Выбрать главу

W każdym razie, rozumowanie Malka było prawidłowe. O ile zdoła przeprowadzić plan kontrataku.

Iluż delegatów drżało o los członków swojej rodziny?

Operacja „Terror” została przeprowadzona bez zarzutu. Do FBI nie wpłynęła jeszcze ani jedna skarga. Co do Dawida Mugali, to wrócił do domu święcie przekonany, że nie puścił pary z ust. Malko nie potrafił wyzbyć się lęku. Życie wielu osób znalazło się w jego rękach i, choć wiedział, że nie będzie musiał przed nikim zdawać rachunku, ciążyło mu to. Miał przeświadczenie, że przypadek Dawida Mugali nie był odosobniony.

Rozejrzał się po skrzyżowaniu. Ze starą rozmawiała teraz młoda Murzynka w łachmanach. Karuzela kręciła się znowu.

Przed ich oczyma przemaszerują pewnie wszyscy narkomani z Harlemu. Oby tylko pokazał się Julius West.

Jeanie ani na sekundę nie spuszczała śmietnika z oka, tylko ona mogła rozpoznać Juliusa.

Uśmiechnęła się do Malka, który zrozumiał od razu, że czynnik ludzki zdecydowanie działał na jego korzyść.

Jeanie musiała mieć dość praktykowanego przez kochanka mordobicia. Kiedy nie miała na sobie munduru, jej zgrabna figura i pełna ekspresji zmysłowa twarz były naprawdę zachwycające. Malko odwzajemnił uśmiech.

— Jeanie, powinna pani być cover-girl albo grać w filmach, a nie marnować się w komisariacie w Harlemie.

Potrząsnęła głową.

— To nie zawody dla mnie. Byłoby mi wstyd. Nawet kiedy zakładam przykrótką spódniczkę, czuję się skrępowana. Nie lubię, żeby mężczyźni pogwizdywali na mój widok. Cóż dopiero stanąć nago przed fotografem!

— Nie potrzebuje się pani rozbierać, żeby budzić pożądanie — elegancko zaoponował Malko.

Odwróciła się bez słowa, bardzo zażenowana; nigdy nie prawiono jej komplementów tak bezpośrednio. W tej samej chwili detektyw trącił Malka łokciem.

— Patrzcie, jeszcze jeden.

Malko i Jeanie wychylili się. Murzynka drgnęła.

— To on.

Zbliżający się Murzyn był chudy jak kościotrup, prawie zupełnie łysy, o pomarszczonej, pustej twarzy.

Powłóczył nogą. Jego wygląd różnił go od pozostałych nabywców. Nim podszedł do starej, rozejrzał się wokół siebie. Gdy jego wzrok zatrzymał się na „ich” budynku, Malko instynktownie odskoczył od okna, mimo że Murzyn nie mógł dostrzec ich za firankami.

Julius West stanął obok starej; wyglądało jakby z nią rozmawiał.

— Oby tylko miał pieniądze! Ta stara kutwa nie da mu nic na kredyt — westchnęła Jeanie.

Julius miał pieniądze. Położył zwitek banknotów na kolanach starej i ruszył w stronę kosza. Uniósł pokrywę, zanurzył rękę, a zaraz potem wsunął ją do kieszeni. Pod obojętnym okiem „strażnika” powtórzył tę czynność dwa razy, potem opuścił pokrywę i powłócząc nogą odszedł w stronę Madison Avenue.

— On, to co innego — wyjaśniła Jeanie ściszonym głosem, jakby w obawie, by Julius West jej nie usłyszał.

— Jest hurtownikiem, poza tym wiedzą, że przychodzi regularnie i okradanie ich nie leży w jego interesie. Bierze, ile chce. Trzeba go złapać teraz, zanim zdąży odsprzedać heroinę.

Detektyw pędził już po chybotliwych schodach. Pozostali wyszli tylnymi drzwiami i wskoczyli do forda, czekającego na parkingu. Detektyw włączył radio, żeby skontaktować się z wozem stojącym na Madison Avenue.

— Uwaga — uprzedziła Jeanie — trzeba go złapać, nim zejdzie do metra. Potem będzie trudniej, z łatwością pozbędzie się heroiny.

Ford ruszył tak ostro, że dziewczyna poleciała na siedzącego obok Malka. Rozległ się pisk opon.

Pokonali dwa zakręty i znaleźli się na Madison Avenue, minąwszy śmietnik. Stara nawet nie drgnęła, zerkając obojętnie na forda.

— Kieruje się ku 117 Ulicy — zatrzeszczało w głośniku radiowym.

— Pospieszmy się — odezwała się Jeanie.

