Gdzieś wysoko we wnętrzu tego wysokiego domu poruszał się człowiek. Początkowo szedł bardzo powoli, więc pomyślałem, że musi być stary albo chory, lecz stopniowo jego kroki stawały się coraz szybsze i pewniejsze. Kiedy zbliżyły się do drzwi, przypominały kroki żołnierza, może nawet oficera dowodzącego oddziałem piechoty lub kawalerii.
Podniosłem się z podłogi i otrzepałem płaszcz, aby zaprezentować się możliwie najlepiej, lecz byłem zupełnie nie przygotowany na widok, jaki ukazał się moim oczom, kiedy otworzyły się drzwi. Pustelnik trzymał w ręku świecę grubości mego przedramienia, jej blask zaś wydobywał z ciemności twarz bardzo podobną do twarzy hieroduli, których spotkałem w zamku Baldandersa, tyle tylko, że ta z pewnością należała do człowieka. Nie wiedzieć czemu nabrałem pewności, że tak jak oblicza posągów w Domu Absolutu miały naśladować twarze istot w rodzaju Famulimusa, Barbatusa i Osipago. tak z kolei ich oblicza stanowiły jedynie imitacje twarzy takich jak ta, którą teraz miałem przed sobą. Wielokrotnie wspominałem w mej relacji, że pamiętam wszystko, i tak jest w istocie; jednak kiedy teraz próbuję naszkicować na papierze choćby zarys tego oblicza, nie jestem w stanie tego uczynić. Mogę powiedzieć tylko tyle, że brwi były obfite i proste, oczy głęboko osadzone i błękitne jak oczy Thecli, a cera bardzo delikatna, niemal jak u kobiety. Jednak w rysach twarzy nie było nic kobiecego, sięgająca zaś do pasa broda miała kolor najgłębszej czerni. W pierwszej chwili odniosłem wrażenie, iż pustelnik ma na sobie białą szatę, ale zaraz potem dostrzegłem, iż tam, gdzie padał na nią blask świecy, mieni się wszystkimi kolorami tęczy.
Ukłoniłem się tak, jak mnie tego nauczono w Wieży Matachina, przedstawiłem się, wyjaśniłem, kto mnie przysyła, na koniec zaś zapytałem:
— Sieur, czy ty właśnie jesteś pustelnikiem z Najdalszego Domu?
Skinął głową.
— Jestem ostatnim, który tu mieszka. Możesz do mnie mówić Ash.
Odsunął się na bok i dał znak, abym wszedł do środka, po czym zaprowadził mnie do pokoju w tylnej części domu; z szerokiego okna roztaczał się widok na dolinę, po której zboczu wspinałem się minionego wieczoru. Wokół drewnianego stołu stały drewniane krzesła, natomiast w kątach i pod ścianami tajemniczo pobłyskiwały duże, metalowe skrzynie.
— Wybacz mi to skromne przyjęcie — przemówił ponownie gospodarz. — W tym właśnie pomieszczeniu przyjmuję gości, ale odwiedzają mnie tak rzadko, iż zacząłem traktować je jako magazyn.
— Kiedy mieszka się samotnie w takim odludnym miejscu, dobrze jest uchodzić za ubogiego człowieka, mistrzu. Ten pokój jednak wcale nie wygląda ubogo.
Nie przypuszczałem, żeby na tej twarzy kiedykolwiek gościł uśmiech, ale on jednak się uśmiechnął.
— Chcesz zobaczyć moje skarby? Proszę, patrz. — Otworzywszy jedną ze skrzyń przytrzymał świecę w taki sposób, by oświetliła wnętrze wypełnione bochnami czerstwego chleba i pakietami suszonych fig. — Jesteś głodny? — zapytał, widząc moją minę. — Zapewniam cię, że na tę żywność nie został rzucony żaden urok, jeśli obawiasz się takich rzeczy.
Zawstydziłem się, ponieważ dostałem od Peleryn spory zapas jedzenia i przypuszczałem, że wystarczyłoby mi go jeszcze na drogę powrotną, niemniej jednak odparłem:
— Chętnie skosztowałbym tego chleba, jeśli masz go w nadmiarze. Dał mi pół bochenka przekrojonego bardzo ostrym nożem, ser zawinięty w srebrzysty papier oraz nieco żółtego wytrawnego wina.
— Mannea to dobra kobieta — powiedział. — Ty natomiast, jak przypuszczam, jesteś dobrym człowiekiem, jednym z tych. którzy nie zdają sobie z tego sprawy. Czyżby przypuszczała, że zdołam ci pomóc?
— To raczej ja mam pomóc tobie, mistrzu Ash. Armie Wspólnoty znajdują się w odwrocie, już niedługo w tej okolicy rozgorzeje zacięta bitwa, potem zaś nadejdą Ascianie.
