– A czemu mam cię nie zapraszać?
– Nie mówię, że masz mnie nie zapraszać, pytam tylko po co – odparłam.
– To idziesz czy nie?
– Oszalałeś? – powiedziałam. – Myślisz, że możesz ze mną rozmawiać takim tonem?
– To idziesz czy nie? – powtórzył.
Mówił monotonnie i beznamiętnie, nie podnosząc ani nie ściszając głosu.
– Nie idę! – oznajmiłam.
Kiedy wszedł do mojego pokoju w hoteliku, leżałam na łóżku i czytałam zbiór poezji pod tytułem Miejscy ludzie. Mówiąc: „Nie idę!”, rzuciłam książką.
Następna rzecz, jaką pamiętam, to cios nożem. Nie mam pojęcia, skąd go wyjął, nie widziałam zbliżającego się ostrza ani ręki Bailiana, gdy go chował. Pamiętam, jak stał przede mną, blady; wyglądał, jakby dopadł go jakiś skurcz. Co najciekawsze, nawet na mnie nie patrzył. Gapił się przez okno.
Kiedy mnie ciął, zrobiło mi się zimno. Cierpiąc ból, doznałam wrażenia, że oddzielam się od własnego ciała; przez moment czułam się wspaniale. Fale odrętwienia uderzały we mnie, jedna po drugiej, rozchodziły mi się po plecach. Miałam pustkę w głowie; z oczu trysnęły mi niepowstrzymane strumienie łez. Zaczęłam dygotać. Podobnie czułam się czasami, czytając niektóre wiersze, śpiewając pewne piosenki czy słuchając pewnych historii, lecz to wrażenie było jeszcze intensywniejsze i ogarnęło mnie gwałtowniej.
– To idziesz czy nie? – spytał Bailian.
Wciąż na mnie nie patrzył.
– Dokąd? – spytałam.
– Potańczyć.
– Oczywiście, jasne – powiedziałam. – Ale najpierw pójdę do łazienki i zmyję krew z ramienia.
Wróciłam i stanęłam naprzeciwko niego. Kiedy podniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć, nóż, który trzymałam w ręku, wbił się prosto w jego brzuch. Nie wyciągnęłam go. Był to nóż z Xinjiangu, który dostałam od ojca. Nie wiem, dlaczego mi go podarował; wydawało mi się to tak samo dziwne, jak jego zgoda na moje pożegnanie ze szkołą. W końcu był intelektualistą.
Bailian nie poruszył się. Patrzyliśmy na siebie, stojąc twarzą w twarz. Zaskoczyła mnie jego mina, lecz zanim w pełni to sobie uświadomiłam, okazało się, że ledwie stoję. Zrobiło się spokojnie i cicho, a ja oblałam się potem i poczułam, że odpływam, odpływam gdzieś daleko.
Zjawiła się policja. Dwa noże, dwoje zakrwawionych ludzi. Przyszedł Żuczek, stanął obok Bailiana i obaj gapili się na mnie. Nie wiem, kto wezwał policję. Zamknęli mnie. Gliny na północnym zachodzie to wredne bestie. Doszłam do wniosku, że skoro Bailian jest stąd, czeka mnie marny los.
Co dzień rano musiałam wychodzić na dziedziniec razem z innymi więźniami i klęczeć jakiś czas przed ogromnym hasłem: „Wyrozumiałość dla tych, którzy zeznają, surowość dla tych, którzy milczą”. W więzieniu pełno było takich pouczających sloganów, wyrytych w murze czymś bardzo ostrym. Z nikim nie rozmawiałam. Bałam się otworzyć usta. Kości zostały rzucone: mój los już nie znajdował się w moich rękach. Nabrałam zwyczaju rozprostowywania nóg odzianych w czarne pończochy i przyglądania się im. Modne w tamtych czasach czarne jedwabne pończochy były zupełnie niestosowne w moim wieku, lecz te ciągłe obserwacje przekonały mnie, że mam naprawdę świetne nogi.
Żuczek przyszedł mnie odwiedzić. Zapytał, jakie to uczucie, kiedy wbija się komuś nóż.
Zastanowiłam się chwilę, lecz nie odpowiedziałam. Szczerze mówiąc, uczucie było takie, jakbym wbijała go w pikowaną bawełnianą kołdrę.
– Żałujesz? – zapytał.
