Wobec cudownego obrysu jej pośladków, nowo mianowany ambasador poczuł, że górę bierze dzika strona jego natury. Ukląkł nad Jadą, rozsunął brutalnie jej długie nogi i zwalił się na nią, sapiąc i szepcząc obsceniczne suahilskie słowa.
Wdarł się w nią jednym pchnięciem, ująwszy ją silnie w biodrach. Jej wnętrze, gorące i głębokie, zareagowało, gdy tylko w nie wszedł, poruszając się i zaciskając wokół niego. Ale Wiktor Kufor nie wiedział, że wszystko to tylko w celu szybszego spełnienia. Jada miała świadomość, że żaden mężczyzna nie potrafi oprzeć się jej wdziękom. A trzeba było, żeby Kufor zupełnie stracił głowę.
Eksplodował niemal natychmiast i opadł na plecy Jady. Odczekała chwilkę i wysunęła się spod niego. Dyplomata jednocześnie czuł się wspaniale i był nie usatysfakcjonowany.
Wszystko odbyło się zbyt szybko.
Jada natrafiła na jego spojrzenie.
„Chce mnie zabić” — pomyślała błyskawicznie. I była to prawda. W tej właśnie sekundzie Wiktor, u szczytu erotycznego napięcia, myślał o zgwałceniu Jady i uduszeniu jej, gdy dozna zaspokojenia. Ten bajeczny tyłeczek doprowadził go do szaleństwa.
Namiętnie pociągnęła go do siebie, poruszając się bardzo łagodnie. Pozwoliła mu wygodnie się ułożyć, obserwowała narastające pożądanie, całowała, muskała wysuniętym językiem. Rozkrzyżowała ramiona. Chciała, żeby oswoił się z tą pozycją. Przez kilka minut flirtowali.
Wiktor znów lizał jej piersi. Jej brzuch sam powędrował na spotkanie mężczyzny. Pomogła mu wejść. Poruszał się gwałtownie, dysząc jak miech kowalski. Miał zamknięte oczy i uchylone usta.
Obserwowała go, leżąc z otwartymi oczyma.
Bardzo wolno przesunęła prawą rękę ku skrajowi łóżka szukając tego, co ukryła.
Telefon rozbrzmiał w mieszkaniu Malka za dwadzieścia ósma. Odebrał Krisantem. Przysłaniając dłonią słuchawkę oświadczył:
— Jakiś bardzo zdenerwowany pan chce mówić z Waszą Wysokością. Nie bardzo rozumiem o co mu chodzi.
Malko, który wlał w siebie morze kawy, podszedł do aparatu.
Zdenerwowanym mężczyzną był Al Katz.
— Pański czarnuch — powiedział bez wstępów — należy do delegacji Lesoto. Ściślej mówiąc, jest nawet jej ostatnim żyjącym człowiekiem, bo było ich dwóch. I ma prawo głosu.
Malko zaklął po niemiecku. Szpetnie zaklął.
Wyjaśniało to wiele spraw. Oto, czemu piękna Jada tak bardzo chciała się go pozbyć. Niechcący wsadził rękę w mrowisko.
— Gdzie on jest? — zapytał gwałtownie.
— Nie mam zielonego pojęcia — mruknął Amerykanin. — W każdym razie ani w biurze, ani w ONZ-ecie, ani w domu.
— A Jada?
— Nic szczególnego. Jest cover-girl. Nie ustaliliśmy żadnego dokładnego adresu od wielu miesięcy. Red Squadron z FBI wywraca Harlem do góry nogami.
— Dobrze by było, żeby się pospieszyli — ponuro powiedział Malko — bo jeżeli interesuje pana moja opinia, nasz przyjaciel Wiktor byłby kiepskim klientem dla kompanii ubezpieczeniowej... Nie wahałbym się nawet powiedzieć, że grozi mu śmierć. Zróbcie wszystko, żeby go odnaleźć.
Odłożył słuchawkę. Do reszty stracił humor. Po co było nawiązywać kontakt, skoro miał natychmiast go stracić?
Lewa dłoń Jady delikatnie masowała kark Wiktora, palce zanurzyły się w jego włosach. Jęczała, prężyła się pod nim. Czuła jego przyspieszony oddech. Ręka, która spoczywała na jej biodrach, prześliznęła się w górę, oplatając jej szyję. Kciuk oparty był na tętnicy.
„W porządku” — pomyślała Murzynka.
Wiktor Kufor z twarzą wciśniętą w jej ramię poruszał się coraz szybciej. Bardzo powoli ręka Jady wysunęła się spod materaca uzbrojona w szpikulec. Nadeszła ryzykowna chwila. Paznokciami lewej ręki precyzyjnie namacała miejsce, w które powinna go wbić.
