Выбрать главу

– Nic z tego nie będzie – mruknął do siebie.

Znalazł numery tylko trzech agencji towarzyskich, a nie miał zbyt wielu informacji, od których mógłby zacząć. Wiedział jedynie, że Niemiec był w towarzystwie rudej kobiety, a na szczęście w Hiszpanii ten kolor włosów jest rzadkością. Majaczący Cloucharde powiedział, że miała na imię Dewdrop. Becker skrzywił się. Dewdrop? Nadawało się raczej na imię krowy niż pięknej dziewczyny. Na pewno nie jest to dobre, katolickie imię. Cloucharde musiał się pomylić.

Becker wybrał pierwszy numer.

– Servicio Social de Sevilla – usłyszał przyjemny, kobiecy głos.

– Hola, hablas Aleman?spytał Becker z mocnym, niemieckim akcentem.

– Nie, ale mówię po angielsku – odpowiedziała kobieta.

– Dziękuję. Ja zastanawiać się, ty mi pomóc? – powiedział Becker łamaną angielszczyzną.

– Co możemy dla pana zrobić? – zapytała powoli kobieta, starając się pomóc potencjalnemu klientowi. – Czy może pan potrzebuje kogoś do towarzystwa?

– Tak, proszę. Dziś mój brat Klaus, on mieć dziewczynę, bardzo piękna. Ruda. Chcę tę samą. Na jutro, proszę.

– Pana brat Klaus bywa u nas? – Kobieta nagle się ożywiła, jakby rozmawiała ze starym znajomym.

– Tak. On bardzo gruby. Pani go pamięta, nie?

– Powiedział pan, że był u nas wczoraj?

Becker usłyszał, jak przewraca kartki. Z pewnością na liście gości nie będzie żadnego Klausa, ale Becker przypuszczał, że klienci rzadko podają prawdziwe nazwiska i imiona.

– Hmm, bardzo mi przykro – odezwał się głos w słuchawce. – Nie mam go w spisie gości. Jak miała na imię dziewczyna, która towarzyszyła pańskiemu bratu?

– Taka ruda – odpowiedział, unikając pytania.

– Ruda? – powtórzyła recepcjonistka. – Dodzwonił się pan do Servicio Social de Sevilla. Czy jest pan pewny, że pana brat korzysta z naszych usług?

– Tak, na pewno.

– Proszę pana, żadna ruda u nas nie pracuje. Mamy tylko czysto andaluzyjskie piękności.

– Ruda – powtórzył Becker. Czuł się głupio.

– Przykro mi, ale nie mamy żadnej rudej, jeśli jednak…

– Imię Dewdrop – dodał Becker, czując się jeszcze idiotyczniej.

To absurdalne imię nie zrobiło wrażenia na recepcjonistce Przeprosiła i zasugerowała, że Becker pomylił agencje, po czym odłożyła słuchawkę.

Jeden zero.

Zmarszczył brwi i wybrał kolejny numer. Nie musiał długo czekać, aż ktoś odbierze.

– Buenas noches, Mujeras Espaňa. Jak mogę panu pomóc?

Becker powtórzył tę samą gadkę. Jest niemieckim turystą gotowym słono zapłacić za rudą dziewczynę, która była z jego bratem poprzedniego dnia.

Recepcjonistka odpowiedziała uprzejmie po niemiecku, lecz i w tej agencji nie pracowała żadna ruda dziewczyna.

– Keine Rotköpfe, bardzo mi przykro. – Kobieta przerwała połączenie.

Dwa zero.

Becker zajrzał do książki telefonicznej. Został tylko jeden numer. Gra się kończy.

Wybrał go.

– Escortes Belén – tym razem słuchawkę podniósł mężczyzna.

Becker powtórzył swoją historię.

– Sí, sí, seňor. Nazywam się Roldán. Chętnie panu pomogę. Pracują u nas dwie rude panie. Piękne dziewczyny.

– Piękne dziewczyny? – powtórzył Becker z niemieckim akcentem. Poczuł przyśpieszone bicie serca. – Rude?

– Tak. Jak się nazywa pana brat? Powiem panu, kto mu dziś towarzyszył. Może się pan umówić z nią na jutro.

– Klaus Schmidt. – Becker przypomniał sobie niemieckie nazwisko ze starego podręcznika.

– Hm… – recepcjonista chwilę milczał. – Nie mam na liście żadnego Klausa Schmidta, ale może pana brat wolał być dyskretny. Pewnie jest żonaty? – zachichotał niestosownie.

– Tak, Klaus żonaty. On bardzo gruby. Żona nie spać z nim. – Becker przewrócił oczami, przeglądając się w szybie budki. Gdyby Susan słyszała, co mówię, pomyślał. – Ja też gruby i sam. Chcę z nią spać. Zapłacę dużo pieniędzy.

