– To już dzisiaj, John.
– Tak, proszę pani.
– W dalszym ciągu ten sam termin?
– Tak jest. O czwartej, w sali konferencyjnej.
.- Dobrze! Wolałabym, żeby pojawił się, a nie zlekceważył mnie w ostatniej chwili.
– Nie zrobi tego, proszę pani. To zbyt ważne, a jego szef pilnuje wszystkiego pedantycznie.
Usiadła na obrotowym krześle za biurkiem, odchyliła się i rozpięła suwaki czarnych kozaczków z koźlej skórki. Założyła czarne szpilki na wysokich obcasach, które chowała w dolnej szufladzie biurka.
Dr Carriol cechowały obsesyjna wręcz schludność i niesłychana kompetencja.
– Kawy?
– Mmm! Nadzwyczajny pomysł! Jest coś nowego, o czym powinnam wiedzieć przed spotkaniem?
– Chyba nie. Jak przewidywaliśmy, pan Magnus boi się pierwszy do pani odezwać. Musi być pani bardzo zadowolona, że początkową fazę Operacji Poszukiwanie wreszcie zakończono.
– W zupełności! Nie mówię, że nie było to ciekawe. Pięć lat!
Kiedy przyszedłeś do mnie ze Stanu, John?
– Jakieś… osiemnaście miesięcy temu.
– Poświęcilibyśmy na to mniej czasu, gdybyś od początku współpracował ze mną. Znalezienie cię było niczym potknięcie się o złoty samorodek na środku tego pola minowego, czyli Departamentu Stanu.
John zaróżowił się, pochylił z zakłopotaniem głowę i jak najszybciej wyszedł z pokoju.
Dr Carriol podniosła słuchawkę zielonego telefonu, stojącego z boku beżowej centralki na biurku.
– Mówi dr Carriol. Proszę z sekretarzem, pani Taverner.
Połączono ją szybko i bez żadnych pytań. Zajęło to mniej czasu, niż naciśnięcie guzika mechanizmu szyfrującego.
– Sekretarz Magnus do pani.
– Chcę przyjść! – jego głos brzmiał żałośnie i zdradzał rozdrażnienie.
– Panie sekretarzu, moje zespoły poszukiwawcze i ich kierownicy są przekonani, że Operacja Poszukiwanie to czysto teoretyczne ćwiczenie. Chcę, żeby nadal tak myśleli, przynajmniej dopóki nie zobaczą rezultatów, a od tego dzieli nas jeszcze parę ładnych miesięcy. Zaczną ich dręczyć wielkie wątpliwości – ugryzła się w język po tej freudowskiej pomyłce. Idiotka z ciebie, Judith, idiotka! Nikt szybciej nie wychwytywał takich lapsusów niż Harold Magnus.
Ale dziś był tak zaprzątnięty myślami, że nic nie zauważył.
– Po prostu boi się pani, że mógłbym wywrócić tak starannie napełniony wózek z jabłkami, zanim wskaże pani najlepsze z nich.
Myśli pani, że wybiorę niewłaściwe jabłko.
– Nonsens!
– Ha! W każdym razie miejmy nadzieję, że drugi etap pójdzie znacznie szybciej. Chciałbym doczekać efektów, zajmując jeszcze ten fotel.
– Przetrząśnięcie stogu siana zawsze trwa dłużej, niż sprowadzenie wózka z jabłkami.
Stłumił chichot.
– Proszę mnie o tym informować.
– Oczywiście, panie sekretarzu – powiedziała słodko i z uśmiechem odwiesiła słuchawkę.
Ale kiedy John Wayne zjawił się z kawą, zobaczył, że dr Carriol siedzi ze wzrokiem wbitym w zielony telefon i gryzie wargę.
Tegoż popołudnia o godzinie czwartej weszła do sali konferencyjnej Sekcji Czwartej, eskortowana przez osobistego sekretarza. Miał robić notatki z narady, posługując się staroświecką techniką stenografii. Tę decyzję podjęli już dawno, kiedy spotkanie było ściśle tajne.
Magnetofon był zbyt kłopotliwy; nawet, gdyby ktoś zdobył zapiski i odczytał znaki, stwierdziłby, że zostały całkowicie zmienione przez charakter pisma Johna. On sam mógł przepisać notatki na staroświeckiej maszynie, bez takich udogodnień jak pamięć i mikrofon, w jakie wyposażono nowoczesne dźwiękopisy. A potem zniszczyć brudnopisy przed przygotowaniem ostatecznej wersji akt, oznaczonych jako „Ściśle tajne”.
Z Johnem w zebraniu uczestniczyło tylko pięć osób. Zajęli miejsca po obu stronach długiego, owalnego stołu, u szczytu którego zasiadła dr Carriol Od razu przystąpiła do rzeczy. Podniosła rękę, uderzyła w stertę leżących przed nią akt – Doktorzy Abraham, Hemingway i Chasen. Jesteście gotowi?
