Выбрать главу

Jego ojciec wciąż miał nadzieję, że Saining zostanie wirtuozem skrzypiec. Pierwsze skrzypce zrobił mu osobiście, z bambusa. Wszystkie skrzypcowe melodie, które Saining pamiętał z dzieciństwa, nucił mu ojciec.

– Może właśnie dlatego nabrałem niedobrego zwyczaju uciekania przed wszystkim – powiedział.

Jego rodzice długo czekali na rehabilitację polityczną, ale uzyskanie rozwodu poszło im bardzo szybko.

– Moi rodzice to naprawdę porządni ludzie. Ale oboje są zwariowani. Mieszkaliśmy w obozie pracy, aż skończyłem dziewięć lat. Pomiatano nami tyle czasu, że gdy to wszystko się skończyło, po prostu nie mogliśmy już dłużej być razem.

Birmingham to okropne miejsce – ciągnął. – Jest naprawdę straszne i pełne zatroskanych ludzi. Nie czuję się z nim ani trochę związany. Ale angielska wieś naprawdę mi się podobała. Jeśli nie byłeś w Anglii, nigdy naprawdę nie zrozumiesz angielskiej literatury ani muzyki. Anglia jest wyjątkowa, a Anglicy nie lubią nikogo, kto nie jest Anglikiem. Kiedy zamieniłem skrzypce na gitarę, poczułem, że moje życie nareszcie robi się ciekawe. Muzyka już nigdy nie odwróci się ode mnie. Niestety, moje stosunki z ojcem psuły się coraz bardziej, bez przerwy się kłóciliśmy. To wszystko wymknęło się nam spod kontroli.

Zestawiliśmy kilka małych stolików w jeden duży i zaczęliśmy głośno wychwalać się nawzajem. Sanmao miał ze sobą płytę U2 i puścił ją na barowym sprzęcie grającym. Jedzenie było okropne, piwo ciepłe, a bezpośredniość kelnerek graniczyła z chamstwem. Kiedy Sanmao zauważył, że ktoś podgląda mojego faceta przez drzwi toalety, nasze „przyjęcie weselne” zamieniło się w bijatykę. Dwa wrogie gangi wywracały bar do góry nogami, a właściciel przyglądał się temu wszystkiemu bez słowa protestu. Wkrótce jakiemuś facetowi urwano już nie jeden, ale obydwa rękawy koszuli, Sanmao wyciągnął skądś łopatę i stanął jak słup soli na samym środku sali, a Saining miał na głowie maleńką czapeczkę, w której wyglądał na syna maszynisty. W końcu ktoś z tamtej grupy zawołał: „Przestańcie się bić! Żaden z nas nie jest stąd. Nie dawajmy miejscowym pretekstu, żeby się z nas nabijali!”

Burda skończyła się jak nożem uciął.

Saining zwrócił czapkę prawowitemu właścicielowi, każdy wysupłał parę groszy dla właściciela baru; na koniec wszyscy wymieniali uściski dłoni.

To się nazywa „szczęście”: pewność, że tamten bar w środku nocy, tuż przed świtem, stał się czymś nieskończenie odległym. Wciąż jednak spoglądam w tamtą stronę.

5

Całowaliśmy się tak długo, aż stało się to męczarnią.

Nigdy przedtem nie zdarzyło mi się wypić tyle alkoholu; okropnie bolała mnie głowa. Po raz pierwszy w życiu patrzyłam na ciało nagiego mężczyzny – nie potrafiłam odróżnić jego skóry od mojej, nie wiedziałam, gdzie kończy się moja, a zaczyna jego. Ogarniała nas miękkość naszej własnej ciszy; w jego ciele kryło się moje pożądanie.

Wodząc wilgotnym palcem po moich wargach, powiedział:

– Są twoje. Podnieca mnie, kiedy jest ci dobrze.

Kiedy pocałował mnie w tamto miejsce, krzyknęłam. Odnalazłam wreszcie to poczucie całkowitego bezpieczeństwa, za którym zawsze tęskniłam.

Stopniowo zamieniał się w kogoś innego, w somnambulika. Jego ręce stawały się coraz cięższe, penis rósł w moim ciele. Jęknął żałośnie – wreszcie usłyszałam ten głos.

– Czy musisz to robić? – spytałam.

Wszystko mnie bolało, ale jego okrzyki miały w sobie przedziwną słodycz, która mnie obezwładniała; nie byłam pewna, czy jęczę z rozkoszy, czy z bólu, i wstydziłam się tego. Jego pot kapał mi na twarz i piersi. Czułam się jak mała, biedna dziewczynka. Patrzyłam na niego; dotyk ściekających mi po skórze kropel był cudowny.

