwowała ze spokojem, jak Tibor Reece rozważa wszystkie alternatywy. Na pewno nie może zlikwidować całego zespołu. Takie rzeczy robi się ze zwykłymi ludźmi, których nikt nie zna. Ale nawet prezydentowi USA nie wolno ufundować betonowych kaloszy ośmiu oficerom z jego własnej armii, bo każdy wścibski nos w Dystrykcie Kolumbii i okolicach zacznie węszyć.
A poza tym dr Judith Carriol zawsze bardzo sceptycznie traktowała sensacyjne oskarżenia dostojników o morderstwo. Nie wierzyła w to.
Politycy zbyt dbają o swoje głowy i stanowisko, by tak ryzykować.
Bo morderstwo jest zawsze ryzykiem.
Nie, Tibor Reece myślał raczej o tym, czy uda się zataić koszmarne okoliczności śmierci dr. Christiana, a jeśli nie, co z tym zrobić?
Zdecydował się na powszechną zmowę milczenia. Dr Carriol uśmiechnęła się w duchu. Dobrze! Dobrze! Oto stosowne i roztropne posunięcie. Tibor Reece zaprosi zespół medyczny do Białego Domu, rzekomo po to, by porozmawiać o heroicznej, choć nieudanej wyprawie ratunkowej, a w trakcie spotkania poprosi, by zachowali w tajemnicy wydarzenia na Pocahontas Island. Oczywiście złożą przysięgę.
Ciekawe, czy zdawał sobie sprawę, że czas był dla niego nieubłaganym wrogiem. Chyba nie. Suchy i szczery opis śmierci dr. Christiana przeraził i przejął odrazą Tibora Reece, jednak nie oddał całego koszmaru. Przerażenie ustąpi. Szok minie. Ale ci, którzy widzieli go na 303 krzyżu, nigdy nie zapomną tego widoku. Ukrzyżowany dr Joshua Christian będzie prześladował tych ludzi do końca życia. Zanim Tibor Reece zbierze wszystkich członków zespołu i poprosi ich o dyskrecję, zaczną mówić. Nie wszystkim. Nie przełożonym, kolegom w armii czy szpitalu. Zrzucą swoje brzemię na tych, których kochają, bo tego doświadczenia nie można znieść bez oczyszczającego katharsis.