Gdyby któreś z was było śledzone?
Lester splunął przez okno.
— Jesteśmy w Harlemie. Gliny nie czują się tutaj, jak we własnym domu.
— Niech pani idzie na to spotkanie — powiedział Tanaka. — Nim cokolwiek postanowimy, musimy wiedzieć kim jest, czego chce. I co wie.
Murzyn zarechotał.
— To cwaniak, który chce zagarnąć trochę forsy.
— Albo FBI — powiedział zimno Tanaka.
Jako dobry fachowiec brał pod uwagę najgorsze hipotezy. Ile by dał, żeby ten tydzień wreszcie minął! Podejrzliwie spojrzał na Lestera.
— Jest pan pewien, że reszta pójdzie zgodnie z planem?
Lester plasnął językiem.
— Zupełnie.
Tanaka potrzebował pokrzepić się na duchu.
— Proszę powiedzieć mi coś bliższego.
Lester zaczął mówić. Skinienia głowy Japończyka dawały wyraz aprobacie planu. Wyglądało na to, że FBI nie wpadła na ich trop, sprawy rozwijały się pomyślnie.
Tanakę rozpierała duma. Oto on, prosty oficer armii japońskiej, zada cios potężnej Ameryce. To będzie drugi Peari Harbour.
Stał się nagle pełen wyrozumiałości wobec tego Murzyna o dziwacznych włosach i wyglądzie wygłodniałego wilka. I tej zbyt pięknej dziewczyny o okrutnych oczach.
— Jakim cudem ten człowiek mógł dowiedzieć się o naszych planach? — powtórzył pytanie.
Jada spuściła głowę.
— John mógł się tym przechwalać. Może to po prostu łajdak, który ma ochotę na łatwy zarobek. Szantażysta.
— W takim przypadku powinniśmy się go pozbyć.
Będzie mniej groźny martwy niż żywy. Ale jego śmierć musi przejść niezauważona przez co najmniej 10 dni.
Mógłby pan...
— To będzie drogo kosztowało — uprzedził Lester.
Tanaka żachnął się rozdrażniony:
— Nie powinienem dać panu złamanego centa. To wszystko pańska wina.
— W porządku, niech pan sam go załatwi — złośliwie uciął Lester.
Tanaka milczał, zszokowany taką bezczelnością. Po chwili zmarszczył brwi i zapytał:
— Ile?
— Pięć tysięcy.
Japończyk aż krzyknął. Kiedy szło o pieniądze jego ojczyzny, był chytry jak Harpagon. Żył oszczędnie, jadał w kafejkach, wsiadał do taksówek tylko w razie konieczności. Cyferki z czarnego notesu przyprawiały go o zawrót głowy. Mógł sobie mówić, że stawka była niezwykle wysoka, ale i tak z bólem serca wydawał każdy grosz.
— Powiedzmy — cztery i zgoda — powiedział.
Dobrze ocalić chociaż tyle.
Ustalili parę technicznych szczegółów, po czym Japończyk wyszedł jako pierwszy. Lester zawołał jeszcze za nim:
— Niech się pan nie plącze po Lennox, bo panu poderżną gardziołko. Na rogu 119 jest postój.
Malko, po poranku spędzonym w kuluarach ONZ-u spotkał się z Katzem przy rogu Pierwszej Alei i 54 Ulicy, w kafejce opanowanej przez homoseksualistów. W południe było tu w miarę spokojnie. Gdy podszedł do stojącego za przepierzeniem stolika, Amerykanin siedział już w towarzystwie dwóch kobiet. Obie były Chinkami. Jedna śliczna jak laleczka, druga brzydka niczym siedem grzechów głównych. Miała surową twarz nauczycielki, suchą i pomarszczoną jak zwiędłe jabłko.
W dodatku szpecił ją koczek z mocno ściągniętych do tyłu siwych włosów.
Malko instynktownie usiadł obok ładniejszej. Al Katz, pijący właśnie drugą szklankę J and B, przedstawił ich sobie.
— Oto książę Malko. Pracuje nad interesującym nas problemem.
Kobiety powitały go skinieniem głów. Katz wskazał starszą.
— Pani Tso pracuje w sekcji chińskiej jako kaligraf.
Ma również powiązania ze Służbą Bezpieczeństwa, Taipek. Z tego względu pańska misja interesuje ją w najwyższej mierze.
Elegancka forma powiedzenia, że pani Tso jest kaligrafującym szpiclem.
Małe, czarne oczka wwiercały się w Malka, precyzyjnie, jak mikroskop. Przygaszony uśmiech wykrzywił jej usta i odsłonił żółte, zaniedbane zęby.
