Выбрать главу

Tanaka przyjrzał się aparaturze kontrolnej. Był inżynierem. To się niekiedy przydawało. Wskazówki instrumentów pomiarowych zasygnalizują mu śmierć przeciwnika. Pozostanie mu tylko doprowadzić wszystko do pierwotnego stanu, nim Chińczycy wrócą po przerwie obiadowej. Przygotował pułapkę bardzo starannie, świadom dzięki Jadzie powiązań Malka z Chińczykami.

I, po przeanalizowaniu rysujących się w gmachu ONZ możliwości, wybrał metodę wyrafinowaną, ale skuteczną.

Opierała się po prostu na zasadzie krzesła elektrycznego. Pułkownik Tanaka przyłączył maszynę do kaligrafowania do głównego przewodu o napięciu 2000 volt za pomocą kabla, którego końcówka połączona była z przeznaczonym dla Malka metalowym krzesłem. Poprzedniego wieczora dokonał próbnych podłączeń, przebił mur wiertarką kupioną po południu. Nikt nie zadawał mu żadnych pytań. W budynku pracowano dzień i noc, zwłaszcza, kiedy nie było urzędników. W gruncie rzeczy Tanaka był dumny ze swego planu. Bawiąc się maszyną Malko zamknie obwód. Potrwa to parę sekund. Japończykowi pozostanie odłączyć kable.

W swojej karierze zlikwidował już tą metodą wiele osób. Wystarczyło znaleźć linię wysokiego napięcia, mieć skromny sprzęt i jakie takie pojęcie o elektryczności.

Najtrudniejszą częścią planu było zwabienie Malka do biura w chwili, kiedy nikogo tam nie będzie. Ale telefon i ostateczne podłączenie kabli zajęło Tanace osiem minut. Dzwonił z biura 1183.

Kiedy Malko dotknie kabli, igła woltomierza przechyli się w prawo. Wystarczy odczekać minutę. Tanaka zamknął się w schowku, obawiając się już jedynie nieprzewidzianej wizyty robotnika. Podczas przerwy obiadowej było to jednak nieprawdopodobne.

Kończył właśnie ćwiczenia oddechowe jogi, gdy igła drgnęła gwałtownie, potem wychyliła się w prawo. Drgała silnie przez kilka sekund, następnie opadła w lewo.

Człowiek zamknął obwód, walczył, by się uwolnić, aż runął z krzesła, porażony prądem i przerwał jej obieg.

Japończyk natychmiast odłączył kabel izolowanymi kombinerkami. Pozostało mu już tylko wrócić do restauracji dla delegatów, gdzie oczekiwali go inni Japończycy. To, że odkryją przewody, nie ma znaczenia.

Tak czy inaczej, wiadomo będzie, że dokonał tego fachowiec.

Tanaka otworzył drzwi i zamknął je natychmiast. To był jedyny ryzykowny moment akcji. Bo nie mógłby wytłumaczyć swojej obecności w schowku.

— Czego pan tu szuka?

Drgnął na dźwięk lodowatego głosu. Odwrócił się gwałtownie. Chinka z kanapką w ręku zmierzyła go spojrzeniem spod zmarszczonych brwi. Bardzo chuda kobieta miała siwe włosy ściągnięte w kok.

— Pomyliłem drzwi — mruknął Tanaka, uśmiechając się najgłupiej, jak potrafił.

Nie mógł przewidzieć, że pani Tso, prawa ręka doktora Shu-lo, cierpiąca na schorzenia żołądka, skracała zawsze swą przerwę obiadową. Ani, że była ze względów zawodowych bardzo nieufna.

— Nie mógł się pan pomylić — powiedziała sucho.

— Aby otworzyć te drzwi trzeba mieć specjalny klucz.

Kim pan jest?

Przez sekundę Tanaka wahał się, czy po prostu nie uciec. Ale nie mógł przecież zniknąć z ONZ-u, a ta kobieta zapewne rozpoznałaby go. Błyskawicznie odzyskał zimną krew. Przecież to nie pierwszy raz.

— Nie wiem — powiedział ugodowo — drzwi były otwarte.

Postąpił krok naprzód, jakby chciał przejść, ale Chinka zagrodziła mu drogę, patrząc nieprzyjaźnie.

— Kim pan jest? — powtórzyła.

To była jedyna rzecz, której Tanaka nie mógł powiedzieć. W każdej chwili ktoś mógł nadejść, a ta megiera zdolna była zaalarmować całe piętro.

— Nie rozumiem — powiedział powoli — nie zrobiłem nic złego.

— Jest pan w sekcji chińskiej — odezwała się sucho.

— I kłamie pan, wcale pan nie zabłądził.

Ujęła go pod ramię. Japończyk poczuł stalowy uchwyt wciskających mu się w mięśnie palców.

