Yasmeen odwróciła się do mnie plecami. Wcisnęłam w jej pierś lufę dziewiątki. Niezależnie od tego, jak była szybka, jeśli tylko zechcę, zrobię jej krzywdę. Czułam, że mam do czynienia ze starą wampirzycą. To po części wrodzony dar, po części zaś efekt ćwiczeń. Yasmeen była stara, starsza niż Jean-Claude. Mogłam się założyć, że miała ponad pięćset lat. Gdyby była młodą nieumarłą, wystrzelona z przyłożenia kula rozszarpałaby jej serce, zabijając na miejscu. Ale w przypadku mistrzyni wampirów żyjącej już ponad pół tysiąclecia jeden strzał mógł nie wystarczyć. Chociaż kto wie.
Coś przemknęło przez jej oblicze. Wyraz zaskoczenia, a może także trwogi. Znieruchomiała. Jakby zamieniła się w słup soli. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy oddycha.
Mój głos wydawał się zduszony z uwagi na to, że Yasmeen wciąż odchylała mi głowę. Starałam się jednak mówić wyraźnie:
– Zabierz ręce z mojej głowy. Tylko zrób to powoli. Potem połóż je na swojej głowie i złącz palce.
– Jean-Claude, odwołaj swoją śmiertelniczkę.
– Na twoim miejscu zrobiłbym, co ci każe, Yasmeen – stwierdził z rozbawieniem. – Ile wampirów zabiłaś do tej pory, Anito?
– Osiemnaście.
Oczy Yasmeen wyraźnie się rozszerzyły.
– Nie wierzę ci.
– Lepiej w to uwierz, suko. Jeśli nacisnę spust, będziesz mogła pożegnać się ze swoim parszywym życiem.
– Kule nie mogą mnie zranić.
– Posrebrzane mogą. Precz ode mnie, ale już!
Yasmeen zaczęła zdejmować ręce z mojej głowy.
– Powoli!
Wykonała polecenie. Stanęła przede mną, opierając złączone dłonie na czubku głowy. Odstąpiłam od niej, przez cały czas celując w jej pierś.
– Co teraz? – spytała Yasmeen. Jej usta wykrzywił uśmieszek.
W ciemnych oczach wampirzycy malowało się rozbawienie. Nie lubię, gdy ktoś się ze mnie śmieje, ale w przypadku gdy masz do czynienia z wampirzymi mistrzami, musisz czasem wykazać większą dozę tolerancji.
– Możesz opuścić ręce – odparłam.
Zrobiła to, ale wciąż gapiła się na mnie jak na cyrkowego dziwoląga.
– Gdzieś ty ją znalazł, Jean-Claude? Ten kociak ma ostre ząbki.
– Anito, powiedz Yasmeen, jak cię nazywają wampiry.
Nie lubię, gdy ktoś mi rozkazuje, ale okoliczności nie sprzyjały dyskusjom na ten temat.
– Nazywają mnie Egzekutorką.
Oczy Yasmeen rozszerzyły się, a potem znów się uśmiechnęła, tym razem ukazując kły w pełnej okazałości.
– Sądziłam, że jesteś wyższa.
– Ja też czasem bywam z tego powodu rozczarowana – przyznałam.
Yasmeen wybuchnęła śmiechem, dzikim i niepokojąco oscylującym na granicy histerii.
– Ona mi się podoba, Jean-Claude. Jest niebezpieczna. To jak sypianie z lwicą.
Podpłynęła do mnie. Uniosłam broń i wycelowałam w nią. Nawet jej to nie spowolniło.
– Jean-Claude, powiedz jej, że jeśli się nie cofnie, wpakuję jej kulkę.
– Obiecuję, że cię nie skrzywdzę, Anito, wręcz przeciwnie, będę bardzo delikatna.
Zbliżyła się do mnie miękkim, kołyszącym krokiem. Nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić. Bawiła się ze mną w sadystyczny sposób, ale chyba nie zamierzała mnie zabić. Czy mogłam ją zastrzelić tylko dlatego, że uprzykrzała mi życie? Chyba nie.
– Czuję ciepło twojej krwi i żar skóry. Są wyczuwalne niczym najlepsze perfumy. – Stanęła na wprost mnie.
Złożyłam się do strzału, a ona wybuchnęła śmiechem. Nachyliła się tak, że wylot lufy pistoletu wpił się w jej pierś.