Wszyscy skinęli głowami.
– Zacznijmy od doktora Abrahama. Pozwolisz, Sam?
Do czytania musiał włożyć okulary. Tylko lekkie drżenie palców zdradzało, że jest bardzo przejęty. Podziwiał dr Carriol i był jej bardzo wdzięczny za to, że pozwoliła mu uczestniczyć w eksperymencie zakrojonym na taką skalę. Wcale nie tęsknił za dniem powrotu do bardziej przyziemnej działalności.
– Liczba moich kandydatów wynosiła początkowo 33 368 osób.
Zgodnie z instrukcjami zredukowałem ją do trzech kandydatów. Kierownik grupy poszukiwawczej wytypował dokładnie te same osoby, absolutnie niezależnie ode mnie. Przedstawię moich kandydatów sprawiedliwie, ale zacznę od najbardziej ulubionego – chrząknął i otworzył jedną z trzech teczek. Pozostali również otworzyli teczki i przeglądali zawartość. W tym zamieszaniu dr Abraham rozpoczął przemowę.
– Moim pierwszym kandydatem jest maestro Benjamin Steinfeld. To Amerykanin od czterech pokoleń, polski Żyd z pochodzenia zarówno ze strony ojca, jak i matki. Trzydzieści osiem lat, żonaty, jedno dziecko, czternastoletni chłopiec. Uczy się, ma same szóstki.
Jako mąż i ojciec kandydat otrzymał dziesięć punktów w dziesięciopunktowej skali. Jego pierwsze małżeństwo, które zawarł w wieku dziewiętnastu lat, skończyło się rozwodem w dwa łata po ślubie.
Wniosek o rozwód wniosła żona. Absolwent Juilliard School of Musie, obecnie jest kierownikiem Zimowego Festiwalu w Tucson Arizonie. Ponadto na własną rękę zorganizował kilka koncertów i muzycznych imprez, które CBS od trzech lat emituje w telewizji na cały kraj dla coraz liczniejszej widowni. W niedzielę, jak zapewne wiecie, prowadzi w CBS program poświęcony współczesnym problemom, ale robi to na tyle taktownie i z umiarem, że nie potęguje ludzkiego bólu i nie jątrzy emocji. To najwyżej notowany program w Stanach Zjednoczonych. Z pewnością oglądaliście go, zwłaszcza odkąd przydzielono nam to zadanie, a zatem nie muszę się wdawać w szczegółowy opis osobowości maestro Steinfelda, jego zdolności oratorskich i ewentualnej charyzmy.
Dr Carriol przeglądała dokumentację; ze zmarszczonymi brwiami Podniosła do światła matowe fotografie o wymiarach osiem na dziesięć centymetrów. Analizowała widniejącą na nich męską twarz tak dokładnie, jakby nigdy jej nie widziała, choć rzeczywiście – jak stwierdził dr Abraham – była powszechnie znana. Patrzyła na ciekawy owal, mocne, wyraźnie wykrojone usta, wielkie, błyszczące, ciemne oczy i niesforny kosmyk jasnobrązowych włosów, opadający na szerokie czoło. Z całą pewnością była to twarz dyrygenta; dlaczego oni zawsze noszą takie bujne czupryny?
– Pytania? – Spojrzała na dr. Chasena i dr Hemingway.
– Pierwsze małżeństwo, Sam. Dowiedziałeś się, dlaczego żona maestro Steinfelda zerwała związek? – odezwała się dr Hemingway. Jej inteligentna, węsząca twarzyczka zdradzała, że właścicielka rozkoszuje się każdą chwilą tego od dawna oczekiwanego spotkania.
Dr Abraham spojrzał na nią zdziwiony.
– Naturalnie! Nie wchodziły w grę żadne konflikty, ten fakt w żaden sposób nie może źle świadczyć o maestro. Jego pierwsza żona odkryła w sobie skłonności do kobiet. Powiedziała o tym Steinfeldowi, on to zrozumiał i, w gruncie rzeczy, był dla niej największą ostoją podczas kilku pierwszych, dość trudnych lat lesbijskich związków. Poprosił ją o rozwód, ponieważ chciał ponownie ożenić się, ale pozwolił, żeby to ona wniosła sprawę do sądu, bo w tamtym okresie jej sytuacja zawodowa była bardzo drażliwa.
– Dziękuję, doktorze Abraham. Jeszcze jakieś pytania? Nie?
W takim razie poproszę o drugiego kandydata – powiedziała dr Carriol, chowając fotografie do teczki maestro Steinfelda. Zamknęła ją i odłożyła, zanim otworzyła następne akta.