— Spodziewałem się ujrzeć… jak on się nazywa? Mamilliana.
— Nie pora na to. Mamillian jest wspaniałym towarzyszem, milczącym, mądrym i potrafiącym walczyć na własną rękę, jeśli można tak powiedzieć, ale w gruncie rzeczy jeżdżę na nim wyłącznie dla przyjemności. Dziś ukradniemy jedną z cięciw Ascian i skorzystamy z latającego pojazdu.
— Czy to prawda, że ślizgacze korzystają z zawartej w nich energii? Wydaje mi się, iż opowiadał mi o tym jeden z twoich pilotów.
— Zapewne kiedy byłaś kasztelanką Theclą — to znaczy, tylko nią.
— Oczywiście. Czy wolno mi zapytać, Autarcho, dlaczego kazałeś mnie zabić? I w jaki sposób mnie teraz rozpoznałeś?
— Rozpoznałem cię, ponieważ widzę twoją twarz w twarzy mego młodego przyjaciela i słyszę jego glos w twoim głosie. Twoje piastunki także cię poznały. Spójrz tylko na nie.
Zrobiłam to i przekonałam się, że na twarzach kobiet-kotów maluje się wyraz przerażenia połączonego ze zdumieniem.
— Co do twojej śmierci… Porozmawiam o tym później, ale już z nim, nie z tobą, na pokładzie ślizgacza. Naturalnie, jeśli czas nam pozwoli. A teraz już wracaj. Łatwo ci nad nim zapanować, ponieważ jest słaby i chory, ale potrzebuję jego, nie ciebie. Jeśli nie wycofasz się dobrowolnie, znam sposoby, aby cię do tego zmusić.
— Sieur…
— Tak, Severianie? Boisz się? Siedziałeś kiedyś w czymś takim?
— Nie — odparłem. — I wcale się nie boję.
— Pamiętasz, jak pytałeś mnie, skąd czerpią energię? Źródło napędu stanowi odpowiednik kawałka żelaza przeniesionego tu ze wszechświata skonstruowanego z antymaterii, utrzymywany w pułapce silnych pól magnetycznych. Ponieważ antyżelazo ma odmienną strukturę magnetyczną, jest odpychane przez promagnetyzm, lecz kiedy stara się uciec z zasięgu jednego pola, natychmiast wpada w drugie i wraca, by rozpocząć całą rzecz od nowa. W świecie złożonym z antymaterii ten kawałek ważyłby tyle co spory głaz, lecz na Urth równoważy ciężar promaterii użytej do zbudowania ślizgacza. Rozumiesz mnie?
— Chyba tak, Sieur.
— Problem polega na tym, że za pomocą dostępnej nam technologii nie jesteśmy w stanie hermetycznie zamknąć komory, w związku z czym parę cząsteczek powietrza zawsze przedostanie się albo przez spawy, albo przez izolację przewodów. Każda taka cząsteczka neutralizuje równą sobie masą cząsteczkę antyżelaza oraz wytwarza ciepło, co z kolei prowadzi do zmniejszenia siły nośnej ślizgacza. Jedyne rozwiązanie, jakie udało nam się do tej pory znaleźć, polega na tym, by kiedy tylko się da, trzymać ślizgacz wysoko w górze, gdzie ciśnienie jest mniejsze.
Maszyna znajdowała się już na tyle nisko, bym mógł w pełni docenić piękno jej smukłego kadłuba. Kształtem prawie wcale nie różniła się od liścia wiśni.
— Szczerze mówiąc, nie wszystko jest dla mnie zupełnie jasne, ale wydaje mi się, że lina, która utrzymuje ślizgacz w wyznaczonym miejscu, musi być niezmiernie długa i gdyby nocą pojawiło się któreś z latających kół Ascian, bez trudu mogłoby ją przeciąć.
Kąciki ust kobiet-kotów zadrżały lekko, jakby niezwykłe istoty usiłowały zapanować nad wesołością.
— Lina służy tylko do ściągania go na ziemię. Ślizgacz wypuszcza ją, kiedy znajdzie się nad właściwym miejscem, tak samo jak człowiek, który chce wyjść ze stawu, wyciąga rękę do ludzi stojących na brzegu. Ta maszyna ma własny mózg — może nie taki jak Mamillian, ale wystarczająco sprawny, aby uniknąć niebezpieczeństw i przybyć na nasz sygnał tam, gdzie jej potrzebujemy.
Spodnia część ślizgacza została wykonana z matowego, czarnego metalu, górna natomiast była tak doskonale przezroczysta, że prawie niewidoczna; przypuszczam, iż zrobiono ją z tej samej substancji co dach nad Ogrodami Botanicznymi. Z rufy sterczała lufa działa identycznego jak to, które niósł na grzbiecie Mamillian, na dziobie zaś zainstalowano podobne, tyle tylko, że dwa razy większe.
