Nie my pierwsi nawiązaliśmy bezpośredni kontakt z wrogiem; z przodu, na niżej położonym terenie, oddział lekkiej jazdy ruszył galopem w poprzek doliny, by niczym ognista fala uderzyć w czworobok nieprzyjacielskiej piechoty.
Do tej pory przypuszczałem, iż druga strona będzie dysponowała bronią znacznie doskonalszą od naszej — na przykład pistoletami i muszkietami, jakie mieli człekozwierze — i że setka tak uzbrojonych żołnierzy bez trudu poradzi sobie z dowolnie licznym oddziałem kawalerii. Nic takiego jednak się nie stało: kilka pierwszych szeregów padło jak skoszona trawa, a ja wyraźnie słyszałem bojowe okrzyki jeźdźców oraz widziałem, jak kolejni piechurzy rzucają się do ucieczki. Niektórzy ciskali na ziemię ogromne tarcze, jeszcze większe od tych. jakie nieśli peltaści, choć w przeciwieństwie do tamtych lśniły metalicznym blaskiem. Wszystko wskazywało na to, że jedyną broń ofensywna stanowiły ostro zakończone włócznie o długości mniej więcej trzech łokci, zdolne wyrzucać strumień ognia, lecz o bardzo niewielkim zasięgu.
Za pierwszym oddziałem pojawił się drugi, również uformowany w czworobok, dalej zaś trzeci, czwarty i następne.
Byłem pewien, że lada chwila ruszymy w sukurs walczącej kawalerii, lecz ku memu zdumieniu otrzymaliśmy rozkaz, żeby się zatrzymać. Spojrzawszy w prawo przekonałem się, że barbarzyńcy już to uczynili i że przeganiają towarzyszące im kudłate istoty na swoją prawą flankę, daleko od nas.
— Ustawiamy blokadę, chłopcy! — wykrzyknął Guasacht. — Zachować spokój!
Popatrzyłem na Darię, która zrewanżowała mi się równie zdziwionym spojrzeniem. Mesrop chyba zorientował się, że nic nie rozumiemy, gdyż wskazał na wschodni koniec doliny i powiedział:
— Mamy pilnować tego skrzydła. Jeśli nikt się nie zjawi, będziemy mogli uznać dzień za wyjątkowo udany.
— My może tak, ale nie ci, co zginęli — zauważyłem.
Ostrzał, który stopniowo tracił na sile, teraz zupełnie ustał. Martwa cisza była chyba jeszcze bardziej przerażająca od gwizdu nadlatujących pocisków.
— Z pewnością.
Wzruszenie ramionami miało zapewne oznaczać, iż utrata kilkunastu ludzi nie wpłynęła na osłabienie naszej siły bojowej.
Jazda cofnęła się za łuczników, którzy zasypali pierwszą linię Ascian gradem strzał. Większość ześlizgnęła się po tarczach, nie czyniąc żadnej szkody, ale kilka chyba wbiło się w metal, który natychmiast zajął się ogniem. W niebo uniosły się kłęby białego dymu.
Zaraz potem tworzące gigantyczną szachownicę zastępy Ascian ruszyły naprzód. Nasza jazda kontynuowała odwrót i teraz dotarła już na tyły oddziału peltastów, całkiem niedaleko od nas. Wyraźnie widziałem ciemne twarze jeźdźców; byli to sami mężczyźni, wszyscy brodaci, w sile około dwóch tysięcy, ale w palankinach zamocowanych na grzbietach ogromnych arsinotherów dostrzegłem także około dziesięciu młodych, obwieszonych klejnotami kobiet w bogato zdobionych szatach. Miały czarne oczy i ciemną cerę, podobnie jak mężczyźni, lecz ze względu na obfite kształty i omdlewające spojrzenia natychmiast przywiodły mi na myśl Jolentę. Wskazałem je Darii, po czym zapytałem, czy wie, w co są uzbrojone, gdyż nie mogłem przy nich dostrzec żadnych śmiercionośnych narzędzi.
— Chciałbyś taką jedną albo nawet dwie, co? Z pewnością podobają ci się nawet z takiej odległości.
— Ja też nie pogardziłbym kilkoma — odezwał się Mesrop i mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Daria parsknęła śmiechem.
— Walczyłyby jak lwice, gdyby któryś z was spróbował je choćby dotknąć. To Córy Wojny, święte i niedostępne. Miałeś kiedyś do czynienia ze zwierzętami, których dosiadają?
Pokręciłem głową.
