Ja w wolnym czasie zajmowałam się prawami zombi, czemu Richard też nie mógł mieć swojego hobby? Problematyka zatrudnienia w świetle nietolerancji wobec kudłaczy. Całkiem niezłe.
– Jesteś wielce taktowna, ma petite. Nie posądzałem cię o to. – W holu pojawił się Jean-Claude. Nie słyszałam, jak się zbliżał. Ale byłam zajęta rozmową z Richardem. Tak. Na pewno dlatego.
– Czy następnym razem mógłbyś leciutko zatupać? Nie znoszę, gdy tak się podkradasz.
– Nie podkradłem się, ma petite. Byłaś po prostu pochłonięta rozmową z naszym przystojnym panem Zeemanem.
Głos miał delikatny, słodki jak miód, ale pobrzmiewała w nim groźna nuta. Na ten dźwięk poczułam na plecach lodowaty podmuch. Zrobiło mi się zimno.
– Co się stało, Jean-Claude? – spytałam.
– Nic. Skąd to przypuszczenie? – W jego głosie pojawiły się nagle gniew i gorzkie rozbawienie.
– Przestań, Jean-Claude.
– Niby co miałoby się stać, ma petite?
– Jesteś zły, dlaczego?
– Moja ludzka służebnica nie zna wszystkich moich nastrojów. Co za wstyd. – Ukląkł obok mnie. Krew na przodzie jego białej koszuli zaschła, tworząc wielką brązowawą plamę. Koronki przy mankietach wyglądały jak zwiędłe brązowe kwiaty. – Czy pożądasz Richarda, bo jest przystojny, czy dlatego, że jest człowiekiem? – Jego głos brzmiał jak szept, intymnie, jakby słowa zawierały całkiem inną treść. Jean-Claude umiał szeptać lepiej niż wszyscy, których znam.
– Nie pożądam go.
– Dajże spokój, ma petite. Daruj sobie te kłamstwa.
Nachylił się do mnie i wyciągnął dłoń o długich, smukłych palcach, żeby dotknąć mojego policzka. Jego ręka była umazana krwią.
– Masz krew pod paznokciami – zauważyłam.
Skrzywił się, zacisnął dłoń w pięść. Punkt dla mnie.
– Stale mnie odtrącasz. Dlaczego wciąż muszę to znosić?
– Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – Jeżeli chodzi o mnie, mam nadal nadzieję, że w końcu znudzisz się mną.
– Liczę na to, że zostaniesz ze mną na zawsze, ma petite. Nie złożyłbym ci takiej propozycji, gdybym sądził, że możesz mi się znudzić.
– A ja jestem pewna, że ty byś mi się znudził.
Jego oczy leciutko się rozszerzyły. Chyba naprawdę się zdziwił.
– Drażnisz się ze mną.
Wzruszyłam ramionami.
– Tak, ale to szczera prawda. Pociągasz mnie, ale cię nie kocham. Nie prowadzimy intrygujących rozmów. – Nie dręczę się przez pół dnia tym, że muszę sprzedać Jean-Claude’owi ten dowcip albo opowiedzieć mu, co przydarzyło mi się tej nocy w pracy. – Kiedy tylko mogę, staram się ciebie ignorować. Jedyne, co nas łączy, to przemoc i umarli. To chyba kiepska podstawa udanego związku.
– Rany, ależ masz dziś filozoficzny nastrój. – Jego granatowe oczy znajdowały się zaledwie o parę centymetrów od moich. Rzęsy nadal wyglądały jak czarne koronki.
– Po prostu jestem szczera.
– Wolelibyśmy, abyś nie przesadzała z tą szczerością – odparł. – Ale cóż, taka już jesteś. Wiem, że brzydzisz się kłamstwem… – Spojrzał na Richarda. – I potworami.
– Dlaczego jesteś wściekły na Richarda?
– A jestem? – spytał.
– Wiesz dobrze, że tak.
– Być może, Anito, uświadamiam sobie, że nie potrafię dać ci jedynej rzeczy, której naprawdę pragniesz.
– To znaczy?
– Abym był człowiekiem – odparł półgłosem.
Pokręciłam głową.
– Jeżeli sądzisz, że twój jedyny minus polega na tym, że jesteś wampirem, to grubo się mylisz.
– Doprawdy?
– A tak. Jesteś egoistycznym, porywczym, napuszonym bufonem.
– Bufonem? – Wydawał się szczerze zdziwiony.
– Pragniesz mnie i nie możesz zrozumieć, jak to możliwe, że nie odwzajemniam twoich uczuć. Twoje potrzeby i pragnienia są ważniejsze niż to, co czuje ktoś inny.
