— Zgadza się — przyznał mi rację Winnoc. — Nazajutrz czułem się już znacznie lepiej, a czeladnik Palaemon dotrzymał obietnicy i przyszedł mnie odwiedzić. Opowiedziałem mu o sobie, po czym poprosiłem, żeby zrewanżował mi się tym samym. Zapewne dziwi cię. że chciałem rozmawiać z człowiekiem, który zadał mi ból?
— Wcale nie. Wiele razy słyszałem o podobnych sytuacjach.
— Powiedział mi, że popełnił jakieś wykroczenie przeciwko prawu obowiązującemu w jego bractwie. Nie chciał wyznać, na czym ono polegało, ale w każdym razie został skazany na tymczasowe wygnanie. Twierdził, że czuje się nieszczęśliwy i samotny, ale znajduje pocieszenie w tym, że wielu innych cierpi jeszcze bardziej, choć wcale nie mają na sumieniu gorszych występków. Powiedział mi też, że jeśli nie chce ponownie wpaść w tarapaty, powinienem znaleźć jakieś bractwo i wstąpić w jego szeregi.
— i co?
— Postanowiłem zastosować się do jego rady. Jak tylko wypuszczono mnie na wolność, zacząłem odwiedzać mistrzów najróżniejszych gildii, najpierw z myślą o tym. aby dokonać wyboru, a potem już tylko prosząc, aby ktoś zechciał ze mną chociaż porozmawiać. Niestety, nikt nie kwapił się. aby przyjąć ucznia w moim wieku, nie mogącego zapłacie za naukę, a w dodatku obdarzonego niedobrym charakterem — wystarczyło, żeby choć raz spojrzeli na moje plecy, a od razu uznawali mnie za awanturnika.
Wpadłem na pomysł, by zamustrować się na statek lub zgłosić się na ochotnika do wojska, i od tamtej pory często żałowałem, że tak nie zrobiłem, choć wówczas zapewne również żałowałbym swojej decyzji, albo i nie, bo już bym nie żył. Później, nie wiedzieć skąd. przyszła mi do głowy myśl, aby wstąpić do jakiegoś zakonu. Rozmawiałem z wieloma opatami i dwóch nawet zgodziło się mnie przyjąć, choć uprzedziłem ich, że nie mam pieniędzy i pokazałem im grzbiet. Im więcej jednak zdobywałem informacji na temat zakonnego życia, tym większe ogarniały mnie wątpliwości, czy zdołam sprostać jego rygorom. Dużo piłem. lubiłem dziewczyny i chyba wcale nie chciałem się zmienić.
Pewnego dnia zobaczyłem na ulicy człowieka, o którym pomyślałem, że należy do jakiegoś zgromadzenia, którego jeszcze nie odwiedziłem. Akurat wtedy miałem zamiar zamustrować się na pewien statek, który jednak wyruszał w morze dopiero za tydzień, a jeden z marynarzy ostrzegł mnie. że najgorsza robota zawsze wiąże się z przygotowaniami do podróży, więc powinienem zaczekać do ostatniej chwili i dopiero tuż przed podniesieniem kotwicy stawić się na pokładzie. Było to kłamstwo, lecz wówczas nic miałem o tym pojęcia.
W każdym razie, poszedłem za tym człowiekiem, a kiedy zatrzymał się przy straganie — wysłano go po świeże warzywa — zagadnąłem go o zakon, do którego należy. Odparł, że jest niewolnikiem Peleryn, w związku z czym powodzi mu się znacznie lepiej, niż gdyby był mnichem. Kiedy przyjdzie mu ochota, może napić się czegoś mocniejszego i nikt nie będzie miał do niego pretensji, pod warunkiem, że trzeźwy stawi się do pracy. Może także sypiać z dziewczętami, do czego zresztą często nadarza się sposobność, gdyż nie dość, że ciągle przenosi się z miejsca na miejsce, to w dodatku kobiety uważają go za kogoś w rodzaju świętego człowieka.
Zapytałem, czy myśli, że mogłyby mnie przyjąć, oraz powiedziałem, że jednak nie bardzo wierzę w jego opowieści. Odparł, iż z pewnością mam spore szanse, a co się tyczy moich zastrzeżeń, to co prawda nie jest w stanie udowodnić, że mówił prawdę o dziewczynach, ale za to jest gotów wypić ze mną butelkę wina.
Weszliśmy do tawerny przy rynku, gdzie okazało się. że mój nowy znajomy nie rzuca słów na wiatr. Zapewniał mnie. że jego życie bardzo przypomina życie żeglarza odwiedzającego dalekie kraje, a także życie żołnierza, ponieważ nosi u pasa broń. kiedy zakon wędruje po niebezpiecznej okolicy. Poza tym, różnica między kapłankami a niewolnikami polega jeszcze na tym. że one muszą słono płacić za przyjęcie do zakonu, a w razie wystąpienia z niego mają szansę odzyskać tylko część pieniędzy, natomiast niewolnik na samym początku otrzymuje znaczną sumę. Naturalnie musi ją zwrócić, gdyby chciał się wykupić, ale jeżeli zostanie, może ją zatrzymać.
