Выбрать главу

– I oczywiście Krzysztof Kolumb – rozpromienił się porucznik. – Jest pochowany w naszej katedrze.

– Naprawdę? – Becker uniósł głowę. – Myślałem, że Kolumb został pochowany na Dominikanie.

– Wcale nie! Kto rozpuszcza takie plotki? Ciało Kolumba jest tutaj, w Hiszpanii! Wydawało mi się, że pan skończył studia.

– Widocznie tego dnia byłem chory – odrzekł Becker, wzruszając ramionami.

– Hiszpański Kościół jest bardzo dumny z jego relikwii.

Hiszpański Kościół. Becker wiedział, że w Hiszpanii jest tylko jeden Kościół – rzymskokatolicki. Katolicyzm jest w Hiszpanii ważniejszy niż w Watykanie.

– Oczywiście, nie mamy całego ciała Kolumba – dodał porucznik. – Solo el escroto.

Becker przerwał pakowanie i spojrzał na porucznika. Solo el escroto? Z trudem powstrzymał uśmiech.

– Tylko mosznę?

– Tak – potwierdził z dumą porucznik. – Gdy Kościół dostaje ciało wielkiego człowieka, kanonizuje go, a następnie rozsyła szczątki do wielu katedr, żeby splendor spłynął na wszystkich.

– A wy dostaliście… – Becker przygryzł wargi.

– Tak! To bardzo ważna część ciała! – zapewnił go z przekonaniem porucznik. – To nie byle żebro lub kciuk, jak w tych kościołach w Galicji! Naprawdę powinien pan zostać i zobaczyć.

– Może wstąpię po drodze na lotnisko – Becker uprzejmie kiwnął głową.

– Mala suerte – westchnął porucznik. – Ma pan pecha. Katedra jest zamknięta do porannej mszy.

– Zatem innym razem – uśmiechnął się Becker i podniósł pudło. – Muszę już iść. Samolot czeka – dodał i raz jeszcze rozejrzał się dookoła.

– Podwieźć pana na lotnisko? Mam motocykl – zaproponował porucznik.

– Nie, dziękuję, pojadę taksówką. – Becker raz w życiu jechał motocyklem i niewiele brakowało, a zakończyłoby się to tragicznie. Nie miał ochoty próbować ponownie, niezależnie od tego, kto będzie prowadził.

– Jak pan woli – odrzekł porucznik i skierował się do drzwi. – Zgaszę światło.

Becker trzymał pudło pod pachą. Czy wszystko zabrałem? Raz jeszcze spojrzał na leżące na stole zwłoki. Ciało mężczyzny było zupełnie nagie. W świetle jarzeniówki widać było doskonale, że nic nie zostało. Przyjrzał się zdeformowanym dłoniom. Coś zwróciło jego uwagę.

Porucznik zgasił światło, w kostnicy zapadły ciemności.

– Chwileczkę – zaprotestował Becker. – Może pan zapalić światło?

Gwardzista przekręcił kontakt.

Becker postawił pudło na podłodze i podszedł do stołu. Pochylił się nad lewą ręką zmarłego.

– Dość okropne, nie? – powiedział porucznik, śledząc jego spojrzenie.

Beckerowi nie chodziło jednak o fizyczną deformację. Dostrzegł coś innego.

– Czy jest pan pewny, że wszystkie jego rzeczy są w pudle?

– Tak. Na pewno – kiwnął głową gwardzista.

Becker stał przez chwilę z rękami na biodrach, a potem podniósł pudło, podszedł do lady i wyrzucił zawartość na blat. Uważnie sprawdził wszystkie części garderoby, opróżnił buty i puknął w podeszwy, tak jakby chciał wytrzasnąć kamień. Powtórzył całą procedurę, po czym wrzucił rzeczy do pudła.

Stał nieruchomo ze zmarszczonymi brwiami.

– Jakiś problem? – spytał porucznik.

– Tak – odrzekł Becker. – Czegoś brakuje.

Rozdział 13

Tokugen Numataka stał w swoim luksusowym biurze na dachu wieżowca i przyglądał się pejzażowi Tokio. Jego pracownicy i konkurenci znali go jako akuta same – rekin ludojad. Przez trzydzieści lat Numataka systematycznie przechytrzał i ogrywał swych japońskich rywali. Teraz przyszła pora ekspansji na rynek światowy.

