Murzynka popatrzyła na czarną tablicę, na której wypisano menu, zamówiła London Broił, sałatkę i Pepsi, zapaliła papierosa i zwróciła spojrzenie na Malka.
— Czego pan chce?
Zadała pytanie brutalnie, bez śladu kobiecości. Malko aż poczuł się nieswojo. Naprawdę nie był w stanie wczuć się w rolę szantażysty.
— Pieniędzy — powiedział.
W duchu błagał przodków o wybaczenie.
Jada skrzywiła piękne usta i zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem. Potem wyraz jej twarzy stał się łagodniejszy, a upierścieniona dłoń spoczęła na ramieniu Malka.
— Czemu pan tak mówi? Nigdy bym się tego po panu nie spodziewała. A przede wszystkim, dlaczego miałabym dawać panu pieniądze?
Malko zdobył się z trudem na ironiczny uśmiech.
— Bo wiem o rzeczach, które mogą pani napytać biedy. Co proponowała pani Johnowi Sokatiemu tuż przed jego śmiercią. I na co się zgodził.
Papieros Jady wypalał się na popielniczce, ona jednak nie odrywała oczu od Malka, jakby chciała go zahipnotyzować.
— A co mu zaproponowałam?
— Żeby głosował za wnioskiem o przywrócenie praw Chińskiej Republice Ludowej.
Kobieta umoczyła wargi w Pepsi i odpowiedziała:
— Widzę, że jest pan dobrze poinformowany. Jak zdobył pan te wiadomości?
Malko z trudem ukrył zadowolenie. A więc nie mylił się. Ale to nie będzie łatwa partia.
— To nie pani sprawa — powiedział gwałtownie. — Jest pani skłonna zapłacić za moje milczenie?
— Ile?
— Dziesięć tysięcy, natychmiast.
Rzucił sumę tak sobie, żeby zobaczyć reakcję.
Jada uśmiechnęła się ironicznie.
— W mieście, gdzie mordują ludzi dla paru centów nie chadza się z dziesięcioma tysiącami. Ale może je pan mieć jutro.
Malko potrząsnął głową, udając rozczarowanie.
— Myślałem, że pani zrozumiała, że chcę pieniędzy teraz.
— Niech pan nie będzie dzieckiem — ucięła sucho.
— Spotkamy się jutro. Będę miała pieniądze. W każdym razie, to nie ja je panu dam.
Malko zaniepokoił się. Jada zbyt łatwo przyjęła warunki. Z daleka czuć było podstęp. Chyba że Mad Dogsi i ten, kto za nimi stał, wpadli w totalną panikę.
— Proszę przyjść do mnie — zaproponował.
Zaśmiała się głucho.
— Żeby pan wszystko nagrał! Nie, będę czekała przed cmentarzyskiem samochodów, na wprost Harlem River, przy 207 Ulicy. Zna pan mój samochód?
Bez słowa zjadła porcję London Broił. Wysączyła Pepsi, uśmiechnęła się do Malka lodowato i wstała.
— Do jutra. Do dziewiątej wieczorem. Proszę być punktualnie.
Gdy odchodziła, raz jeszcze z podziwem spojrzał na jej zadek. Nawet jakiś młody pedał się odwrócił. Malko poprosił o rachunek. Za dobrze mu szło. Będzie spokojniejszy pojutrze rano. Na razie nie był zbyt nęcącym klientem dla agencji ubezpieczeniowych.
Skąd pochodziły pieniądze Jady? Mad Dogsi nie byli bogaci. Ktoś się za tym krył. Jada tańczyła, ale grał ktoś inny. CIA miała podstawy do niepokoju.
A przecież wszyscy sinolodzy byli zgodni: Pekin w żadnym razie nie działałby w ten sposób. Chińczykom zbyt zależało na zwycięstwie bezdyskusyjnym i druzgocącym.
To była jeszcze jedna zagadka.
Cmentarzysko samochodów przy 207 Ulicy Zachodniej to prawdopodobnie najbardziej zakazany rejon Harlemu. W dodatku, sąsiaduje on z parkingiem metra IRT, słabo oświetlonym żółtawymi reflektorami. Nawet czarni unikają nocnych Spacerów po tej części Harlemu. 207 Ulica znajduje się powyżej Manhattanu, na pomoc od pasa ziemi ciągnącego się między Hudson na zachodzie i Harlem River na wschodzie. Tamtejszy park — Inwood Hill Park — bije niewątpliwie światowe rekordy przestępczości na metr kwadratowy.