Dyplomata uniósł głowę, czując ukłucie i napotkał jej chłodne spojrzenie. Natychmiast wszystko zrozumiał.
Zareagował, przesuwając prawą rękę i zaciskając ją na szyi Jady, ale jednocześnie dolne partie jego ciała kontynuowały niezależne działania. Kiedy Jada wbiła szpikulec, poczuł lekki ból, potem, jakby spoglądał prosto w słońce, gwałtowne oślepienie. Ale to była tylko śmierć.
Naprężył się, zacisnął rękę z całych sił i umarł w chwili, gdy osiągał orgazm. Jada zagryzła wargi, wstrząśnięta dziwnym dreszczem.
Zdecydowanym ruchem wyciągnęła szpikulec, rzuciła go na ziemię i uwolniła się spod ciała miotanego agonalnymi drgawkami. Wiktor wydał jeszcze parę jęków, potem znieruchomiał wyciągnięty na brzuchu, z rękami zaciśniętymi na prześcieradle. Jada odzyskała oddech i przyznała w duchu, że ten orgazm spotęgowany był strachem przed śmiercią. W zamyśleniu spoglądała na ciało mężczyzny, którego właśnie zabiła. Jeszcze kilka sekund wcześniej był to żywy człowiek, pełen pożądania i ruchu. Teraz leżał przed nią kawał mięsa, które niedługo zacznie cuchnąć. Martwe oczy nasunęły jej skojarzenie z leżącymi na ladzie w supersamie rybami.
Potem, klęcząc na łóżku obejrzała kark zmarłego.
Lśniła na nim tylko maleńka kropelka krwi. Delikatnie starła ją ręcznikiem. Cienki szpikulec przebił móżdżek, powodując natychmiastową śmierć. Tylko szczególnie dokładna sekcja mogłaby pozwolić na wykrycie przyczyny zgonu.
To był stary sposób z Luizjany. Początkowo używano go do zabijania kaczek, by uniknąć krwotoku. Metodę rozciągnięto na białych. Niejeden atak apokleksji można by przypisać małej igiełce, która zabijała bezboleśnie. Kufora zresztą nie poddadzą pewnie sekcji.
Nie kroi się dyplomatów.
Chyba, że w Lesoto, żeby ich zjeść.
Jada poszła do łazienki, potem się ubrała. Zadzwoniła do Lestera, który czekał trzy domy dalej, w kafejce.
— Gotowe. Wszystko w porządku.
— Zaraz będę — powiedział uspokojony.
Pięć minut później był na miejscu. Ruszył prosto ku łóżku i obrócił ciało Kufora.
— Musiał z niego być niezły kogut — stwierdził w rozmarzeniu. — Pewnie się doskonale bawiłaś...
I to już była cała mowa pogrzebowa dla Wiktora Kufora, przelotnie pełniącego funkcję ambasadora nadzwyczajnego i pełnomocnego.
Jada nie odpowiedziała. Wiedziała, że Lester od dawna chciał się z nią przespać.
— Uwolnij mnie od tego — powiedziała chłodno.
Lester zatarł ręce, wesoły jak szczygieł.
— Nasz żółty kolega będzie tym razem zadowolony.
Odwaliliśmy dobrą robotę.
— Ja — uściśliła Jada. — Gdzie go zostawisz?
— Na ławce w Central Park. Pomyślą, że miał atak.
Jada spojrzała na niego z niepokojem.
— To niebezpieczne, co?
Wzruszył ramionami.
— Nie bardziej niż cała reszta. To też czarny. Biali się nim nie przejmą. Dałem pięć stów portierowi, żeby się zamknął. Powiedziałem, że muszę przewieźć naćpanego kumpla.
Wąsy Ala Katza tak bardzo zwieszały się w dół, że przypominały rudy, spadzisty daszek.
Poprzez otwarte okno wpatrywał się w wielki, przeszklony budynek Narodów Zjednoczonych po drugiej stronie Pierwszej Alei. Bawił się piórem, rysując w notesie wisielców.
— Ustalono już przyczynę śmierci? — zapytał Malko.
Al Katz spuścił wzrok, skupiając się na udoskonalaniu portretu wisielca.
— Wygląda na atak serca. Znaleziono go tej nocy.
Leżał jak długi na ławce. Lekarze pokroili go na kawałki, ale bez rezultatu. Żadnych śladów przemocy ani krwotoku. FBI odnalazło adres owej Jady. W rzeczywistości nazywa się Sue Beal, mieszka przy 93 Ulicy Zachodniej. Ale nie można nic zrobić.