Tak więc ja także stałem się przestępcą, tyle tylko, że miłość, jaką żywię do ludzkości, nigdy nie pozwoliłaby mi dopuścić się naprawdę odrażających zbrodni, a jednocześnie brakuje mi zdolności manualnych i bystrości myśli, jakimi musi dysponować każdy złodziej. Zacząłem więc szukać, i wreszcie — myślę, że było to mniej więcej wtedy, kiedy przyszedłeś na świat — odnalazłem swoje powołanie. Dzięki niemu mogę zaspokajać pewne emocjonalne potrzeby, które pozostawały nie zaspokojone, a także zdobywać wiedzę na temat ludzkiej natury. Wiem. kiedy zaproponować łapówkę i w jakiej wysokości, a także, co jest chyba znacznie ważniejsze, kiedy nie należy tego czynić. Wiem, w jaki sposób sprawić, aby pracujące dla mnie dziewczyny były zadowolone z perspektyw na przyszłość, a jednocześnie niezadowolone ze swojej obecnej sytuacji. Rzecz jasna, wszystkie są klonami, wyhodowanymi z komórek pobranych z ciał najpiękniejszych arystokratek. Wiem, jak zaaranżować spotkanie, aby każdy z klientów uważał je za zupełnie wyjątkowe wydarzenie, nie za coś pośredniego między łzawym romansem a własnoręcznym zaspokojeniem swoich potrzeb. Ty także sądziłeś, że spotkało cię coś wyjątkowego, prawda?
— My też ich tak nazywamy — powiedziałem. — Mówimy o nich: klienci.
Słuchając jego słów, jednocześnie zwracałem uwagę na ton, jakim je wypowiadał. Nie ulegało dla mnie wątpliwości, że androgyn jest szczęśliwy, choć z pewnością nie był taki podczas żadnego z naszych poprzednich spotkań. Miałem wrażenie, że wsłuchuję się w beztroski śpiew drozda. Jemu chyba towarzyszyło podobne odczucie, gdyż w pewnej chwili uniósł głowę ku rozjaśnionej blaskiem słońca kopule namiotu, a zgłoska „r” w słowach „zaaranżować” i „romans” zamieniła się w coś w rodzaju trylu.
— Odnoszę korzyści jeszcze innego rodzaju: pozostaję mianowicie w kontakcie z niższymi warstwami społeczeństwa, dzięki czemu wiem, czy podatki istotnie są ściągane, czy uważane są za znośne czy też za nadmiernie uciążliwe, jakie poglądy zyskują na popularności, a jakie na niej tracą.
Odniosłem wrażenie, że czyni jakąś aluzję do mnie, choć nie miałem pojęcia, o co mu może chodzić.
— Te damy dworu… Dlaczego nie zatrudnisz prawdziwych? Jedna z nich udawała Theclę, która w tym czasie była zamknięta w podziemiach naszej wieży.
Popatrzył na mnie w taki sposób, jakbym powiedział coś niezmiernie głupiego, i zapewne tak właśnie było.
— Ponieważ nie mogę im ufać, ma się rozumieć. Taka rzecz musi pozostać w tajemnicy — pomyśl tylko, jaka by to była gratka dla zamachowców! Czy naprawdę przypuszczasz, iż te wszystkie obsypane złotem osobistości należące do starożytnych rodzin, które kłaniają mi się do samej ziemi, uśmiechają się i opowiadają na ucho głupawe żarciki, czują wobec mnie jakąkolwiek lojalność? Jeśli tak, to już niedługo przekonasz się, że w rzeczywistości sprawy mają się zupełnie inaczej. Na dworze jest bardzo niewielu ludzi, którym mogę zaufać, i żaden z nich nie jest arystokratą.
— Powiedziałeś, że wkrótce sam się o tym przekonam… Czy to znaczy, że nie masz zamiaru mnie zgładzić?
Czułem pulsowanie krwi w żyłach i bez trudu mogłem sobie wyobrazić jej szkarłatny strumień, tryskający z pozbawionego głowy karku.
— Dlatego że poznałeś naszą tajemnicę? Nie. Mamy wobec ciebie inne plany, jak ci już powiedziałem, kiedy rozmawialiśmy w pokoju ukrytym za obrazem.
— Ponieważ złożyłem przysięgę Vodalusowi?