Malko wytężał wzrok, usiłując dojrzeć cokolwiek wśród zalegających cmentarzysko ciemności. Zdawało mu się, że coś się poruszyło. Przyszedł kwadrans wcześniej. Zaparkował dokładnie w miejscu wskazanym przez Jadę. Gdzieś upadła z łoskotem blacha i Malko aż podskoczył. Jego dodge stał w świetle latarni, stanowiąc doskonały cel.
Na trzy metry przed maską samochodu wyrosły nagle dwie postacie. Murzyn z dziewczyną. Rozdzielili się zaraz. Dziewczyna przeszła ze spuszczoną głową przed samochodem. Malko zobaczył, że wsuwa do torebki banknot. Miała nie więcej niż dwanaście lat. Cmentarzysko było azylem dla początkujących prostytutek, biorących dolara za numer.
Puls Malka odzyskał normalny rytm. Agent rzucił okiem w lusterko wsteczne. Za nim 207 Ulica skręcała w stronę Broadway’u. Jada najprawdopodobniej nadejdzie stamtąd. Zielona lampka zabłysła na tablicy rozdzielczej „wozu. Pochylił się lekko i powiedział stłumionym głosem:
— Nic takiego. Zakochana para.
Trzeba było upoetycznić nieco te ponure i deprymujące chwile oczekiwania.
Światełko zgasło.
Na pozór dogde był najzwyklejszym samochodem.
Nawet bez anteny radiowej. Trzeba było podejść bardzo blisko, żeby dostrzec dwa metalowe kable, wtopione w masę przedniej szyby. Wyglądały na urządzenie do odladzania. A była to potężna antena radiostacji nadawczo-odbiorczej, w którą wyposażono dodge’a. Mikrofon ukryto w kierownicy. Bardzo cichy głos dobiegał spod tablicy rozdzielczej.
Oryginalny silnik wymieniono na inny, o mocy 420 koni, pozwalający dodge’owi przekroczyć prędkość 200 kilometrów. Ogumienie przygotowane było na zetknięcie z kulami, podobnie jak przednia szyba. Testowany na 11,43 z odległości dwudziestu metrów. Bagażnik także różnił się od zwykłego, bo otwierał się od wewnątrz, co nie zmieniało faktu, że Elkowi Krisantemowi, leżącemu w nim od godziny, czas dłużył się nieznośnie. Wykorzystał to, by natrzeć czosnkiem cały magazynek naboi.
Stara mania...
Tego wieczoru Malko był z pewnością najlepiej strzeżonym człowiekiem w Nowym Jorku. Numer jego samochodu znany był wszystkim patrolom, aż po Long Island. W samym tylko Harlemie czekało dwadzieścia wozów FBI. Problem był podobny, jak w razie porwania. Aresztowanie Jady niczemu nie służyło. Chodziło o to, żeby doprowadziła Malka do kogoś innego, a to wiązało się z pewnym ryzykiem. Bo w Harlemie nocą nie było mowy o jawnym śledzeniu samochodu.
FBI znalazła na to sposób. Malko miał w kieszeni specjalnie sfabrykowaną paczkę papierosów — silny nadajnik o zasięgu dwóch mil. Pięć spośród samochodów FBI wyposażono w goniometry. W zasadzie nie powinni stracić z nim kontaktu...
Najsprytniejsza sztuczka polegała na tym, że aparat miał tylko wbudowaną antenę i nadawał leżąc w kieszeni Malka. Wystarczyło przycisnąć włącznik.
Nawet Lo-ning brała udział w grze. Krążyła volkswagenem w rejonie 207 Ulicy, udając zmotoryzowaną prostytutkę. W torebce miała pojemniczek gazu Mace wystarczający do unieszkodliwienia połowy Harlemu.
Malko podskoczył. Jakiś samochód zatrzymał się tuż za nim. Nawet nie zauważył, kiedy nadjechał. Nieźle się zaczyna. Zerknął w lusterko. To był czerwony cadiiiac Jady.
— To ona — szepnął do mikrofonu.
Potem czekał. Jada mignęła dwa razy światłami, ale nie wychodziła. Malko musiał zdecydować się na opuszczenie fortecy na kołach. To było do przewidzenia.
Wysiadł powoli, uruchomił nadajnik i podszedł do cadiilaca. Jada chyba była sama. Nacisnęła przełącznik i szyba opuściła się bezgłośnie.
— Na co pan czeka?
Głos Jady był twardy i poirytowany. Malko pochylił się ku niej. Włosy miała uczesane normalnie, w krótkie loczki. Musiała wydać fortunę na wyprostowanie ich, za to teraz były jedwabiste, jak włosy białej kobiety. Miała na sobie obcisłą, pomarańczową mini, w której już ją widział.