Nieco później, kiedy począłem tracić siły, zatrzymałem się przy osmalonych resztkach pustego wozu zaopatrzeniowego. Zwierzęta pociągowe — zginęły chyba niezbyt dawno temu — leżały na drodze po obu stronach woźnicy; przyszło mi do głowy, że przecież mogę wyciąć z nich tyle mięsa, ile będę potrzebował, a następnie zanieść je w jakieś odosobnione miejsce, gdzie rozpalę ogień. Jednak w chwili, kiedy zagłębiłem ostrze w tuszy pierwszego zwierzęcia, usłyszałem szybko zbliżający się tętent, więc cofnąłem się na skraj drogi, by przepuścić jeźdźca.
Okazał się nim niewysoki, energiczny mężczyzna solidnej postury, dosiadający dużego, niespokojnego wierzchowca. Na mój widok raptownie ściągnął wodze, lecz wyraz jego twarzy powiedział mi, że nie muszę ani sięgać po broń, ani szukać ratunku w ucieczce. (Gdybym musiał wybierać, wybrałbym walkę. Wśród pni powalonych drzew i rozwleczonych resztek wozu nie mógł w pełni wykorzystać przewagi, jaką dawało mu posiadanie wierzchowca, a mimo jego kolczugi i błyszczącego hełmu odniosłem wrażenie, iż zdołałbym go pokonać).
— Kim jesteś? — zawołał, a kiedy mu powiedziałem, mruknął: — Severian z Nessus, tak? Wyglądasz na cywilizowanego człowieka, ale chyba ostatnio nie jadałeś do syta?
— Wręcz przeciwnie — odparłem. — Nawet lepiej niż kiedykolwiek przedtem.
Nie chciałem, aby domyślił się, że jestem osłabiony.
— Przypuszczam jednak, iż nie miałbyś nic przeciwko solidnemu posiłkowi, bo krew na twoim mieczu z pewnością nie jest krwią Ascianina. Jesteś niewolnikiem czy włóczęgą?
— Istotnie, ostatnio życie upływa mi głównie na włóczędze.
— Więc nie jesteś związany z żadną formacją?
Z zaskakującą zwinnością zeskoczył z siodła, pozwolił wodzom opaść na ziemię, a następnie podszedł do mnie szybkim krokiem. Miał trochę krzywe nogi oraz twarz z tych, które zdają się ulepione z gliny, przed samym wypalaniem zaś spłaszczone z góry i z dołu, w związku z czym czoło i podbródek są niskie, usta szerokie, a oczy przypominają wąskie szparki. Mimo to spodobał mi się, częściowo ze względu na swoją nadzwyczajną energię, a częściowo dlatego, że nie czynił żadnych wysiłków, aby ukryć przede mną, kim jest naprawdę.
— Nie jestem związany z nikim i z niczym, nie licząc wspomnień.
— Ach! — Na chwilę wzniósł oczy ku niebu. — Wiem, wiem… Każdy z nas miewał w życiu różne kłopoty, każdy, co do jednego. Poszło o kobietę czy w grę wchodzi jakiś zatarg z prawem?
Do tej pory nigdy nie rozpatrywałem swoich problemów z tego punktu widzenia, ale po krótkim zastanowieniu przyznałem, że w grę wchodzą obie sprawy.
— W takim razie zjawiłeś się w odpowiednim miejscu i spotkałeś odpowiedniego człowieka. Co powiesz na smaczną wieczerzę i gromadę nowych przyjaciół dzisiaj, a garść orichalków jutro? Podoba ci się coś takiego? Pewnie, że się podoba!
Wrócił do wierzchowca i szybkim ruchem chwycił go za wodze, zanim zwierzę zdążyło się cofnąć. Zaraz potem wskoczył na siodło równie lekko i zwinnie, jak przed chwilą z niego zeskakiwał.
— Siadaj za mną! — zawołał. — To niedaleko stąd, a mój rumak bez trudu poradzi sobie z podwójnym ciężarem.
Zrobiłem, co mi kazał, choć z pewnością nie uczyniłem tego tak zgrabnie jak on, bo przecież nie mogłem oprzeć nogi na strzemieniu. Jak tylko zająłem miejsce za plecami jeźdźca, zwierzę gwałtownie szarpnęło łbem, usiłując dosięgnąć mojej nogi, jednak jego pan przewidział chyba ten manewr, gdyż tak mocno uderzył je w głowę rękojeścią sztyletu, że aż się zachwiało, o mało co nie tracąc przytomności.
