– Hulohot to ten z lewej – powiedział Smith.
– Nie żyje? – spytał dyrektor.
– Tak, proszę pana.
Fontaine wiedział, że nie pora na wyjaśnienia. Rzucił okiem na diagram przedstawiający słabnące osłony banku danych.
– Panie Smith – powiedział powoli i wyraźnie. – Poszukiwany przedmiot. Potrzebuję go, i to teraz.
– Panie dyrektorze – wyjaśnił Smith z wyraźnym zażenowaniem. – Nie mamy pojęcia, co to za przedmiot. Musimy wiedzieć, czego szukać.
Rozdział 114
– No to szukajcie! – polecił Fontaine po udzieleniu niezbędnych wyjaśnień.
Dyrektor przyglądał się z niepokojem, jak dwaj agenci przeszukują obu mężczyzn, aby zdobyć losową listę cyfr i liter.
– Boże, nie mogą znaleźć – jęknął Jabba. – Koniec z nami!
– Straciliśmy filtry FTP! – krzyknął technik. – Trzecia osłona została zdjęta!
Na ekranie pojawił się agent Smith. Rozłożył bezradnie ręce.
– Proszę pana, nie ma tu klucza. Przeszukaliśmy obu. Kieszenie, ubrania, portfele. Nic nie znaleźliśmy. Hulohot używał komputera Monocle. Sprawdziliśmy, ale najwyraźniej nie przesyłał niczego, co wyglądałoby na losowy ciąg znaków… tylko nazwiska zabitych.
– Niech to diabli! – zaklął Fontaine. Nagle przestał panować nad nerwami. – Musi gdzieś być! Szukajcie dalej!
Jabba najwyraźniej uznał, że to wystarczy. Fontaine zaryzykował i przegrał. Teraz on przejął inicjatywę. Zszedł z podium i zaczął wykrzykiwać polecenia programistom.
– Otworzyć pomocnicze programy! Zaczynamy wyłączać! Szybko!
– Nie zdążymy! – odkrzyknęła Soshi. – Potrzebujemy pół godziny! Nim skończymy, będzie za późno!
Jabba otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwał mu głośny, pełen bólu krzyk z głębi pokoju.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Susan Fletcher wstała z fotela. Wyglądała niczym zjawa. Była blada jak ściana, a wzrok wbiła w obraz Davida Beckera, zakrwawionego i leżącego nieruchomo na podłodze furgonetki.
– Zabiliście go! – krzyczała. – Zabiliście go! – Potykając się, ruszyła w stronę ekranu z wyciągniętymi ramionami. – David…
Wszyscy patrzyli na nią, nic nie rozumiejąc. Nie spuszczała oczu z Davida.
– David… – jęczała. – Och, David… jak oni mogli…
– Czy pani go zna? – spytał Fontaine. On również nie rozumiał, co się dzieje.
Susan zachwiała się, mijając podium. Zatrzymała się półtora metra od ogromnego ekranu. Półprzytomna i zrozpaczona, cały czas powtarzała imię ukochanego mężczyzny.
Rozdział 115
David Becker miał w głowie absolutną pustkę. Jestem martwy, pomyślał. A jednak słyszał jakiś dźwięk. Odległy głos…
– David.
Czuł, jak pod ramionami coś go pali. Miał wrażenie, że zamiast krwi w jego żyłach jest ogień. Moje ciało nie należy do mnie. Mimo to znów usłyszał ten głos. Był cichy, odległy, ale był częścią jego. Słyszał jeszcze inne głosy – obce, nieważne. Jakieś krzyki. Starał się nie zwracać na nie uwagi. Liczył się tylko jeden głos. Przybliżał się i oddalał.
– David… tak mi przykro…
Pojawiło się jakieś światełko. Początkowo słabe – kompletne ciemności zmieniły się w szarówkę. Jaśniało. Becker spróbował się poruszyć. Poczuł ból. Spróbował coś powiedzieć. Cisza. Ten głos wciąż go nawoływał.
Ktoś zbliżył się i podniósł go. Becker zwrócił się w stronę, z której płynął głos. A może ktoś go przeniósł? Znów usłyszał wołanie. Spojrzał półprzytomnym wzrokiem na oświetlony obraz. Na niewielkim ekranie zobaczył jakąś kobietę. Patrzyła na niego z innego świata. Czy obserwuje, jak umieram?
