Jakiś twardy przedmiot oparł się o jego twarz.
Usłyszał głos Jady:
— Wyłaź z wozu, świnio.
Podniósł głowę. Murzynka mierzyła w niego z małej bębenkowej 25, którą musiała mieć pod siedzeniem.
Broń dość gruba, żeby rozerwać wątrobę na strzępy.
— Co panią napadło? — zapytał.
Zagroziła mu znowu gwałtownie:
— Wysiadaj, bo cię zastrzelę.
Jeden z Murzynów chwycił Malka za ramię i wyciągnął na zewnątrz. Miał ogromny automatyczny kolt, który przytknął do brzucha Malka.
— Nie podgrywaj idioty.
Malko zrozumiał, że nie chcieli strzelać, inaczej dawno już by go zabili. Chociaż w okolicy były same składy, odgłos strzału rozniósłby się na dużą odległość. Nie miał jednak za wiele czasu na rozmyślanie. Z tyłu podszedł drugi Murzyn. Zauważył to za późno, w chwili, gdy coś dużego i czarnego uniosło się nad jego głową.
Miał wrażenie, że czaszka pęka mu na pół. Zachwiał się, chwycił Murzyna z pistoletem i ostatnim obrazem, który widział, była jego chuda, zadowolona twarz.
— Brawo, siostrzyczko — pochwalił Lester niemal z uwielbieniem. — Chuck już jest.
Gwizdnął na palcach i natychmiast w ciemnej uliczce rozległ się warkot silnika.
Jada wypięła piersi. Wiedziała, że jest ponętna i nawet podczas akcji nie odmawiała sobie przyjemności ekscytowania Lestera.
— Co mam teraz robić?
— Zmykaj do siebie.
Okrążyła cadiiiaca i zaklęła. Prawy bok był wgnieciony.
— Mówiłeś, że go nie uderzysz — zaoponowała. — Wybulę ze 150 dolców!
— Nie przejmuj się — zaśmiał się Lester. — Kupię ci nowy. Przechodził właśnie obok niej i uśmiechając się łagodnie poklepał ją po siedzeniu. Uwolniła się, robiąc półobrót i wsiadła do samochodu. Nabierając prędkości widziała ciągle w lusterku Lestera i Hughesa wlokących ciało Malka na chodnik.
Była dumna, że należy do Mad Dogsów. Dziś wieczorem będzie się kochać z młodym, osiemnastoletnim Murzynem, do szaleństwa w niej zadurzonym, który niemal ją zgwałcił, kiedy ostatnio z nim tańczyła. Nawet w Smali Paradise, sławnym dancingu przy Lennox Avenue takie rzeczy nie przechodziły nie zauważone.
Betoniarka zatrzymała się przed skrzyżowaniem.
Chuck wysiadł pomóc kolegom. Malko jęczał. Cios nie był dość silny, żeby kompletnie go ogłuszyć, pozbawił go jednak sił.
Murzyn z pistoletem wsiadł do starego buicka i zaparkował go przy chodniku nie wyłączając silnika.
Zderzenie uszkodziło tylko osłonę chłodnicy.
Mężczyzna wysiadł i obserwował skrzyżowanie. To był jedyny niebezpieczny moment akcji. Dwaj Murzyni kończyli krępować Malka sznurem do zasłon. Obrócili go brutalnie, żeby owinąć mu wokół głowy czarną taśmę samoprzylepną. Przy tym ruchu z kieszeni Malka wysunęła się paczka papierosów. Celnym kopniakiem jeden z napastników wrzucił ją do rynsztoka.
Malko z twarzą zasłoniętą czarną taśmą wyglądał jak przerażająca mumia.
Z dużym trudem Chuck wraz z kumplami dźwignęli jego ciało na wysokość otworu, przez który wsypywano cement. Spodnie zahaczyły o coś i rozdarły się. Wreszcie udało im się wepchnąć głowę ofiary. Z ramionami poszło gorzej. Potem ciało zniknęło. Bęben betoniarki był pusty. Wystarczy, żeby Chuck przyjechał na budowę nieco wcześniej i jako pierwszy nabrał cementu do wymieszania. Malko zniknie w szarym cieście i udusi się.
Potem betoniarka pojedzie prosto na budowę na Hudson. Jeden z filarów pomostu będzie trochę słabszy, ot i wszystko...
Od lat był to ulubiony chwyt mafii.
Chuck zamknął pokrywę i zeskoczył na ziemię. Nawet gdyby gliniarze przyczepili się i wypytywali, co robi o jedenastej w nocy z betoniarką, nie będą przecież zaglądali do środka, ani ściągali wozu na policyjny parking... Buick oddalił się już. Chuck wsiadł do kabiny i ruszył.