Odpowiedziałam, że nie miałam pojęcia, co robię. Nie wiem, dlaczego dźgnęłam Bailiana – po prostu musiałam to zrobić. Nie przyszło mi do głowy, że prawie zabiłam człowieka. Zasługuję na karę. Ale to miejsce jest wstrętne! Wszędzie siki i gówna, bo ludzie sikają i srają, gdzie popadnie. Czuję się, jakby oblazły mnie bakterie, a jedzenie dają obrzydliwe. Życie na wolności jest takie wspaniałe, nawet jeśli żyje się w skrajnej nędzy.
– Nie płacz – powiedział Żuczek. – Nic złego ci nie zrobią. Nie masz nawet osiemnastu lat, nie mogą cię trzymać w zamknięciu. Widziałem się z Bailianem – wyszedł już ze szpitala i chce ci pomóc. Niedługo stąd wyjdziesz.
W pociągu do Szanghaju po raz pierwszy w życiu doświadczyłam uczucia wolności – takiego, jakie zapewne jest udziałem ptaków. Chyba właśnie wtedy nareszcie zaczęłam rozumieć i doceniać prawdziwe znaczenie wolności. Miałam poczucie, że moje życie wkrótce stanie się naprawdę ciekawe i ekscytujące. Długo patrzyłam przez okno pociągu; bezkresne równiny przypominały moje serce, bezlistne gałęzie nagich drzew wyrażały mój nastrój. Świat był taki rozległy! W nocy, gdy pociąg przewiercał się przez ciemność, zachwycałam się jego odgłosami. Zapisałam w notesie tych kilka wersów:
Nagle uświadomiłam sobie, że przepełnia mnie uczucie do Bailiana. Myśląc o tym, jak bardzo mi się podoba, widziałam jego jasną twarz, lśniącą tuż obok mnie; mój umysł ogarnął niezwykły stan. Być może Bailian pociągał mnie dlatego, że miał w sobie coś, czego mi brakowało. Jego obecność dawała jakiś napęd; czułam się, jakbym się unosiła, wyzwolona z samej siebie; na samą myśl o nim drżałam na całym ciele. Napisałam do niego mnóstwo listów, ale nigdy żadnego nie wysłałam. Kiedy zaczęłam chodzić z Sainingiem, przestałam o nim myśleć.
Jakiś czas potem dowiedziałam się od Żuczka, że Bailian został skazany na kilkanaście lat więzienia za rabowanie starożytnych grobowców. Jednak wyrok złagodzono i Bailian po wyjściu na wolność otworzył małą firmę gdzieś na północnym zachodzie.
Pewnego popołudnia dziesięć lat później, kiedy paliłam swoje listy, na nowo odkryłam tamte fragmenty przeszłości. Dotykając małej blizny na prawym ramieniu, która przynosiła mi szczęście, delektowałam się raz jeszcze uczuciem wbijania noża w jego ciało, podobnym do doświadczania bezkresnej pustki. Nie odczuwałam tego jako coś, co rzeczywiście zrobiłam. Poczułam zapach listów – był to zapach młodości.
IV
1
Jego pełne wargi dotykały moich piersi. Był pierwszym facetem, który całował moje piersi. To on podarował mi ten obraz, widok, który tak pokochałam. Kiedy dotknęłam jego włosów, szybko rozpiął mi ubranie, a jego język sprawił, że moje serce zadrżało. Pobudzał mnie, a ja gładziłam jego włosy. Miał takie piękne włosy!
Lecz gdy wciągnął mnie pod swoje ciało, nagle ogarnął mnie chłód. Nie byłam nawet do końca rozebrana, a on wszedł do środka w jednej chwili. Bolało okropnie. Tak po prostu, wepchnął penisa w moje ciało. Leżałam bez ruchu; ból drążył moje serce; z bólu oniemiałam i zastygłam, nie mogłam się poruszyć.
Jego włosy słodko pachniały. Kołysały się z obu stron mojego ciała – wydawało się, że jest ich dwóch. Poruszał się na mnie, coraz szybciej, jakby nie mógł przestać. Trwało to okropnie długo i bolało tak bardzo, że przestałam w ogóle czuć własne ciało.
Ku mojemu rozczarowaniu, nie użył już więcej języka. Z wyjątkiem nieustannie przyśpieszającego oddechu nie wydał z siebie żadnego dźwięku, aż do samego końca, i wszystko to wydało mi się tak niedorzeczne, że ogarnął mnie smutek.
Wreszcie po raz pierwszy przycisnął mnie do siebie i pocałował w usta. Ten skurczybyk do tej pory ani razu tego nie zrobił. Uśmiechnął się do mnie, wywijając pulchne wargi; w jego oczach migotały urocze ogniki. Jego twarz przez chwilę znowu przypominała tamtą, którą zobaczyłam wtedy, w barze – zupełnie inną niż przed chwilą, kiedy mnie pieprzył.