— Wcale nie chcę od nich odchodzić. To znaczy, przynajmniej przez pewien czas.
— Gdybyś jednak miał zamiar to zrobić, pamiętaj o lekkiej kawalerii. Wyglądasz na zdolnego człowieka, a tacy zawsze są nam potrzebni. Będziesz żył o połowę dłużej niż w piechocie i czeka cię dwa razy więcej dobrej zabawy.
Odjechał, a ja długo zastanawiałem się nad tym, co powiedział. Ani przez chwilę nie wątpiłem, że zupełnie szczerze radził mi spędzić noc na drodze, lecz jego szczerość odniosła tylko taki skutek, że jeszcze bardziej przyspieszyłem kroku. Mam tak długie nogi, iż w razie potrzeby mogę maszerować nie wolniej od tych, co biegną truchtem; teraz w pełni wykorzystałem tę umiejętność, porzuciwszy na jakiś czas wszelkie myśli o mistrzu Ashu i własnej przeszłości. Całkiem możliwe, że Ash towarzyszył mi jednak nawet wtedy, a nie da się wykluczyć, iż jakaś jego cząstka pozostała przy mnie po dziś dzień; jeśli jednak tak jest, to wówczas nie zdawałem sobie z tego sprawy i nadal nie zdaję.
Urth nie zdążyła jeszcze zupełnie odwrócić twarzy od słońca, kiedy dotarłem do wąskiej dróżki, w którą niewiele więcej niż tydzień temu skręciliśmy z martwym żołnierzem. Wciąż widać było na niej plamy krwi, chyba nawet jeszcze więcej, niż wtedy. Słowa jeźdźca sprawiły, iż zacząłem się obawiać, czy aby Peleryny nie zostały oskarżone o jakąś niegodziwość, teraz jednak zorientowałem się. iż chodziło mu jedynie o to, że do lazaretu napłynęła kolejna fala rannych i, jego zdaniem, powinienem nieco odpocząć, zanim wezmę się do pracy. Poczułem wielką ulgę, gdyż oto nadarzała się szansa, abym zademonstrował swoje umiejętności, co powinno znacznie zwiększyć moje szansę, kiedy poproszę Manneę o kupienie mnie w charakterze niewolnika — naturalnie pod warunkiem, że zdołam przedstawić jakąś przekonującą historię, która wyjaśni przyczyny mego niepowodzenia w Najdalszym Domu.
Kiedy jednak minąłem ostatni zakręt, moim oczom ukazał się przerażający widok.
Tam, gdzie jeszcze nie tak dawno stał polowy szpital, ziemia wyglądała tak, jakby rzuciła się na nią z łopatami i kilofami horda szaleńców. W płytkim zagłębieniu utworzyło się już małe jeziorko, a drzewa dookoła były połamane jak patyki.
Aż do zapadnięcia całkowitej ciemności chodziłem w tę i z powrotem po dotkniętym kataklizmem terenie, szukając jakiegokolwiek śladu przyjaciół, a także choćby resztek ołtarza, w którym ukryłem Pazur Łagodziciela. Znalazłem tylko oderwaną rękę mężczyzny mogła należeć do Melita, Halvarda, asciańskiego więźnia, Winnoca albo do kogokolwiek innego.
Noc spędziłem na poboczu drogi. O pierwszym brzasku wznowiłem poszukiwania, tuż przed wieczorem zaś, w odległości co najmniej pięciu mil, odnalazłem tych, którzy ocaleli. Długo chodziłem od posłania do posłania, ale większość rannych była nieprzytomna, niemal wszyscy zaś mieli obandażowane głowy, w związku z czym nie dało się dostrzec ich twarzy. Możliwe, iż były wśród nich Ava. Mannea oraz Peleryna, która rozmawiała ze mną po kolacji, ale nie udało mi się ich odszukać.
Znalazłem tylko Foilę, a raczej to ona mnie dostrzegła i zawołała po imieniu, kiedy snułem się wśród rannych i umierających. Natychmiast pospieszyłem do jej posłania, po czym zacząłem ją wypytywać, ale była tak słaba, że niewiele się od niej dowiedziałem. Atak nastąpił bez żadnego ostrzeżenia, a cios był tak potężny, że zdruzgotał lazaret niczym uderzenie ogromnej pięści. Foila pamiętała właściwie tylko to, co było potem: chaos, zamieszanie, rozpaczliwe krzyki, na które długo nikt nie reagował, a wreszcie przybycie żołnierzy. Wyciągnęli ją ze zgliszcz, ale nie potrafili opatrzeć ran. Pocałowałem ją mocno i obiecałem, że wkrótce znowu ją odwiedzę — chyba oboje zdawaliśmy sobie sprawę, iż nie zdołam dotrzymać tego przyrzeczenia.
— Pamiętasz, jak opowiadaliśmy sobie historie? Wiele o nich myślałam.
Odparłem, że wcale mnie to nie dziwi.