— Łatwo ruszają do ataku i nic nie może ich powstrzymać, ale zawsze zachowują się w taki sam sposób: pędzą prosto na to, co im się nie spodobało, zatrzymują się łańcuch lub dwa dalej, po czym wracają, żeby wszystko powtórzyć od początku.
Przyglądałem się w milczeniu. Arsinothery mają dwa duże rogi — nie rozstawione na boki, jak rogi bawołu, tylko umieszczone jeden za drugim i różniące się między sobą wielkością jak kciuk od palca wskazującego. Jak się wkrótce przekonałem, szarżują z nisko pochyloną głową i rogami ustawionymi równolegle do ziemi. Kawalerzyści przegrupowali się i ponownie ruszyli do ataku, a w sporej odległości za nimi rogate zwierzęta pochyliły potężne łby i zaczęły powoli nabierać prędkości; ziemia drżała pod ich ciężkimi stąpnięciami, a piękne kobiety o obfitych kształtach i ciemnych twarzach stanęły wyprostowane pod baldachimami, trzymając się oburącz złoconych słupków. Nie wątpiłem, że mają uda pełne jak wymiona mlecznych krów i krągłe jak pnie drzew.
Szarża zakończyła się dość głęboko — ale nie za głęboko — w szeregach nieprzyjaciela, Asciańscy piechurzy strzelali z bliska w niczym nie osłonięte boki zwierząt, atakowali wielkie łby i byli wyrzucani w powietrze, próbowali wdrapać się na szare grzbiety. Jeźdźcy natychmiast pospieszyli z odsieczą, a szachownica zafalowała, zadrżała, po czym zniknął z niej jeden kwadrat.
Obserwując walkę ze znacznej odległości przypomniałem sobie, jak kiedyś porównywałem w myślach wojnę do partii szachów; nagle ogarnęło mnie graniczące z pewnością przeczucie, iż oprócz mnie ktoś jeszcze czynił takie same porównania i podświadomie wykorzystał je przy opracowywaniu szczegółów swojego planu.
— Są naprawdę urocze — ciągnęła Daria kpiącym tonem. — Wybiera się je, kiedy mają dwanaście lat, i karmi miodem oraz oliwa. Słyszałam, że mają tak delikatne ciała, iż nie mogą kłaść się na ziemi, gdyż natychmiast robią im się siniaki, a śpią wyłącznie w puchowej pościeli. Jeżeli z jakichś powodów taka pościel nie jest dostępna, musza kłaść się w błocie, które dostosowuje się do kształtów ich ciał. Eunuchowie wlewają w błoto wino podgrzane nad ogniskiem, żeby ich panie nie zmarzły w nocy.
— Powinniśmy osiąść z wierzchowców, żeby trochę odpoczęły — powiedział Mesrop.
Ja jednak chciałem śledzić przebieg bitwy, więc zostałem w siodle, podobnie jak Guasacht.
Nasza jazda ponownie została zmuszona do odwrotu, a w dodatku znalazła się pod ostrzałem artylerii. Peltaści padli płasko na ziemię, przykrywając się tarczami, natomiast z lasu w północnej części doliny poczęły wyłaniać się kolejne czworoboki asciańskiej piechoty. Było ich tak wiele, że zaczęto mi świtać podejrzenie, iż trafiliśmy na przeciwnika dysponującego niewyczerpanymi zasobami ludzkimi.
Uczucie to nasiliło się, kiedy kawalerzyści zaatakowali po raz trzeci. Jeden z pocisków wystrzeliwanych przez niewidoczne działa trafił prosto w arsinothera, zamieniając zarówno jego, jak i dosiadającą go kobietę, w stertę krwawych strzępów. Piechurzy obrali teraz za cel właśnie kobiety; chwilę później kolejna została zmieciona z grzbietu potężnego zwierzęcia, a ozdobny palankin zniknął we wnętrzu ognistej kuli. Ascianie niestrudzenie maszerowali naprzód, depcząc pstrokato odziane ciała i trupy wierzchowców.
Podczas wojny każdy krok uczyniony naprzód przez zwycięzcę może stać się przyczyną jego porażki. Prąca do przodu szachownica zdobyła już tyle terenu, że najdalej wysunięty z jej kwadratów niespodziewanie ustawił się bokiem do nas; natychmiast kazano nam dosiąść wierzchowców, ustawić się w szyk i ruszyć na nieprzyjaciela, najpierw stępa, potem kłusem, a wreszcie szaleńczym galopem, tak że pęd powietrza o mało nie pozrywał nam skóry z twarzy.