– David…
Głos wydawał mu się znajomy. Ta kobieta była aniołem. Przyszła po niego.
– David, kocham cię – odezwał się anioł. I nagle ją poznał.
Susan chciała się rzucić na ekran. Na przemian śmiała się i płakała. Nie panowała nad uczuciami. Szybko wytarła łzy.
– David, myślałam… myślałam, że…
Agent Smith posadził Beckera na fotelu przed monitorem.
– Jest jeszcze oszołomiony, proszę pani. Za chwilę odzyska świadomość.
– Ale… – wyjąkała Susan. – Widziałam wiadomość, że on…
– My również – kiwnął głową Smith. – Hulohot trochę się pośpieszył z jej wysłaniem.
– A krew…
– Powierzchowna rana – wyjaśnił agent. – Założyliśmy opatrunek z gazy.
Susan nie wiedziała, co powiedzieć.
– Poczęstowaliśmy go nowym J dwadzieścia trzy, elektrycznym paralizatorem o długotrwałym działaniu. Pewnie zdrowo go zabolało, ale w ten sposób zdjęliśmy go z ulicy – dodał Coliander.
– Proszę się nie martwić – zapewnił ją Smith. – Nic mu nie będzie.
David Becker wpatrywał się w stojący przed nim monitor telewizyjny. Był zdezorientowany, kręciło mu się w głowie. Na ekranie widział jakieś pomieszczenie, w którym chaotycznie kręcili się ludzie. Wśród nich była Susan. Stała i patrzyła na niego.
– David! Dzięki Bogu! – to śmiała się, to płakała. – Już myślałam, że cię straciłam!
Pomasował palcami skronie. Przysunął się do monitora i wziął do ręki mikrofon.
– Susan?
Spojrzała na niego z zachwytem. Twarz Davida, o dobrze jej znanych ostrych rysach, wypełniała teraz całą ścianę. Jego głos słychać było w całym ośrodku sterowania.
– Susan, chcę cię o coś zapytać. – Głos Beckera był tak dźwięczny i silny, że wszyscy przerwali swoje zajęcia i spojrzeli na ekran.
– Susan Fletcher – zagrzmiał David – czy wyjdziesz za mnie?
W całym pokoju zapadła cisza. Ktoś upuścił na podłogę notatnik i kilka ołówków. Nikt się nawet nie ruszył, by je podnieść. Słychać było tylko szum wentylatorów i równy oddech Beckera, który trzymał mikrofon tuż przy ustach.
– D… David – wyjąkała Susan, nie zwracając uwagi na trzydzieści siedem osób, które jak zaklęte czekały na jej odpowiedź. – Już mnie o to pytałeś, pamiętasz? Pięć miesięcy temu. Powiedziałam tak.
– Wiem – uśmiechnął się David. – Tym razem… – wyciągnął dłoń do kamery, tak aby widać było złoty pierścionek na serdecznym palcu… – tym razem mam pierścionek.
Rozdział 116
– Proszę dyktować, panie Becker – polecił Fontaine.
– Tak – dodał Jabba. Siedział spocony przy terminalu, z rękami nad klawiaturą. – Proszę podyktować nam tę błogosławioną inskrypcję!
Susan stała obok niego. Nogi się pod nią uginały, ale promieniała radością. Wszyscy obecni przerwali swoje zajęcia i patrzyli na twarz Beckera, wypełniającą cały ekran. Profesor obracał pierścionek w palcach i przyglądał się wygrawerowanej inskrypcji.
– Proszę uważnie dyktować! – upomniał go Jabba. – Jeden błąd i wszystko będzie spieprzone!
Fontaine obrzucił go gniewnym spojrzeniem. Jako dyrektor NSA dobrze wiedział, jak należy postępować w krytycznych sytuacjach. Zwiększanie napięcia nigdy nie było rzeczą rozsądną.
– Proszę się nie niepokoić, panie Becker – powiedział uspokajająco. – Jeśli popełnimy błąd, zawsze możemy spróbować wprowadzić klucz jeszcze raz.
– Zła rada, panie Becker – prychnął Jabba. – Proszę to podyktować poprawnie za pierwszym razem. Takie programy zwykle karzą za błędy, żeby nie dopuścić do wielokrotnych prób. Jeden błąd zapewne spowoduje, że robak przyśpieszy działanie. Drugi uniemożliwi zatrzymanie robaka. To będzie koniec gry. Zobaczymy game over.