— Szczególnie wtedy, kiedy mnie tu nieśli. Melito i Halvard chyba nie żyją, więc teraz już tylko ty znasz je wszystkie, Severianie.
Zapewniłem ją, że nigdy ich nie zapomnę.
— Chcę, byś opowiadał je ludziom. W zimowe dni albo wieczory, kiedy nie ma nic do roboty. Zapamiętałeś je?
— „Moja ojczysta ziemia jest rozległa, nakryta ogromną czaszą nieba…”
— Tak… — szepnęła.
Wydawało mi się, że zapadła w sen.
Wywiązałem się z drugiej obietnicy; najpierw spisałem wszystkie opowieści na pustych stronach w końcowej części brązowej książki, a potem powtórzyłem je wszystkie w mojej relacji, dokładnie w takiej postaci, w jakiej je usłyszałem.
Rozdział XIX
Guasacht
Następne dwa dni spędziłem włócząc się bez celu. Nie będę o nich opowiadał, gdyż niewiele jest do opowiadania. Przypuszczam, iż bez żadnych trudności zostałbym przyjęty do jakiegoś oddziału, ale wcale nie byłem pewien, czy na tym mi właśnie zależy. Mógłbym także wrócić do Najdalszego Domu, ale poczucie dumy nie pozwalało mi zdać się na łaskę mistrza Asha — naturalnie zakładając, że jeszcze bym go tam zastał. Próbowałem sobie wmówić, iż z ochotą ponownie objąłbym stanowisko liktora w Thraksie, lecz nawet mnie trudno było w to uwierzyć. Spałem jak zwierzę w lesie i jadłem to, co mi wpadło w ręce, czyli niewiele.
Trzeciego dnia znalazłem zardzewiały miecz, który przypuszczalnie przeleżał na ziemi od ubiegłego roku. Wydobyłem z sakwy flaszeczkę z oliwą oraz złamaną osełkę (nie pozbyłem się ich nawet po tym, jak fale jeziora Diuturna zamknęły się nad zgruchotanymi resztkami ostrza Terminus Est) i spędziłem bardzo miło całą wachtę na czyszczeniu i ostrzeniu broni. Uporawszy się z tą robotą ruszyłem przed siebie, by wkrótce dotrzeć do drogi.
Ponieważ w związku z ostatnimi wydarzeniami list żelazny otrzymany od Peleryn nieco się zdezaktualizował, poruszałem się znacznie ostrożniej niż wtedy, kiedy wracałem z pustelni mistrza Asha. Z drugiej jednak strony wydawało się całkiem prawdopodobne, że wskrzeszony przez Pazur żołnierz, który kazał nazywać się Milesem, mimo iż byłem pewien, że przynajmniej w części jest Jonasem, wstąpił już do jakiegoś oddziału, a jeżeli nie ruszył od razu do boju, przypuszczalnie przebywał w jednym z wojskowych obozów, jakich wiele rozbito w pobliżu drogi, lub nawet maszerował po niej ku nowemu miejscu przeznaczenia, mnie zaś bardzo zależało na tym, żeby z nim porozmawiać. Podobnie jak Dorcas, spędził pewien czas w krainie umarłych. Ona przebywała tam znacznie dłużej, ale miałem nadzieję, że jeśli wypytam go w ciągu najbliższych kilku dni, zanim jego wspomnienia zdążą się zatrzeć, dowiem się czegoś, co może nie pozwoli mi jej odzyskać, ale przynajmniej pomoże pogodzić się ze stratą.
Dopiero teraz bowiem zrozumiałem, że kochani ją bardziej niż wówczas, gdy podążaliśmy w kierunku Thraxu. Wtedy moje myśli w nazbyt wielkim stopniu były myślami Thecli, w chwili obecnej natomiast — być może dlatego, że już tak długo stanowiła moją nieodłączną część — posiadłem ją w sposób bardziej wyraźny i ostateczny niż podczas aktu płciowego, kiedy to męskie nasienie wnika w ciało kobiety, by dać początek (jeśli taka będzie wola Apejrona) nowej istocie. Ona wniknęła we mnie przez usta, a z połączenia mojej i jej woli miał powstać nowy Severian — cały czas nim jestem, choć zdaje sobie sprawę z niezwykłości zmiany, jaka we mnie zaszła.
Nie mam pojęcia, czy istotnie udałoby mi się czegoś dowiedzieć od Milesa-Jonasa. Nigdy nie zdołałem go odszukać, choć po dziś dzień nie zaprzestałem wysiłków. Późnym popołudniem tamtego dnia dotarłem do okolicy pełnej połamanych drzew, a od czasu do czasu mijałem zwłoki w różnych stadiach rozkładu. Początkowo próbowałem ograbić je, tak jak uczyniłem z Milesem-Jonasem, lecz inni byli przede mną, wszystkie trupy nosiły zaś wyraźne ślady po nocnych odwiedzinach feneków o ostrych jak sztylety zębach.