Numataka zamierzał właśnie ubić najważniejszą transakcję swojego życia, wskutek której Numatech Corp. miała w przyszłości wyprzeć Microsoft. Czuł przypływ adrenaliny. Interesy to wojna, a wojna jest podniecająca.

Gdy trzy dni wcześniej ten człowiek zadzwonił po raz pierwszy, Tokugen Numataka potraktował go podejrzliwie. Teraz wiedział, że tamten mówił prawdę. Dopisywało mu myori – szczęście. Bogowie go wybrali.

– Mam kopię klucza do Cyfrowej Twierdzy – powiedział mężczyzna z amerykańskim akcentem. – Czy chce pan go kupić?

Niewiele brakowało, a Numataka wybuchnąłby śmiechem. Nie miał wątpliwości, że to podstęp. Numatech Corp. złożyła ofertę zakupu nowego algorytmu Ensei Tankada, a teraz któryś z konkurentów chciał się dowiedzieć, ile zaproponowali.

– Ma pan klucz? – udał zainteresowanie.

– Tak. Nazywam się North Dakota.

Numataka powstrzymał się od śmiechu. Wszyscy wiedzieli o North Dakocie. Tankado powiedział dziennikarzom o swoim partnerze. To było sprytne posunięcie z jego strony. Nawet w Japonii zaczęto stosować w interesach haniebne metody. Ensei Tankado miał prawo czuć się zagrożony. Gdyby jednak ktoś zdecydował się na zbyt gwałtowne posunięcie, partner Tankada opublikowałby klucz i wszystkie firmy komputerowe poniosłyby straty.

Numataka zaciągnął się cygarem Urnami. Nie przerwał tego śmiesznego przedstawienia.

– Zatem chce pan sprzedać swój klucz? Interesujące. A co o tym myśli Ensei Tankado?

– Nie mam w stosunku do niego żadnych zobowiązań. Pan Tankado był na tyle głupi, że mi zaufał. Klucz jest wart kilkaset razy więcej, niż on mi zapłacił za załatwienie tej sprawy.

– Bardzo mi przykro – odrzekł Numataka – ale pana klucz nie ma dla mnie żadnej wartości. Gdy Tankado się dowie, co pan zrobił, po prostu opublikuje swoją kopię i rynek zostanie zalany.

– Dostanie pan obie kopie – odrzekł nieznajomy. – Moją i pana Tankada.

Numataka zakrył dłonią mikrofon i głośno się roześmiał. Nie mógł się powstrzymać od podstawowego pytania.

– A ile pan chce za oba klucze?

– Dwadzieścia milionów amerykańskich dolarów.

Niemal dokładnie tyle wynosiła oferta Numatech Corp.

– Dwadzieścia milionów dolarów? – Numataka udał, że jest zszokowany. – To przekracza wszelkie granice!

– Widziałem algorytm. Zapewniam pana, że jest tyle wart.

Gówno prawda, pomyślał Numataka. Jest wart dziesięć razy więcej.

– Niestety – odrzekł. Miał już dość tej zabawy. – Obaj wiemy, że pan Tankado nigdy się na to nie zgodzi. Proszę pomyśleć o prawnych konsekwencjach.

Nieznajomy przez chwilę milczał.

– A jeśli pan Tankado wypadnie z gry? – spytał. To zabrzmiało groźnie.

Numataka chciał się zaśmiać, ale w głosie mężczyzny dosłyszał dziwną determinację.

– Jeśli Tankado wypadnie z gry? – Numataka przerwał, jakby się zastanawiał. – Wtedy dobijemy targu.

– Skontaktuję się z panem – powiedział tamten i odłożył słuchawkę.

Rozdział 14

Becker uważnie przyjrzał się zwłokom mężczyzny. Choć od śmierci minęło wiele godzin, jego twarz była zaróżowiona od nadmiernej opalenizny. Reszta ciała przybrała bladożółtą barwę, tylko w okolicy serca widać było fioletowe sińce.

Pewnie po masażu serca, pomyślał Becker. Szkoda, że nie pomógł.

Znów przyjrzał się dłoniom zmarłego. Nigdy przedtem nie widział czegoś takiego. U obu rąk mężczyzna miał tylko po trzy palce, wykręcone i niekształtne. Nie to jednak wzbudziło zainteresowanie Beckera.

– No, niech mnie – mruknął porucznik z drugiego końca pokoju. – To Japończyk, a nie Chińczyk.

Becker spojrzał na niego. Porucznik przeglądał paszport zmarłego.