Nie wiedząc, co odpowiedzieć, wymamrotałem pod nosem, iż czas zawsze kojarzył mi się z płynącą rzeką.
— Pochodzisz z Nessus. prawda? Teraz to miasto stoi nad rzeką, ale kiedyś znajdowało się nad brzegiem morza, więc lepiej, żebyś wyobrażał sobie czas jako ogromny ocean, po którego powierzchni przebiegają fale, a pod nią płyną silne prądy.
— Chce wrócić na dół — powiedziałem. — Do mojego czasu.
— Rozumiem cię.
— Wątpię, mistrzu. O ile dobrze zrozumiałem, twój czas znajduje się na najwyższym piętrze domu, tam gdzie stoi twoje łóżko oraz wiele przydatnych urządzeń. Mimo to, jeśli akurat nie masz zbyt dużo pracy, śpisz tutaj, choć sam powiedziałeś, że teraz jesteśmy znacznie bliżej mojego czasu niż twojego.
Podniósł się z miejsca.
— Miało to oznaczać, że ja także uciekam przed lodem. Chodźmy, z pewnością pragniesz się posilić, zanim wyruszysz w długą drogę powrotną do Mannei.
— Obaj w nią wyruszymy.
Przystanął na pierwszym stopniu i odwrócił się w moją stronę.
— Już ci mówiłem, że nie mogę z tobą iść. Przekonałeś się na własne oczy, jak dobrze ukryty jest ten dom; dla tych, co nie podążają właściwym szlakiem, nawet jego parter jest w odległej przyszłości.
Wykręciłem mu ramiona do tyłu. unieruchomiłem je jedną ręką, drugą zaś szybko przetrząsnąłem jego kieszenie w poszukiwaniu broni. Nie miał jej przy sobie, a choć był silny, to na szczęście nie aż tak, jak się tego obawiałem.
— Masz zamiar mimo wszystko dostarczyć mnie Mannei, prawda?
— Tak, mistrzu. Oszczędziłbyś nam obu mnóstwa kłopotów, gdybyś zechciał iść o własnych siłach. Powiedz mi teraz, gdzie mogę znaleźć jakiś sznur; nie chciałbym korzystać z twojego paska.
— Nie mam sznura — odparł. Wobec tego jednak związałem mu ręce paskiem.
— Uwolnię cię, kiedy znajdziemy się wystarczająco daleko stąd, ale tylko wówczas, gdy dasz mi słowo, że nie będziesz próbował ucieczki.
— Okazałem ci gościnę w moim domu. Czyżbym uczynił ci coś złego?
— Owszem, ale teraz nie ma to znaczenia. Lubię cię, mistrzu, a także szanuję. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe tego, co robię, podobnie jak ja nie wziąłem ci za złe tego, co mi uczyniłeś. Peleryny wysłały mnie tutaj po to, żebym cię przyprowadził, a ja zawsze staram się wywiązywać z podjętych zobowiązań. Nie schodź za szybko. bo jeśli się potkniesz, nie będziesz mógł chwycić się poręczy.
Zaprowadziłem go do pokoju, w którym przyjął mnie poprzedniego wieczoru, i wziąłem nieco chleba oraz paczkę suszonych owoców.
Nie uważam się już za niego — ciągnąłem — ale zostałem wychowany na… — Niewiele brakowało, a powiedziałbym,,kata". lecz chyba po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, iż nie jest to właściwe słowo i posłużyłem się oficjalnym określeniem używanym przez członków konfraterni — …na Poszukiwacza Prawdy i Skruchy, My dotrzymujemy obietnic.
— Mam wiele obowiązków, szczególnie na tym piętrze, gdzie spałeś.
— Obawiam się, że będziesz musiał o nich zapomnieć. Milcząc wyszliśmy na zbocze skalistego wzgórza.
— Pójdę z tobą, jeśli zdołam — odezwał się po dłuższym czasie. — Szczerze mówiąc, wiele razy przymierzałem się do tego, by ruszyć przed siebie i nigdy się nie zatrzymać.
Odparłem, że jeśli da mi słowo honoru, natychmiast go rozwiążę, ale on pokręcił głową.
— Mógłbyś wówczas pomyśleć, że złamałem przysięgę. Nie zrozumiałem, co ma na myśli.