— Siedzimy pańską pracę z olbrzymim zainteresowaniem — powiedziała doskonałą angielszczyzną. — Rozumie się samo przez się, że negatywny wynik głosowania w Zgromadzeniu Ogólnym miałby nieobliczalne konsekwencje. (Powtórzyła to słowo, delektując się nim). Nieobliczalne.
Dla nikogo nie stanowiło sekretu, że „chińskie lobby” w Waszyngtonie było niezwykle wpływowe. I stary Czang-Kai-szek wymusił na Departamencie Stanu kolosalne ustępstwa, w zamian za umożliwienie utworzenia bazy amerykańskiej na Formozie. Ustępstwa w rodzaju nieuznawania Chin komunistycznych, póki ich rząd będzie istniał.
Malko przyznał, że los Formozy wysuwał się na pierwsze miejsce wśród jego osobistych problemów. Nawet przed remontem własnego zamku. Pani Tso zadała mu parę grzecznościowych pytań, zachwyciła się wytrwałością w pracy, zaproponowała zwiedzenie Formozy. Malko odwdzięczył się perfidnym pytaniem:
— Panienka jest pani córką?
Sławne opanowanie ludzi Wschodu okazało się być jeszcze jednym mitem, bo pani Tso mało nie skoczyła mu do oczu.
— Panna Lo-ning pracuje jako przewodniczka w ONZ. Należy także do naszych służb. Jako pracownik kontraktowy.
Lo-ning skromnie skłoniła głowę, przesyłając jednakowoż Malkowi figlarne spojrzenie. Wyglądała na osobę z poczuciem humoru.
Katz wtrącił wreszcie swoje trzy grosze do rozmowy:
— Panna Lo-ning będzie odtąd pana strzegła na terenie Narodów Zjednoczonych.
Malko popatrzył na uroczą laleczkę, siedzącą tuż obok niego.
— O ile pani nie posiada jakiejś tajemniczej broni, nie wyobrażam sobie doprawdy, jak mogłaby mnie chronić.
Lo-ning prychnęła krótko azjatyckim obyczajem.
Urażona pani Tso wyjaśniła:
— Panna Lo-ning będzie w stałym kontakcie z nami.
A my będziemy pana ochraniać!
Katz dodał:
— Jeżeli idzie o ochronę, to nawet prezydent nie ma lepszej.
— FBI rzadko fatyguje się z powodu szantażystów.
Na razie proszę powiedzieć Chrisowi i Miltonowi, żeby pochowali się ze swoimi spluwami. Wolę panią Lo-ning.
To dyskretniejsze.
Lo-ning znowu prychnęła.
— Cóż, mam nadzieję, że dobrze wypełni zadanie — dodała stara Chinka.
Co powiedziałaby na to Aleksandra? Dziewczyny z Jetset i Lo-ning mogły doskonale wypełnić dnie i noce najbardziej nawet uczciwego mężczyzny.
Katz poczekał, aż minie ich pedał o malinowych włosach, z takimże pudełkiem na smyczy i pochylił się nad stołem.
— Oto nasz plan.
Malko wybrał P.Q. Ciark, modne bistro przy Trzeciej Alei, pozostałość po wyburzonym domu i stolik w samym końcu — ten sam, który zaszczycali niekiedy Aristoteles Onassis i jego nowa żona. Ukryty za załomem ściany, zapewniał pełną intymność.
Jada spóźniała się już ponad 10 minut. W mrocznej sali mało co było widać i Malko zaczynał się nudzić. Dał wolne Krisantemowi. Na razie nic mu nie groziło.
Jeszcze nie.
Lo-ning bardzo uprzejmie podała mu osobisty numer telefonu. Aby czuł się bezpiecznie. Turek natłuścił swą garottę, naoliwił pistolet i przeprowadził rekonesans w okolicznych sklepach. Kiedy Malko poinformował go, że Chris i Milton są w mieście, sposępniał. Nie bardzo się lubili.
Wreszcie zjawiła się Jada. Prześliznęła się między stolikami. Mocno umalowana, wyglądała wspaniale w króciutkiej, pomarańczowej sukience i dobranych kolorystycznie rajstopach. Kiedy usiadła, trzy okoliczne stoliki miały okazję przekonać się, że pod rajstopami ma maleńkie, także pomarańczowe majteczki.
Nawet w P.Q. Ciark, gdzie roiło się od modelek i cover-girls przyciągała uwagę. Stojący przy wejściu portier ciągle jeszcze nie mógł dojść do siebie.