– Jesteś moją ludzką służebnicą, ma petite. To komplikuje całą sprawę. I nasze życie.
– Nie jestem twoją służebnicą.
– Naznaczyłem cię, Anito. Jesteś moją służebnicą.
– Nie – odparłam. To było bardzo stanowcze „nie”, ale równocześnie poczułam silny ucisk w dołku, jakbym czuła, że ma rację i faktycznie nigdy się go nie pozbędę.
Spojrzał na mnie. Jego oczy wyglądały zwyczajnie, były ciemnogranatowe, cudowne, błyszczące.
– Gdybyś nie była moją ludzką służebnicą, nie pokonałbym tak łatwo boga węży.
– Zgwałciłeś mnie mentalnie, Jean-Claude. Nie obchodzi mnie, dlaczego to zrobiłeś.
Na jego twarzy pojawił się grymas odrazy.
– Użyłaś słowa gwałt, a powinnaś wiedzieć, że nie jestem zwolennikiem brutalnych metod. To Nikolaos wzięła cię siłą. Próbowała wedrzeć się do twojego umysłu. Gdybyś nie nosiła dwóch moich znaków, zniszczyłaby cię.
Poczułam narastający gniew, który jak fala żaru rozprzestrzeniał się we mnie od brzucha w górę, poprzez kręgosłup, do ramion. Miałam olbrzymią chęć, aby go uderzyć.
– I z powodu tych znaków możesz wedrzeć się do mego umysłu, przejąć nade mną kontrolę. Powiedziałeś, że to utrudni możliwość mentalnej manipulacji. Czyżby to było kolejne z twoich kłamstw?
– Powodowała mną dość ogromna potrzeba, Anito. Gdyby nikt nie powstrzymał tej istoty, zginęłoby wielu ludzi. Pobrałem moc z najbliższego dostępnego źródła.
– Czyli ode mnie.
– Tak, od mojej ludzkiej służebnicy. Sama twoja bliskość wzmaga moją moc. Wiesz o tym.
Wiedziałam, ale nie zdawałam sobie sprawy, że potrafił przepuszczać moc przeze mnie jak przez wzmacniacz.
– Wiem, że jestem dla ciebie tym, czym chowaniec dla wiedźmy.
– Gdybyś pozwoliła mi nałożyć na siebie ostatnie dwa znaki, stałoby się to czymś więcej. Byłaby to więź krwi, ciała i ducha.
– Dobrze, że nie powiedziałeś duszy – wycedziłam.
Zawarczał gardłowo.
– Jesteś nieznośna. – Był naprawdę wściekły. Doskonale.
– Nigdy więcej nie wdzieraj się na siłę do mego umysłu.
– Bo co? – Powiedział to tak, jakby rzucał mi wyzwanie, gniewnie, z zakłopotaniem.
Uklękłam przy nim, nieomal spluwając mu w twarz. Musiałam się powstrzymać i wziąć parę głębokich oddechów, aby nie zacząć na niego wrzeszczeć. W końcu się odezwałam, spokojnie, cicho i ze złością:
– Jeśli to się jeszcze kiedyś powtórzy, zabiję cię.
– Możesz spróbować. – Nasze twarze nieomal się stykały. Zupełnie jakby nabierając powietrza, przyciągał mnie ku sobie. Jeszcze chwila i nasze usta się zetkną. Przypomniałam sobie, jak miękkie były jego wargi. Jak twardy był jego tors, gdy do niego przylgnęłam. Jak chropowata wydawała mi się w dotyku jego blizna w kształcie krzyża. Cofnęłam się i niemal zakręciło mi się w głowie.
To był tylko jeden pocałunek, a mimo to jego wspomnienie przepełniało moje ciało żarem, jak u bohaterki jakiegoś taniego romansidła.
– Zostaw mnie w spokoju – wysyczałam mu prosto w twarz, zaciskając dłonie w pięści. – Niech cię cholera! Niech cię wszyscy diabli!
Drzwi gabinetu nagle otworzyły się i pojawiła się w nich głowa policjanta.
– Co się tam dzieje? Coś się stało?
Odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na niego. Już chciałam udzielić mu bliższych wyjaśnień, gdy Jean-Claude odparł krótko:
– Nic się nie stało, panie władzo.
Skłamał, ale czy miałam powiedzieć mu prawdę? Że nałożono na mnie dwa wampirze znaki i że byłam o krok od utraty duszy. Nie chciałam, aby ta informacja trafiła do wiadomości publicznej. Gliny zawsze krzywo patrzą na ludzi zadających się z potworami.