– Delikatna, wilgotna, ale i silna. – Nie byłam pewna, czy mówi o sobie, czy o mnie. Żadna wersja nie była zachęcająca. Otarła się drobnymi piersiami o pistolet, jej sutki muskały lufę broni. – Krucha, ale i niebezpieczna. – To ostatnie słowo zabrzmiało jak syk, który spłynął po mojej skórze niczym struga lodowatej wody. Była pierwszą mistrzynią wampirów, jaką spotkałam, która potrafiła wyczyniać takie sztuczki z głosem jak Jean-Claude.
Widziałam, jak jej sutki zaczynają sztywnieć pod cienkim materiałem bluzki. O rany. Skierowałam lufę broni w dół i cofnęłam się.
– Jezu, czy wszystkie wampiry mające powyżej dwustu lat są zboczone?
– Ja mam ponad dwieście lat – rzekł Jean-Claude.
– No właśnie.
Z ust Yasmeen dobył się delikatny, perlisty śmiech. Ten dźwięk omiótł moją skórę jak ciepły wietrzyk. Zbliżyła się do mnie. Cofnęłam się aż pod samą ścianę. Wampirzyca oparła o nią dłonie, osaczając mnie z obu stron i ugiąwszy ramiona, zaczęła miękko nachylać się do mnie, jakby robiła pompki.
– Chciałabym jej skosztować.
Wbiłam lufę broni w jej żebra, na tyle nisko, żeby nie mogła zacząć się o nią ocierać.
– Nikt nie będzie mnie kosztował – wycedziłam.
– Twarda sztuka. – Nachyliła się nade mną, muskając moje czoło językiem. – Lubię takie.
– Jean-Claude, zrób z nią coś, zanim jedna z nas zginie.
Yasmeen cofnęła się, nie odrywając rąk od ściany na taką odległość, na jaką pozwalały jej wyprostowane ramiona. Zwilżyła wargi językiem, błysnęła kłem i ponownie powiodła językiem po wargach. Nachyliła się do mnie, rozchylając usta, ale nie rzuciła mi się do gardła. Raczej chciała mnie pocałować. Chciała poznać mój smak. Ale nie ten, nie smak mojej krwi. Nie mogłabym jej zastrzelić. Nie z takiego powodu. Na pewno nie byłabym w stanie jej kropnąć, gdyby była mężczyzną.
Jej włosy opadły do przodu, na moje dłonie. Były gładkie jak gęsty jedwab. Teraz widziałam tylko jej twarz, doskonale czarne oczy. Znieruchomiała, nieomal dotykając wargami moich ust. Miała ciepły oddech przesycony zapachem miętówek, ale pod nim kryło się coś starszego, plugawy fetor krwi.
– Jedzie ci z ust starą krwią – wyszeptałam jej prosto w twarz.
– Wiem – odparła równie cicho, nieomal muskając wargami moje usta. A potem mnie pocałowała. Miękko. Delikatnie. Uśmiechnęła się, gdy nasze usta były wciąż połączone.
Otworzyły się drzwi, nieomal przyszpilając nas do ściany. Yasmeen wyprostowała się, ale nie oderwała od niej dłoni. Obie spojrzałyśmy na drzwi. Jakaś kobieta o niemal idealnie białych blond włosach rozejrzała się dziko po pokoju. Na nasz widok jej oczy rozszerzyły się. Krzyknęła dziko. To był nieartykułowany okrzyk wściekłości.
– Zostaw ją!
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Yasmeen.
– Czy ona mówi do mnie?
– Tak. – Yasmeen wyglądała na rozbawioną.
Kobieta wręcz przeciwnie. Podbiegła do nas, wyciągając ręce i zaciskając dłonie w szpony. Yasmeen pochwyciła ją tak szybko, że nie zauważyłam ruchu, a jedynie rozmytą szarą plamę. Kobieta zaczęła się szamotać i wyrywać, przez cały czas usiłując mnie dosięgnąć.
– Co się dzieje, u licha? – spytałam.
– Marguerite jest ludzką służebnicą Yasmeen – odparł Jean-Claude. – Sądzi, że możesz odebrać jej Yasmeen.
– Też coś. – Wampirzyca łypnęła na mnie z wściekłością. Czyżbym uraziła jej uczucia? Miałam taką nadzieję. – Marguerite, posłuchaj, ona jest tylko twoja, jasne?
Kobieta wrzasnęła na mnie. Krzyk był gardłowy, nieartykułowany. Niebrzydką twarz wykrzywił dziki, niemal zwierzęcy grymas. Nigdy dotąd nie widziałam tak gwałtownego wybuchu wściekłości. To było przerażające. Zaczęłam bać się, mimo że miałam w ręku nabity pistolet.
Yasmeen musiała dźwignąć szamoczącą się służkę. Przytrzymała ją brutalnie, dopóki ta nie uspokoiła się trochę.