Wreszcie usadowił mnie na sobie; dotykał językiem moich sutków, ogrzewając mnie ciężkim, ciepłym oddechem. Zauważyłam, że oczy mu zwilgotniały.

– Pamiętaj mnie – powiedział. – Zapamiętaj mnie tak, jak pamiętasz siebie.

Moje ciało eksplodowało rozkoszą. Pomyślałam, że to musi być szczytowanie. Czując zapach substancji, która sączyła się z wnętrza mojego ciała, wejrzałam w swoją przyszłość: stanę się kobietą, która może opowiedzieć wiele historii, a każda z tych opowieści będzie miała swoją cenę.

6

W 1992 roku, leżąc w łóżku, wspominałam tę noc sprzed trzech lat, wspominałam całą namiętność, ból, głód i przerażenie, które jej towarzyszyły. Byłam wciąż zagubiona. Minęły trzy lata, a ja wciąż zadawałam sobie pytanie: Co to właściwie jest miłość? Nie mogłam przestać się spotykać z tym mężczyzną – to wiedziałam na pewno. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Mieliśmy nasze wspólne tajemnice.

A szczytowanie? Qi mówiła mi, że pewnego razu straciła przytomność w czasie orgazmu – ta informacja najbardziej namieszała mi w głowie. Uwielbiałam ten wzburzony stan, który ogarniał nas oboje, kiedy Saining mnie rżnął – było to najprawdziwsze ze wszystkiego, czego doświadczałam. Ubóstwiałam, gdy pieprzył mnie jak nieznajomy, wypowiadając najsłodsze słowa – tylko wtedy, gdy udawał, że mnie nie zna, potrafił powiedzieć coś, co naprawdę mnie poruszało. Taki już miał styl.

Wiem, słowami zawsze można było mnie zranić. Nic nie mogłam na to poradzić.

Pewnej nocy Saining powtórzył coś, co powiedział na początku naszego związku: „Zapamiętaj mnie tak, jak pamiętasz siebie”. Nie wiedziałam, czy mówi to dlatego, że miał właśnie wyjątkowo przyjemny orgazm, czy też dlatego, że znowu się dowiedziałam o jego zdradzie.

Bóg jeden wie, ile potajemnych kontaktów seksualnych zdarzało się każdego wieczoru, gdy śpiewałam w swoim klubie. Ze wsi i z innych miast przyjeżdżało tu mnóstwo dziewcząt i usiłowało zarabiać na życie. Qi była jedną z wielu tymczasowych „hostess koktajlowych”. Miała wiecznie zdziwioną minę; jej twarz wyglądała jak znak zapytania. Dowiedziałam się, że jesteśmy z tego samego miasta, że dostała się na uniwersytet i że nie ma ojca. Innym razem, przy drinkach, rozmawiałyśmy o Freudzie i jego pracy Dora: analiza przypadku histerii; wtedy się zaprzyjaźniłyśmy. Pewnego dnia niespodziewanie zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym do niej wpadła. Powiedziała, że chce zerwać ze swoim chłopakiem i że potrzebna jej do tego publiczność. Nie widziałam Qi już od dawna – wtedy po raz pierwszy usłyszałam o jakimś chłopaku. Nie wiedziałam też, że ma już własny kąt – przedtem wiecznie się przeprowadzała.

„Kiedyś nie ciągnęło mnie do stałego adresu” – powiedziała. „Aż spotkałam jego. Troszczył się o mnie, z nim mogłam nareszcie być sobą. Wie, jak zarabiam na życie, i mimo to mnie kocha. Nie możemy przestać się dotykać. Najchętniej kochalibyśmy się bez przerwy. Dzięki niemu nauczyłam się kochać siebie”.

Qi nalewała mi chivasa, a ja przyglądałam się jej szczupłym nogom. Wszystkie ładne dziewczyny z Szanghaju miały piękne nogi.

Okazało się, że Qi nie ma żadnych dodatków do drinków – powiedziała, że woli czyste alkohole. Saining też takie lubił, ale ja nie znosiłam chivasa, zwłaszcza czystego. Takie picie za bardzo kojarzyło mi się z alkoholizmem.

Mała Qi zachowywała zimną krew, lecz od początku udawała – ani razu nie wymieniła imienia chłopaka.

Zdarzało mi się wywracać mieszkanie do góry nogami w poszukiwaniu jakiejś książki, którą chciałam pożyczyć Qi. Raz powiedziałam Sainingowi, jak bardzo jej współczuję. Saining zareagował ozięble.