Ponownie się uśmiechnął.
— Ludzie bez cieni… To jedna z niezliczonych nazw, które jednocześnie są mylące i całkowicie prawdziwe. Co byś pomyślał, gdyby jakiś Ascianin powiedział ci, że nie ma cienia?
— Nie wiem. Nigdy nie słyszałem o czymś takim.
— To stara historia. Lubisz stare historie? Ach, dostrzegłem błysk w twoim oku; wielka szkoda, że nie potrafię jej lepiej opowiedzieć. Nazywacie swoich nieprzyjaciół Ascianami, gdyż wasi ojcowie wierzyli, że ich wrogowie przybyli z centralnej części Urth, gdzie w południe słońce wisi bezpośrednio nad głowami. W rzeczywistości ich domy są położone znacznie dalej na północy, a jednak nazwa jest całkowicie słuszna. Według legendy sięgającej korzeniami do zarania dziejów naszej rasy, pewien człowiek sprzedał swój cień, w związku z czym nigdzie nie mógł dłużej zagrzać miejsca, gdyż wypędzano go zewsząd, nie wierząc, że naprawdę jest człowiekiem.
Sącząc wino pomyślałem o więźniu, który był moim sąsiadem w lazarecie.
— Czy udało mu się odzyskać swój cień. mistrzu?
— Nie, ale przez pewien czas podróżował w towarzystwie człowieka, który utracił odbicie. — Mistrz Ash umilkł na chwile, po czym dodał: — Mannea to dobra kobieta. Chętnie zastosowałbym się do twojej rady, ale nie mogę stąd odejść. Poza tym, wojna nigdy tutaj nie dotrze, bez względu na to, w którą stronę skierują się armie.
— W takim razie, może zechciałbyś wrócić ze mną i osobiście uspokoić kasztelankę?
— Tego także nie wolno mi uczynić.
Zrozumiałem wówczas, iż będę musiał użyć siły, ale na razie nie wydawało mi się to konieczne; rano z pewnością nadarzy się odpowiednia okazja. Wzruszyłem ramionami z udawaną rezygnacją, po czym zapytałem:
— Wobec tego, czy przynajmniej pozwolisz mi spędzić tu noc Muszę wrócić do lazaretu i przekazać wiadomość o twoim postanowieniu, ale odległość wynosi co najmniej piętnaście mil, ja zaś jestem już bardzo zmęczony.
Po raz kolejny dostrzegłem na jego twarzy delikatny uśmiech; tak właśnie mogłaby się uśmiechać rzeźba z kości słoniowej, oświetlona w pewien szczególny sposób migotliwym płomieniem świecy.
— Liczyłem na to, że uzyskam od ciebie trochę wiadomości o tym, co się dzieje w świecie, lecz widzę, że będę musiał z tym poczekać. Jak tylko skończysz jeść, wskażę ci twoje posłanie.
— Co prawda nie mam dworskich manier, mistrzu, ale nie jestem aż lak źle wychowany, żeby kłaść się spać, kiedy mój gospodarz pragnie ze mną porozmawiać, choć obawiam się, iż nie dowiesz się ode mnie zbyt wiele. Z opowiadań moich towarzyszy niedoli z lazaretu wynika, że wojna z każdym dniem staje się coraz bardziej zażarta. Nas wspomagają kolejne legiony i półlegiony, ich — całe armie przybywające jedna za drugą z północy, w dodatku dysponujące ciężką artylerią, w związku z czym my musimy polegać przede wszystkim na lancach miotających eksplodujące pociski; po strzale są szybko gotowe do ponownego użytku, dzięki czemu przeciwnik nie ma czasu zrobić użytku ze swojej broni, Ascianie mają także znacznie więcej ślizgaczy niż w ubiegłym roku, mimo że zniszczyliśmy znaczną ich liczbę. Ostatnio dowództwo objął sam Autarcha, który przywiódł ze sobą silne oddziały z Domu Absolutu, ale…
Wzruszyłem ramionami i umilkłem na chwilę, aby przeżuć kolejny kęs chleba z serem.
— Zawsze uważałem dzieje wojen za najbardziej nudną część historii, co nie znaczy, że nie jestem w stanie dostrzec w nich pewnych prawidłowości. Jeżeli któraś ze stron prowadzących długotrwałą wojnę nagle zaczyna zyskiwać przewagę, przyczyny należy upatrywać w jednej z trzech możliwości: pierwszą jest zawiązanie nowego sojuszu. Czy żołnierze biorący obecnie udział w walkach różnią się jakoś od tych. z którymi mieliście do czynienia do tej pory?