— Wytłumaczy się pan przed strażnikami — dodała Chinka.

Pułkownik zareagował z szybkością węża. Nie próbując uwolnić się, okręcił się błyskawicznie wokół własnej osi, powodując, że Chinka straciła równowagę.

Znajdowali się dokładnie na wprost drzwi damskiej toalety. Pchnął ją brutalnie i oboje wpadli do środka.

Chinka poderwała się pierwsza z ziemi i otworzyła usta, chcąc krzyczeć. Tanaka wymierzył jej z rozmachem cios, który odrzucił ją pod ścianę. Pośliznął się jednak na leżącej na ziemi kanapce i padł na kolana.

Otwartymi ustami Chinka łapała oddech. Krzyczała, zbyt jednak słabo, aby przyciągnąć czyjąkolwiek uwagę.

Teraz już wiedziała, że sprawa jest poważna. Ma do czynienia z szaleńcem, albo z kimś znacznie gorszym.

Ręką sięgnęła po podtrzymującą kok stalową szpilkę.

Jej końcówka wypełniona była silnym roślinnym środkiem nasennym. Wystarczyłoby go do uśpienia słonia. Trzymała ją prostopadle przed sobą, przyciskając główkę do piersi tak, aby napastnik nadział się na nią.

Tanaka otrząsnął się: natrafił na fachowca. Musi się jej natychmiast pozbyć. Do toalety w każdej chwili ktoś mógł wejść i wszcząć alarm.

Ruszył do przodu zgięty wpół; potem, gdy dzielił ich nie więcej niż metr, wyrzucił nogi równolegle do ziemi, opierając się rękami o posadzkę.

Jego nogi uderzyły Chinkę na wysokości kolan.

Tracąc równowagę, zamachała rękami i, upadając, wypuściła szpilkę. Tanaka rzucił się na kobietę i chwycił za gardło. Ale ona posiadała niezwykłą siłę. Wyrwała mu się i skoczyła ku drzwiom, tym razem wyjąc jak syrena.

Chwycił ją w pasie unosząc nad ziemią i rzucił o drzwi ubikacji, które otwarły się. Tanaka ruszył za nią i zamknął drzwi nogą. Zgiął Chinkę wpół, waląc jej czołem o porcelanowy sedes. Trzymał ją za włosy.

Znów zaczęła krzyczeć.

Tanaka mocno trzymał zdobycz. Skóra na czole kobiety pękła, na podłogę i białą porcelanę polały się strumienie krwi. Tanaka ledwie się ustrzegł zachlapania.

Chinka broniła się coraz słabiej, Japończyk uderzał coraz mocniej: musiała umrzeć.

W desperackiej próbie walki Chinka chwyciła go za włosy, usiłując się dźwignąć.

Tanaka złapał oddech i nie próbując się uwolnić, mocno walił jej głową o sedes. Tym razem pękła po lewej stronie kość ciemieniowa. Inne uderzenia dawały odgłos prawie miękki, budzący odrazę. Chinka już nie krzyczała. Straciła przytomność. Tanaka zawzięcie walił jej zmaltretowaną czaszką o popękaną porcelanę.

Przestał dopiero na widok krwi wyciekającej z nozdrzy.

Dla całkowitego bezpieczeństwa uniósł ciało zmarłej i wcisnął głowę do stojącej w misce klozetowej wody. O ile w kobiecie tli się jeszcze iskra życia, utopi się.

Następnie wyszedł z ciasnej kabiny, zatrzaskując za sobą drzwi.

Przechodząc przed lustrem przyjrzał się sobie i pospiesznie przeczesał. Bogu dzięki, na jego ubraniu nie było śladów krwi. Mógł teraz udać się prosto do restauracji dla delegatów.

Korytarz był pusty.

Pułkownik poszedł w stronę wind. Czekał kilka sekund, nim zatrzymała się jedna z nich, na szczęście, pusta.

Malko pochylił się nad maszyną do kaligrafowania.

Setki ideogramów fascynowały go. Wyciągając rękę po szczypce do chwytania metalowych sześcianików, rękawem zahaczył o linijkę, która spadła na podłogę.

Pochylił się, żeby ją podnieść i jego spojrzenie padło na nogę krzesła. Metalowy przewód przymocowany był do niego czarnym plastrem.

Czuły dzwonek alarmowy rozdzwonił się w mózgu Malka. Zauważył wcześniej, że od maszyny odchodził przewód, który biegł wzdłuż muru, ale to go nie zdziwiło. W dzisiejszych czasach wszystkie maszyny są elektryczne. Wstał i przyjrzał się przewodowi przymocowanemu do krzesła. Biegł wzdłuż ściany i znikał w niewielkiej dziurze. Malko pochylił się i spostrzegł wapienny pył. Otwór był świeży. Wyprostował się. W czubkach palców poczuł nieprzyjemne mrowienie.