— Twój świat jest twoim światem i mogę w nim egzystować tylko wtedy, jeśli prawdopodobieństwo mojego zaistnienia będzie odpowiednio wysokie.
— Ja przecież nie zniknąłem w twoim domu, prawda?
— Rzeczywiście, gdyż prawdopodobieństwo twojego zaistnienia było całkowite. Stanowisz część przeszłości, z której wywodzimy się ja i mój dom, nie wiadomo natomiast, czyja należę do twojej przyszłości.
Pomyślałem o zielonym człowieku z Saltus, który wydawał się całkiem solidny.
— Czyżbyś miał zamiar prysnąć jak bańka mydlana? A może rozwiejesz się jak dym?
— Nie wiem — odparł. — Nie mam pojęcia, co się ze mną stanie ani gdzie się znajdę, kiedy to nastąpi. Być może w ogóle przestanę istnieć w jakimkolwiek czasie… Właśnie dlatego nigdy nie opuściłbym mego domu z własnej woli.
Zacisnąłem rękę na jego ramieniu — zapewne przypuszczałem, iż w ten sposób zdołam go przy sobie zatrzymać — i ruszyliśmy w drogę. Szedłem trasą wyznaczoną przez Manneę, wiec Najdalszy Dom wznosił się za nami. równie trwały i rzeczywisty, jak zwykły dom. Myśli miałem zaprzątnięte tym wszystkim, co niedawno zobaczyłem i usłyszałem, w związku z czym przestałem zwracać uwagę na mego więźnia. Wzmianka, jaką uczynił na temat tkaniny, przypomniała mi o Valerii; ściany pokoju, w którym jedliśmy ciastka, były zawieszone wielkimi tkanymi obrazami, to zaś, co mówił o wielokrotnie przeplatanej nici. mogło stanowić aluzję do labiryntu tuneli, który musiałem pokonać, aby dotrzeć do Ogrodu Czasu. Chciałem mu o tym powiedzieć, lecz w tej samej chwili przekonałem się, że ściskam w ręku jedynie powietrze. Najdalszy Dom uniósł się lekko, tak że przez jedno uderzenie serca przypominał statek na oceanie lodu, po czym wtopił się w ciemne skały wzgórza. Rzekomy lód okazał się tym, za co wziąłem go początkowo, to znaczy kłębowiskiem chmur.
Rozdział XVIII
Prośba Foili
Przez następne sto kroków, a może więcej, wyczuwałem jeszcze obecność mistrza Asha, a kilka razy nawet udało mi się dostrzec kątem oka jego sylwetkę. Nie wiem, jak to było możliwe ani w jaki sposób mógł jednocześnie być i nie być ze mną. Do naszych oczu bez przerwy dociera nie uporządkowany deszcz fotonów, z których każdy przypomina nieskończenie maleńkie słońce — tak przynajmniej uczył nas mistrz Palaemon, sam niemal całkowicie ślepy. Dzięki nim wydaje nam się, że widzimy na przykład człowieka, choć czasem bywa on równie albo nawet jeszcze bardziej niematerialny, jak mistrz Ash.
Czułem także jego mądrość, melancholijną, ale prawdziwą. Nagle zapragnąłem, aby pozostał ze mną, choć oznaczałoby to nieuchronne nadejście wielkiego lodu.
— Jestem bardzo samotny, mistrzu — powiedziałem, nie śmiać się obejrzeć. — Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo. Wydaje mi się, że ty cierpiałeś z tego samego powodu. Kim była kobieta, którą nazwałeś Viną?
Możliwe, iż tylko wyobraziłem sobie jego głos:
— Pierwszą kobietą.
— Meschianą? Znam ją, rzeczywiście jest bardzo piękna. Moją Meschianą była Dorcas, za którą ogromnie tęsknię, podobnie jak za wszystkimi innymi. Kiedy Thecla stała się częścią mnie. myślałem, że już nigdy nie będę samotny, lecz teraz ona i ja właściwie stanowimy jedno, więc zaczęło mi brakować innych: Dorcas, wyspiarki o imieniu Pia, małego Severiana, Drotte'a i Roche'a… Gdyby zjawił się tu Eata, z radością przycisnąłbym go do piersi.