— Myślisz, że teraz ci się to uda?
— Jego częścią może być to, co powiedziałaś o ludziach tracących swoje człowieczeństwo. Pewna kobieta… Chyba należała właśnie do nich, choć była bardzo piękna. To samo dotyczy mężczyzny, mojego przyjaciela, któremu zdołałem pomóc jedynie w połowie. Jeśli ktoś może utracić człowieczeństwo, to zapewne coś, co nigdy go nie miało, może je zyskać. Ktoś coś gubi, ktoś inny to znajduje — z nim chyba tak właśnie było. Poza tym, działanie było znacznie słabsze, jeśli śmierć nastąpiła w wyniku zastosowania przemocy.
— Wcale mnie to nie dziwi — powiedziała cicho Ava.
— Pazur zaleczył ranę małpoludowi, któremu obciąłem ramię, ale zapewne tylko dlatego, że ja sam ją zadałem. Pomógł też Jonasowi, ale ja… to znaczy Thecla… posłużyła się elektrycznymi biczami.
— Zdolność gojenia się ran chroni nas przed wrogim działaniem Natury, ale czy istnieje jakiś powód, dla którego Prastwórca miałby chronić nas przed nami samymi? Akurat tym możemy zająć się na własną rękę. Przypuszczam, że on pomaga nam tylko wówczas, jeśli żałujemy tego, co uczyniliśmy.
Skinąłem głową, wciąż myśląc intensywnie.
— Teraz idę do kaplicy. Wydobrzałeś już na tyle, że krótki spacer nie powinien sprawić ci trudności. Pójdziesz ze mną?
Kiedy leżałem pod obszernym płóciennym dachem, wydawało mi się, że mieści się pod nim cały lazaret. Teraz przekonałem się. choć była noc, że szpital tworzy wiele namiotów i pawilonów. W większości, tak samo jak w naszym namiocie, zrolowano ściany, aby wpuścić do środka świeże powietrze. Nie weszliśmy do żadnej z płóciennych budowli, lecz szliśmy wijącymi się między nimi ścieżkami, by wreszcie dotrzeć do jedynej, której ściany sięgały od dachu do ziemi. Ten namiot nie był wykonany z płótna, lecz z jedwabiu, a ponieważ w środku płonęły pochodnie, zdawał się jarzyć szkarłatną poświatą.
— Kiedyś miałyśmy ogromną katedrę — powiedziała Ava. — Mieściło się w niej dziesięć tysięcy ludzi, a mimo to po złożeniu dawało się załadować ją na jeden wóz. Matka przełożona kazała ją spalić na krótko przed moim wstąpieniem do zakonu.
— Wiem — odparłem. — Widziałem to.
Wewnątrz jedwabnego namiotu uklękliśmy przed prostym ołtarzem ozdobionym naręczami kwiatów. Ava modliła się, ja zaś, ponieważ nie znałem żadnej modlitwy, rozmawiałem bez słów z kimś, kto czasem zdaje się przebywać w moim wnętrzu, a czasem, jak powiedział anioł, niknie w niewyobrażalnej oddali.
Rozdział XI
Opowieść lojalnego wobec Grupy Siedemnastu: O prawym człowieku
Następnego ranka po śniadaniu, kiedy nikt już nie spal, zapytałem Foilę, czy nadeszła już pora, bym rozstrzygnął spór między Melitem a Halvardem. Potrząsnęła głową, lecz zanim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się Ascianin:
— Każdy musi na swój sposób służyć ludowi. Wół ciągnie pług. pies strzeże stada, a kot chwyta myszy w spichlerzu. Tak samo mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci mogą służyć ludowi.
Na twarzy Foili znowu pojawił się olśniewający uśmiech.
— Proszę bardzo! Nasz przyjaciel także chce nam opowiedzieć jakąś historię.
— Co takiego? — Przez chwilę wydawało mi się, że Melito usiądzie w łóżku. — Pozwolisz temu… jednemu z tych…
Wystarczył jeden zniecierpliwiony gest, żeby zamilkł.
— Owszem. — Kąciki jej ust drżały swawolnie. — Nawet na pewno. Ma się rozumieć, będę wam służyła jako tłumaczka. Nie masz nic przeciwko temu, Severianie?
— Skoro takie jest twoje życzenie…
— Ale tego nie było w umowie! — zagrzmiał Halvard. — Jestem pewien, bo pamiętam każde słowo.