Tym razem nie zdołał zapanować nad rozbawieniem: odrzuciwszy głowę do tyłu, wybuchnął donośnym śmiechem, zupełnie jak jakieś pulchne, szczęśliwe dziecko, które właśnie rozszyfrowało zasadę działania zmyślnej zabawki. Kiedy wreszcie się uspokoił, klasnął w dłonie: choć sprawiały wrażenie bardzo słabych, odgłos, jaki się rozległ, by! zdumiewająco donośny.
Do namiotu weszły dwie istoty o ciałach kobiet i głowach kotów. Miały wielkie jak śliwki oczy. umieszczone w odległości piędzi jedno od drugiego, poruszały się zaś na palcach z gracją, jakiej nie zdołałyby osiągnąć nawet najlepsze tancerki — byłem jednak pewien, że jest to ich zwyczajny chód. Powiedziałem, że miały ciała kobiet, ale nie jest to do końca prawdą, ponieważ nad opuszkami krótkich, delikatnych palców dostrzegłem koniuszki pazurów. Niezwykłe stworzenia zaczęły mnie ubierać, a ja wziąłem jedno z nich za rękę i lekko ścisnąłem, tak jak czasem czyni się z łapą zaprzyjaźnionego kota; pazury natychmiast wysunęły się z ukrycia. Na ich widok łzy nabiegły mi do oczu, ponieważ każdy miał kształt Pazura, który kiedyś nosiłem ukryty w klejnocie, zwanym przeze mnie, w mojej ignorancji, Pazurem Łagodziciela. Autarcha dostrzegł moje łzy i widocznie doszedł do wniosku, że kobiety-koty sprawiły mi ból, gdyż polecił im, by położyły mnie z powrotem na miękkich kobiercach. Czułem się jak małe dziecko, któremu właśnie powiedziano, że już nigdy nie zobaczy matki.
— Nie zrobiłyśmy mu nic złego, Legionie! — zaprotestowała jedna z nich głosem, jakiego nigdy przedtem nie zdarzyło mi się słyszeć.
— Powiedziałem, że macie go natychmiast położyć!
— Nawet mnie nie drasnęły, Sieur — stanąłem w ich obronie.
Przy pomocy kobiet-kotów mogłem nawet chodzić. Był wczesny poranek, pora, kiedy zapóźnione nocne cienie umykają przed blaskiem wstającego słońca. Światło, które mnie obudziło, padło na różnobarwny namiot o samym brzasku. Napełniłem płuca świeżym powietrzem nowego dnia, a rosa, pokrywająca drobnymi kropelkami zmierzwioną trawę, zmoczyła mi buty. Na twarzy poczułem podmuch wiatru równie delikatnego jak gasnące gwiazdy.
Namiot Autarchy stał na szczycie wzgórza, w samym centrum ogromnego wojskowego obozu, składającego się nie tylko z mnóstwa szarych, czarnych i ciemnobrązowych namiotów, ale także z prymitywnych chat wzniesionych z brył torfu oraz ziemianek, z których żołnierze wyłaniali się właśnie niczym srebrzyste mrówki.
— Musimy zachować ostrożność — powiedział Autarcha. — Co prawda znajdujemy się w znacznej odległości od linii frontu, ale gdyby obóz bardziej rzucał się w oczy, bylibyśmy narażeni na atak z powietrza.
— Zastanawiałem się, Sieur, dlaczego Dom Absolutu jest ukryty pod ogrodami.
— Teraz nie jest to już potrzebne, ale kiedyś naloty potrafiły obrócić w perzynę znaczną część Nessus.
Dokoła odezwały się przenikliwe dźwięki sygnałówek.
— Czy minęła tylko noc? — zapytałem. — A może przespałem też cały dzień?
— Nie, tylko noc. Dałem ci lekarstwa, które koją ból i zapobiegają zakażeniu. Nie budziłbym cię, ale kiedy wszedłem do namiotu, ty już nie spałeś. Dobrze się stało, gdyż nie mamy zbyt wiele czasu.
Nie wiedziałem, co chce przez to powiedzieć, lecz zanim zdążyłem zapytać, dostrzegłem niedaleko od nas sześciu niemal nagich mężczyzn ciągnących za linę. W pierwszej chwili pomyślałem, że usiłują sprowadzić na ziemię jakiś balon, po chwili jednak przekonałem się, iż jest to ślizgacz. Widok jego czarnego kadłuba obudził we mnie wspomnienia z dworu Autarchy.