Becker grał doskonale, ale tym razem przesadził. Prostytucja w Hiszpanii jest nielegalna, a seňor Roldán był ostrożnym człowiekiem. Już miał kłopoty z policjantami udającymi klientów. Chcę z nią spać. Roldán uznał, że to zasadzka. Gdyby się zgodził, musiałby zapłacić wysoką grzywnę, a na dokładkę musiałby posłać komisarzowi policji jedną ze swych najbardziej utalentowanych dziewczyn na cały weekend, i to za darmo.

– Proszę pana, dzwoni pan do Escortes Belén – powiedział mniej uprzejmym tonem. – Mogę spytać, kto dzwoni?

– A… Sigmund Schmidt – wymyślił Becker.

– Skąd pan wziął nasz numer?

– La Guía Telefónica, żółte strony.

– Tak, proszę pana, nasz numer jest w książce, ponieważ jesteśmy agencją towarzyską.

– Tak. Chcę kogoś do towarzystwa. – Becker wyczuł, że coś jest źle.

– Proszę pana, Escortes Belén zapewnia panie do towarzystwa dla biznesmenów podczas lunchów i kolacji. Dlatego agencja jest wymieniona w książce telefonicznej. To, co robimy, jest całkowicie legalne. Pan szuka natomiast prostytutki. – Mężczyzna wypowiedział to słowo z demonstracyjnym obrzydzeniem.

– Ale mój brat…

– Proszę pana, jeśli pana brat spędził dzień, całując dziewczynę w parku, to nie była to pracownica naszej agencji. U nas obowiązują ścisłe reguły dotyczące kontaktów między klientami i pracownicami.

– Ależ…

– Pomylił nas pan z inną agencją. Mamy tylko dwie rude pracownice, Immaculadę i Rocío. Z pewnością żadna z nich nie przespałaby się z klientem za pieniądze. To byłaby prostytucja, która w Hiszpanii jest zakazana. Dobranoc panu.

– Ale…

Trzask.

Becker zaklął pod nosem i odłożył słuchawkę. Trzy zero. Dobrze jednak pamiętał, że według Cloucharde’a Niemiec zatrudnił dziewczynę na cały weekend.

Becker wyszedł z budki na skrzyżowanie Calle Salado i Avenida Asuncion. Mimo dużego ruchu czuł słodki zapach sewilskich pomarańczy. Zmierzchało – to najbardziej romantyczna pora. Pomyślał o Susan. Znów przypomniał sobie słowa Strathmore’a: Znajdź pierścień. Zwalił się na ławkę i zastanawiał nad następnym posunięciem.

Co dalej?

Rozdział 25

Godziny odwiedzin w Clínica de Salud Pública już się skończyły. W sali gimnastycznej zgaszono światło. Pierre Cloucharde mocno spał. Nie poczuł, że ktoś się nad nim pochyla. W ciemnościach błysnęła igła ukradzionej strzykawki. Mężczyzna szybko wsadził igłę do wenflonu na lewym przedramieniu Cloucharde’a. Strzykawka zawierała trzydzieści centymetrów płynu do czyszczenia, ukradzionego z wózka sprzątaczki. Mężczyzna z całej siły nacisnął tłoczek kciukiem i wstrzyknął choremu płyn do żyły.

Cloucharde oprzytomniał tylko na kilka sekund. Krzyknąłby z bólu, ale mężczyzna zacisnął dłoń na jego ustach. Kanadyjczyk leżał na łóżku przygnieciony przez nieznajomego. Czuł palący ból w ramieniu, później pod pachą i w klatce piersiowej… a potem miał wrażenie, że w jego mózgu rozprysły się tysiące kawałków szkła. Zobaczył jeszcze błysk światła… i już nic więcej.

Morderca puścił go i zerknął na kartę choroby, by sprawdzić nazwisko, po czym spokojnie wyszedł z sali.

Na ulicy mężczyzna w drucianych okularach sięgnął do niewielkiego urządzenia przymocowanego do paska. Był to prototyp nowego komputera Monocle, wielkości karty kredytowej. Skonstruowała go amerykańska marynarka wojenna; miał służyć technikom do zapisywania stanu akumulatorów okrętów podwodnych, gdzie zwykle jest bardzo mało miejsca. Komputer miał wbudowany telefon komórkowy, a w jego konstrukcji wykorzystano najnowsze osiągnięcia mikrotechnologii. Ekran z przezroczystego ciekłego kryształu zainstalowano w lewej soczewce zwykłych okularów. Monocle oznaczał początek nowej epoki w dziedzinie komputerów osobistych; dzięki niemu użytkownik mógł jednocześnie czytać dane na ekranie i rozglądać się po otoczeniu.