Wciśnięty w róg półciężarówki Coh Edison, operator FBI, zsunął słuchawki i wezwał Centralę.
— Jest coś nowego. Zatrzymał się. Dobrych dziesięć minut temu. Usiłujemy go zlokalizować.
I natychmiast nawiązał łączność z namierzającymi samochodami, które krążyły po Harlemie. Sygnał dobiegał ciągle wyraźny i z jednego punktu.
Po pięciu minutach goniometry zlokalizowały nadajnik: róg 138 Ulicy Zachodniej i Dziewiątej Alei. Dzielnica zajmowana niemal wyłącznie przez składy i fabryki.
Idealne miejsce na pułapkę. Jeden z wozów był o niecałe pół mili stamtąd. Al Katz, siedzący w zaparkowanym pod Central Parkiem fordzie, rozkazał:
— Wyślijcie tam samochód. I niech się pospieszą.
Trzeba zobaczyć, czy nie dzieje się nic podejrzanego.
Skontaktujcie się ze mną.
Czekał zdenerwowany, bębniąc palcami o fotel. Po trzech minutach z głośnika radiowego odezwał się głos:
— Skrzyżowanie jest puste. Sygnał jednak trwa. Co robimy?
Al Katz wyrzucił z siebie stek przekleństw. Coś się musiało stać.
— Kontrolujcie wszystkie samochody w strefie A — rozkazał. — I wszystkie wyjeżdżające z Harlemu i otwierajcie bagażniki.
Miał nadzieję, że dziesiątki agentów FBI coś znajdą.
Zapowiadała się jednak długa noc.
John Webster podskoczył, słysząc warkot betoniarki i poczuł niewypowiedzianą ulgę. Był niemal szczęśliwy, mimo towarzystwa uzbrojonego Murzyna.
— Jadą, to oni — szepnął.
Murzyn przytaknął z powagą.
— Mówiliśmy, że to nie potrwa długo.
Olbrzymia betoniarka zwolniła, przejeżdżając przez bramę. Z kabiny Chuck wesoło powitał Johna. Ten odwzajemnił gest. Wstał i nie zatrzymywany przez swego strażnika popędził do parkującego pojazdu. Okrążył go dwa razy. Wszystko było na miejscu, nawet skrzynia z narzędziami i zapasowe koło. Chuck skoczył na ziemię.
— No i co, uspokoiłeś się? Nie wciskałem ci kitu?
John w zakłopotaniu potarł brodę.
— Ale po co ci była ta machina w środku nocy? Nie dość ci w dzień?
Chuck zrobił tajemniczą minę:
— No dobra, chłopie. Powiem ci prawdę. Wczoraj poznałem dziewczynę. Wiesz, że te białe kurewki są stuknięte. Chciała poznać mojego czarnego zwierzaka, ale zależało jej, żebym ją przeleciał w tym gracie... Co chcesz, przecież nie mogłem się z nią pieprzyć o trzeciej po południu na Washington Bridge.
— Nie bujasz? — miękko zapytał John.
W tę bajkę z dziewczyną John nie wierzył ani przez moment. Nikt nie przychodzi po betoniarkę ze spluwą tylko po to, żeby przespać się z jakąś babką. Ale za wszelką cenę musiał się uspokoić.
Chuck splunął na ziemię.
— Jasne, że nie. W dodatku to cholernie napalona samica. Cały jestem podrapany. No dosyć, idę się położyć, cześć.
Odwrócił się jeszcze przechodząc przez bramę ze swoim czarnym aniołem stróżem i z odcieniem pogróżki w głosie zapytał:
— Chyba nie polecisz z tym nigdzie?...
— Wiesz dobrze, że nie jestem taki — zapewnił Webster.
Dwaj czarni wyszli za bramę i strażnik usłyszał odjeżdżający samochód. Przede wszystkim pobiegł ulżyć swojemu pęcherzowi. Strach kompletnie go rozstroił. Potem, czując się nieco lepiej, wziął latarkę i poszedł przyjrzeć się „pożyczonej” betoniarce.
Wśliznął się pod nią, wszedł do kabiny, oglądał i niemal obwąchiwał wygniecione siedzenie, świecące od brudu i przepocone, ale nie znalazł nic podejrzanego.
Po powrocie do wartowni zapalił papierosa i zamyślił się. Nie pozostawało mu nic innego, jak milczeć. Betoniarka stała na miejscu nietknięta. Jeżeli przyzna się, że pozwolił ją wyprowadzić, wyrzucą go natychmiast. Nie mówiąc już o Chucku, ten drugi to morderca, to było widać. John nalał sobie kawy, sięgnął po magazyn w stylu porno i usiłował zapomnieć o całym incydencie.