— Na 118 ma metro.

Ford wyrwał do przodu. Detektyw, który prowadził, przywykł do pościgów, a dysponował silnikiem o mocy 375 koni...

— Oto i on — oświadczyła Jeanie.

Julius West szedł spokojnie skrajem chodnika. Nawet nie odwrócił się, słysząc warkot silnika. Gdy to wreszcie zrobił, było już za późno. Detektyw wyskoczył z wozu.

Malko ujrzał na twarzy Juliusa Westa wyraz paniki. Mimo kalectwa rzucił się do ucieczki z impetem sprintera.

Biegł po ulicy, wymachując ramionami, jak wiatrak.

— Stój! — krzyknął detektyw — bo strzelam.

Julius West przyspieszył jeszcze złorzecząc na całe gardło. Na progach domów pojawiali się coraz liczniejsi czarni gapie. Jeżeli w Harlemie biali prowadzili pościg za Murzynem, ryzyko rozróby było duże.

Inspektor i Malko pędzili ciągle jak szaleni. Wreszcie pojawili się czterej policjanci z drugiego wozu, zagradzając Westowi drogę. Na ich widok zawahał się przez sekundę i to doprowadziło do jego zguby. Detektyw rzucił się jak napastnik w rugby i chwycił go za nogi.

Wszelka obrona byłaby daremna. Malko z czterema innymi zabezpieczał tyły. W okamgnieniu było po wszystkim.

Ledwie znaleźli się w samochodzie, dwaj detektywi z niesłychaną brutalnością zdarli z Murzyna ubranie.

Spodnie, kurtkę, koszulę, nawet bieliznę. Julius West wydzierał się i szamotał, oni tymczasem działali z flegmą angielskiego majordoma pomagającego swemu panu zdjąć palto. W okamgnieniu Murzyn został goły, jak go Pan Bóg stworzył. Malkowi mignęło przed oczyma gołe czarne ciało, nim owinięto je zniszczonym kocem. Stary ford zawrócił ostro na Lennox i ruszył na sygnale w kierunku południowym. W samą porę — czarnoskóry olbrzym wyłonił się ze swego sklepiku, z tasakiem w ręku, grożąc pozostałym policjantom i miotając przekleństwa. Wokół niego gęstniał tłum Murzynów.

— Czemu go rozebraliście? — zapytał Malko, podskakując na wybojach.

Ulice Nowego Jorku były coraz gorsze.

Jeden z detektywów roześmiał się. Niemalże siedział na więźniu.

— W ten sposób nie ma możliwości połknąć tego świństwa ani wetknąć go gdzieś, nim dowieziemy go na miejsce...

Julius dusił się pod kocem. Detektyw odsłonił mu twarz, podsuwając jednocześnie pod nos krótkolufową 38.

— Nie próbuj żadnych numerów, synku, spluwa może wystrzelić...

— Chcę adwokata, to bezprawne aresztowanie — wrzasnął Murzyn, wytrzeszczając ze strachu oczy, śliniąc się i usiłując gryźć. — Oddajcie mi ubranie.

— Oczywiście, za chwileczkę, jeżeli będziesz grzeczny. A może przypadkiem chcesz chusteczkę, żeby wytrzeć sobie nosek?

Puknął go lekko kolbą 38 w głowę. Julius uspokoił się. Nawet wewnątrz wozu wycie syreny było ogłuszające. Aż do chwili, gdy znaleźli się na Old Slip Street, nie mogli zamienić słowa. Malko popatrzył na potarganą głowę siedzącego za nim człowieka. Julius West dysponował niewiarygodną siłą, siłą, o jakiej nie śmiałby myśleć w najbardziej szalonych marzeniach.

Trzeba jednak jeszcze, by zechciał się nią posłużyć.

Wypchnięto go brutalnie z samochodu, ciągle owiniętego kocem. Uniósł go, obnażając chude łydki, by móc wejść po brudnych schodach.

Kwatera główna Biura Narkotyków na Manhattanie była raczej obskurna. Stary, czteropiętrowy budynek, tuż przy South East End Express, na wysokości 9 Piers’u, prawie na cyplu Manhattanu. Dniem i nocą pracowało tu trzydziestu detektywów.

Poszli wprost do biura kapitana — Irlandczyka, którego pijacka gęba zdawała się wystawać z baryłki piwa.

Widząc Jeanie, Julius splunął na ziemię, warknął coś przez zaciśnięte zęby i zmierzył ją pełnym niewiarygodnej nienawiści spojrzeniem. Plecy Malka przebiegł zimny dreszcz na myśl o tym, na co naraża dziewczynę.