Autarcha podniósł rękę do ust i szepnął coś w dłoń. W kopule natychmiast pojawił się okrągły otwór (wyglądało to tak. jakby ktoś zrobił dziurę w bańce mydlanej) i wysunęły się srebrne schodki, tak delikatne, jakby zostały utkane z pajęczyny. Półnadzy mężczyźni przestali ciągnąć za linę.
— Myślisz, że uda ci się wejść?
— Jeśli będę mógł pomagać sobie rękami.
Ruszył jako pierwszy, a ja powlokłem się za nim, powłócząc zranioną nogą. Siedzenia — raczej długie ławy, biegnące wzdłuż zakrzywionych ścian kadłuba — były wyłożone futrem, ale nawet ono wydawało się zimniejsze od lodu. Za moimi plecami otwór zmniejszy! się, by po chwili zupełnie zniknąć.
— Bez względu na wysokość lotu we wnętrzu będzie panowało takie samo ciśnienie co na powierzchni Urth. Nie musisz też obawiać się braku powietrza.
— Obawiam się tylko tego, Sieur, że zbyt mało wiem, aby naprawdę odczuwać strach.
— Chcesz zobaczyć swój oddział? Są dość daleko po prawej stronie, ale spróbuję ich dla ciebie odszukać.
Autarcha zajął miejsce przy urządzeniach sterowniczych. Do tej pory miałem kontakt jedynie z maszynami Typhona i Baldandersa. a także z tymi, którymi w Wieży Matachina posługiwał się mistrz Gurloes. Jeżeli czegoś się bałem, to właśnie ich, nie braku powietrza, lecz udało mi się zapanować nad strachem.
— Minionej nocy odniosłem wrażenie, iż nie wiedziałeś o tym, że jestem w twojej armii.
— Kiedy spałeś, przeprowadziłem małe śledztwo.
— Czy to właśnie ty dałeś nam rozkaz do ataku?
— W pewnym sensie. Wydałem rozkaz, który sprawił, że zostaliście wysłani do boju, choć nie wyznaczyłem was bezpośrednio, jeśli to właśnie masz na myśli. Masz do mnie żal o to, co uczyniłem? Czyżbyś wstępując do armii przypuszczał, że nigdy nie będziesz musiał walczyć?
Pięliśmy się stromo w górę albo też spadaliśmy w otchłań nieba, dokładnie tak, jak w moim koszmarnym śnie. Wciąż jednak miałem świeżo w pamięci dym, donośny dźwięk trąbki i widok żołnierzy rozszarpywanych na strzępy przez niewidoczne pociski, i moje przerażenie zamieniło się we wściekłość.
— Nie znam się na wojnie. A ty, jak dużo o niej wiesz? Uczestniczyłeś kiedyś w prawdziwej bitwie?
Obejrzał się przez ramię i zmierzył mnie spojrzeniem błękitnych oczu.
— Uczestniczyłem w tysiącu bitew. Ty masz w sobie dwoje ludzi: jak myślisz, z ilu istnień ludzkich j a się składam?
Minęło sporo czasu, zanim odpowiedziałem na to pytanie.
Rozdział XXV
Miłosierdzie Agii
W pierwszej chwili pomyślałem, że chyba nie może istnieć nic bardziej niezwykłego od widoku ogromnej armii rozciągającej się od horyzontu po horyzont, najeżonej bronią i pancerzami, lśniącej tysiącem barw w promieniach słońca. Skrzydlate istoty unosiły się nad nią prawie równie wysoko jak my, zataczając szerokie kręgi na falach porannego wiatru.
Jednak zaraz potem moim oczom ukazał się jeszcze bardziej zdumiewający obraz: była to armia Ascian, wodnistobiała i szaroczarna, zupełnie nieruchoma, w przeciwieństwie do naszej, i skupiona bliżej północnego horyzontu. Przeszedłem na przód maszyny, by jej się dokładniej przyjrzeć.
— Mógłbym pokazać ci ją z bliska, ale zobaczyłbyś wówczas tylko ludzkie twarze — powiedział Autarcha.
Zrozumiałem, że wystawia mnie na próbę, choć nie wiedziałem, na czym miałaby ona polegać.
— Mimo wszystko chciałbym im się przyjrzeć.
Obserwując naszych żołnierzy ruszających do ataku nie mogłem się nadziwić, że w masie sprawiają wrażenie słabych i bezradnych: kawaleria przypominała falę, która co prawda uderza z ogromną siłą, lecz zaraz potem cofa się drobnymi strumyczkami, niezdolna unieść nawet myszy, a peltaści ze swoimi kryształowymi tarczami, ustawieni w karne szeregi, wydawali się niewiele bardziej groźni niż ołowiane żołnierzyki na stole. Teraz przekonałem się, ile siły drzemało w formacjach nieprzyjaciół, w tych regularnych kwadratach i prostokątach, z których każdy składał się ze stu tysięcy wojowników oraz kilku maszyn, wielkich jak fortece.