— Ja także — odparła Foila. — Jednak to, co chce zrobić, z pewnością jej nie narusza, a nawet powiedziałabym, że jest zgodne z jej duchem. Z pewnością Ascianin także starałby się o moją rękę, gdyby coś takiego w ogóle przyszło mu do głowy. Nie zauważyliście, w jaki sposób na mnie patrzy?
— Zjednoczeni, kobiety i mężczyźni, są silniejsi — wyrecytował więzień. — Jednak dzielna kobieta pragnie dzieci, nie mężów.
— Co znaczy, że pragnąłby wziąć mnie za żonę, ale wie z góry, że jego zabiegi nie zakończyłyby się powodzeniem. Myli się. — Dziewczyna spojrzała najpierw na Melita, a potem na Halvarda. — Czyżbyście obaj aż tak bardzo bali się jego udziału w konkursie? Jeśli tak, to zapewne na polu bitwy uciekacie przez Ascianami jak zające.
Żaden z nich nie odpowiedział, więc po chwili więzień rozpoczął swoją opowieść:
— W dawnych czasach wszyscy byli lojalni wobec sprawy ludu. a wola Grupy Siedemnastu była wolą wszystkich.
— Dawno, dawno temu… — przetłumaczyła Foila.
— Niech nikt nie będzie gnuśny. Jeżeli ktoś jest gnuśny, niech połączy się z innymi, takimi samymi jak on, i razem niech wyruszą na poszukiwanie ziemi leżącej odłogiem, lepiej bowiem przejść tysiąc mil niż zasiąść w Domu Głodu.
— …daleko stąd była farma, na której pracowali wspólnie ludzie nie połączeni żadnym pokrewieństwem.
— Jeden jest silny, inny piękny, a jeszcze inny potrafi wyrabiać użyteczne przedmioty. Który jest najlepszy? Ten, co służy ludowi.
— Na tej farmie mieszkał pewien dobry człowiek.
— Niech pracę rozdziela ten, co wie, jak to się robi. Niech żywność dzieli ten, co zrobi to sprawiedliwie. Niech świnie przybierają na wadze, a szczury niech zdychają z głodu.
— Inni okradali go z tego, co mu się należało.
— Werdykt wydaje ława sędziowska, ale nikt nie powinien otrzymać więcej niż sto razów.
— W końcu poskarżył się, a wówczas go pobili.
— Co stanowi pożywienie dla rąk? Krew. W jaki sposób krew dopływa do nich? Żyłami. Jeśli żyły będą zatkane, ręce umrą.
— Opuścił więc farmę i wyruszył w drogę.
— Sprawiedliwe wyroki wydaje się tam, gdzie zasiada Grupa Siedemnastu.
— Udał się do stolicy, by złożyć skargę na tych, którzy go tak potraktowali.
— Niech dla tych, co pracują w znoju, zawsze płynie czysta woda. Niech zawsze czeka na nich gorąca strawa i czysta pościel.
— Wrócił na farmę głodny i zmęczony po podróży.
— Nikt nie powinien otrzymać więcej niż sto razów.
— Znowu został pobity.
— Za każdą rzeczą można znaleźć inną rzecz: drzewo za ptakiem, kamień pod glebą, słońce za Urth. Za naszymi staraniami powinny być kolejne starania.
— Prawy człowiek jednak nic zrezygnował i ponownie wyruszył w drogę do stolicy.
Czy można wysłuchać wszystkich proszących? Nie, ponieważ krzyczą jeden przez drugiego. W takim razie, kogo należy wysłuchać — czy tych. którzy krzyczą najgłośniej? Nie, ponieważ wszyscy krzyczą równie głośno. Wysłuchani zostaną ci. co krzyczą najdłużej, i dla nich będzie uczyniona sprawiedliwość.
— Po przybyciu do stolicy usiadł na progu domu, w którym obradowała Grupa Siedemnastu, i błagał każdego, kto tamtędy przechodził, aby zechciał go wysłuchać. Po długim czasie wpuszczono go do pałacu i ze współczuciem wysłuchano jego opowieści.
— Tak rzecze Grupa Siedemnastu: tym, którzy kradną, należy odebrać wszystko, co mają, gdyż nic z tego, co mają, nie stanowi ich własności.
— Kazali mu wrócić na farmę i w imieniu Grupy powiedzieć złym ludziom, że muszą odejść.
— Obywatel zachowuje się wobec Grupy Siedemnastu tak samo jak posłuszne dziecko wobec matki.
— Zrobił, co mu kazano.
— Czym są niemądre słowa? Wiatrem, który wlatuje przez uszy a wylatuje przez usta. Nikt nie powinien otrzymać więcej niż sto razów.