Moja matka jeszcze wtedy żyła, a choć prawie wcale jej nie odwiedzałem, to zdawałem sobie sprawę, że nie ma przy duszy złamanego aes. Rozmyślając o wstąpieniu do jakiegoś zakonu stałem się bardziej religijny, co sprawiło, że dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Podpisałem więc dokument — rzecz jasna Goslin, który mnie namówił, otrzyma! za to nagrodę — i zaniosłem matce pieniądze.
— Z pewnością sprawiłeś tym przyjemność nie tylko jej, ale także sobie.
— W pierwszej chwili uznała, że to jakaś sztuczka, ale i tak zostawiłem jej całą sumę. Musiałem od razu wracać do kapłanek, które na wszelki wypadek wysłały ze mną opiekuna. Od tamtej pory minęło już trzydzieści lat.
— Mam nadzieję, że można ci pogratulować?
— Sam nie wiem. Żyło mi się ciężko, ale z tego, co widzę, mało kto ma lekkie życie.
— Ja też to zauważyłem. — Coraz bardziej chciało mi się spać i marzyłem już tylko o tym, żeby sobie wreszcie poszedł. — Dziękuje, że zechciałeś mi opowiedzieć swoją historię. Bardzo mnie zainteresowała.
— Chciałbym cię jeszcze o coś zapytać… i poprosić, żebyś przekazał to pytanie czeladnikowi Palaemonowi, jeśli go kiedyś spotkasz.
Skinąłem głową, czekając na ciąg dalszy.
— Powiedziałeś, że twoim zdaniem Peleryny powinny być dobrymi paniami, i wydaje mi się, że masz rację. Od niektórych zaznałem wiele dobra, nikt też nigdy mnie nie chłostał — w najgorszym razie kończyło się na paru szturchańcach. Powinieneś jednak wiedzieć, dlaczego tak się dzieje: otóż ci niewolnicy, z których nie są zadowolone, idą na sprzedaż. Czy rozumiesz, co to oznacza?
— Chyba nie za bardzo.
— Wielu ludzi sprzedaje się zakonowi w niewolę, myśląc — tak jak ja kiedyś — że czeka ich życie lekkie i pełne przygód. Często tak właśnie się dzieje, a w dodatku przyjemnie jest mieć świadomość, że niesie się pomoc chorym i cierpiącym. Jednak Peleryny bezwzględnie pozbywają się tych, co do których mają jakieś zastrzeżenia, a w dodatku dostają za nich znacznie więcej pieniędzy, niż im zapłaciły, teraz już rozumiesz? Dzięki temu nie muszą nikogo chłostać. Najgorszą karą, jakiej możesz się spodziewać, jest czyszczenie wychodka, ale jeśli przestaniesz pracować jak należy, pewnego dnia znajdziesz się w kopalni.
Przez te wszystkie lata pragnąłem zapytać czeladnika Palaemona tylko o jedną rzecz… — Winnoc umilkł na chwilę, skubiąc dolną wargę. — Był katem, prawda? Tak mi powiedział, a ty teraz to potwierdziłeś.
— Zgadza się. Nadal nim jest.
— W takim razie chcę wiedzieć, czy mówiąc to, co mi powiedział, chciał mi naprawdę pomóc, czy tylko zadać jeszcze większe cierpienie. — Odwrócił twarz, abym nie mógł dojrzeć wyrazu jego oczu. Zapytasz go o to w moim imieniu? Kto wie, może kiedyś jeszcze się spotkamy.
— Jestem pewien, że udzielił ci najlepszej rady, jakiej potrafił udzielić — odparłem. — Gdybyś pozostał tym, kim byłeś, prawdopodobnie już dawno temu straciłbyś życie z jego ręki albo z ręki innego kata. Widziałeś kiedyś egzekucję? Nie możesz jednak mieć do niego pretensji, gdyż nawet kaci nie są wszechwiedzący.
Winnoc wstał z miejsca.
— Ani niewolnicy. Dziękuję ci, młody człowieku. Dotknąłem jego ramienia, aby zatrzymać go jeszcze na chwilę.
— A czy teraz ja mogę zadać ci pytanie? Ja także byłem katem. Jeśli przez tyle lat obawiałeś się, że mistrz Palaemon udzielił takiej rady tylko po to, by zadać ci więcej bólu, to skąd wiesz, że teraz nie postąpiłem tak samo?