— Nie zwracaj na niego uwagi — powiedział. Mimo krótkiej szyi zdołał spojrzeć na mnie przez ramię. — To dobry zwierzak i znakomity wojownik, tyle tylko, że chce, abyś ty także docenił jego wartość. Urządził ci coś w rodzaju inicjacji. Wiesz, co to takiego?
Odparłem, iż słowo to nie jest mi zupełnie obce.
— Inicjacja czeka cię zawsze, jeśli chcesz przystąpić do czegoś, w czym warto uczestniczyć. Przekonasz się o tym, tak jak ja się przekonałem. Jeszcze nie słyszałem o takiej, której młody, silny mężczyzna musiałby się poważnie obawiać.
Wypowiedziawszy tę zagadkową uwagę wbił ogromne ostrogi w boki wierzchowca, jakby chciał wyszarpnąć mu wnętrzności, i zaraz potem pomknęliśmy drogą, ciągnąc za sobą smugę pyłu.
Od chwili, kiedy w Saltus dosiadłem rumaka Vodalusa, przypuszczałem naiwnie, że wierzchowce dzielą się tylko na dwie kategorie: pełnokrwiste i szybkie oraz pozostałe, powolne. Te pierwsze, przynajmniej w moim przekonaniu, poruszały się ze zwinnością kota, drugie zaś potwornie niezdarnie, co jednak nie miało znaczenia, jako że i tak nie były w stanie osiągnąć większej prędkości. Jeden z nauczycieli Thecli powtarzał często, że wszystkie systemy oparte na prostej dwoistości muszą okazać się fałszywe; teraz, podczas szaleńczej jazdy, zyskałem potwierdzenie jego teorii. Wierzchowiec mego dobroczyńcy należał do trzeciej kategorii (od tamtej pory zdążyłem się już przekonać, że zdecydowanie najliczniejszej), tworzonej przez zwierzęta, które co prawda dorównują chyżością ptakom, lecz zdają się mieć nogi z żelaza. Mężczyźni pod wieloma względami górują nad kobietami, w związku z czym słusznie są obarczeni obowiązkiem roztaczania nad nimi ochrony. Kobiety mają przewagę tylko pod jednym względem: nigdy nie musiały doświadczyć wrażeń, jakie stają się udziałem człowieka, którego najbardziej wrażliwe organy są miażdżone między jego własną miednicą a kościstym kręgosłupem galopującej bestii. Kiedy wreszcie jazda dobiegła końca, w paskudnym nastroju zsunąłem się z grzbietu. po czym natychmiast musiałem odskoczyć w bok, by uniknąć kopnięcia zadnią nogą.
Zatrzymaliśmy się na jednej z niewielkich, w miarę płaskich łąk. jakie czasem można znaleźć między wzgórzami. Ta miała około stu kroków średnicy, na jej środku zaś ustawiono namiot wielkości sporej chaty, nad którym powiewała wyblakła, czarno-zielona flaga. Dokoła pasło się kilkanaście luźno spętanych wierzchowców, a gromada odzianych w łachmany mężczyzn, wśród których dostrzegłem także kilka mocno zaniedbanych kobiet, czyściła broń, spała lub grała w kości.
— Patrzcie! — wykrzyknął mój dobroczyńca, zeskakując na ziemie. — Oto nowy rekrut! — Odwrócił się do mnie, by oznajmić znacznie cichszym głosem: — Severianie z Nessus, oto masz przed sobą Osiemnasty Batalion Nieregularnej Kawalerii. Każdy z nas potrafi wykazać się w bitwie nadzwyczajną odwagą, naturalnie pod warunkiem, że wyczuwa w powietrzu choćby najlżejszy zapach pieniędzy.
Mężczyźni i kobiety podnieśli się z miejsc, po czym niespiesznie ruszyli w moim kierunku. Niektórzy uśmiechali się szeroko. Na czoło wysunął się wysoki, niezmiernie chudy człowiek.
— Towarzysze, przedstawiam wam Severiana z Nessus! Severianie. jestem twoim dowódcą. Nazywam się Guasacht. Ta chmielowa tyka. którą widzisz przed sobą, to mój zastępca Erblon. Pozostali z pewnością przedstawią się sami, kiedy nadejdzie właściwa pora. Erblon, muszę z tobą porozmawiać. Możliwe, że już jutro trzeba będzie rozesłać patrole.
Wziął wysokiego mężczyznę za ramię i poprowadził go w stronę namiotu, pozostawiając mnie samego otoczonego kręgiem awanturników.
Jeden z najpotężniejszych, człowiek iście niedźwiedziej postury, prawie dorównujący mi wzrostem i co najmniej dwukrotnie przewyższający wagą, wskazał na mój miecz.
— Widzę, że masz przy sobie kawałek żelaza. Możemy go zobaczyć?