Komputer, jak gdyby pełen ulgi, poprowadził go w dalszą drogę.
9
Morze krwi. Puchar limfy.
10
Mam umrzeć, zanim zaznałem miłości…
11
To już wejście do Strefy F. Opuszczam tamto państwo śmierci. Gdzie mój paszport? Czy potrzebna mi wiza? Nie mam nic do zadeklarowania. Nic. Nic. Nic.
12
Zimny wiatr wiejący z dnia jutrzejszego.
13
Chłopcy, którzy obozują w Strefie F, powinni wyjść nam na spotkanie, przeprowadzić nas do Strefy E. Mam jednak nadzieję, że nie będzie im się chciało zadawać sobie fatygi. Możemy przejść bez nich. Byle tylko minąć ten ostatni już ekran, a dojdziemy doskonale.
14
Tak często o tej trasie marzyłem. Ale teraz jej nienawidzę, chociaż jest piękna. Trzeba to przyznać: jest piękna. I najpiękniejsza wydaje się zapewne wtedy, gdy spotyka się na niej śmierć.
15
Skóra na udach Maribeth marszczy się trochę. Maribeth, zanim ukończy trzydzieści lat, będzie gruba.
16
Dokonuję w swojej karierze tylu najrozmaitszych rzeczy. Mogłem był przestać już dawno temu. Nigdy nie miałem czasu, żeby czytać Rousseau, żeby czytać poezje Donne’a. Nie wiem nic o Kancie. Jeżeli to przeżyję, zacznę czytać ich wszystkich. Ślubuję sobie, będąc zdrów na ciele i umyśle, w wieku lat osiemdziesięciu. Ja, Ned Rawlins, będę… Ja, Richard Muller, będę czytać… będę… będę czytać, ja, Charles Boardman.
17
18
Rawlins wszedł do Strefy F i zatrzymując się zapytał komputera, czy można tu bezpiecznie odpocząć. Mózg statku odpowiedział, że można. Powoli Rawlins przysiadł, kołysał się na piętach przez chwilę, po czym dotknął kolanami chłodnej kostki bruku. Spojrzał za siebie. Kolosalne bloki kamienne, ułożone doskonale bez zaprawy murarskiej, piętrzyły się na wysokość pięćdziesięciu metrów z obu stron wąskiej szczeliny, w której ukazała się teraz masywna postać Charlesa Boardmana. Boardman był spocony i zdenerwowany. Wprost nieprawdopodobne. Nigdy dotąd Rawlins nie widział tego mocnego, starego człowieka w stanie takiej niepewności siebie. Ale też nigdy dotąd nie przechodził z nim przez labirynt.
Sam Rawlins nie był spokojny. Trucizny metaboliczne kipiały w jego organizmie. Pot go zalewał, aż kombinezon musiał pracować nadprogramowo, żeby pozbyć się tej wilgoci, destylując ją i powodując ulatnianie się chemicznych składników. Za wcześnie było na radość. Nie gdzie indziej, tylko tutaj, w Strefie F, Brewster poniósł śmierć, gdy wydawało się, że skoro ominął niebezpieczeństwa Strefy G, jego kłopoty się skończyły. No, skończyły się, rzeczywiście.
— Odpoczywasz? — zapytał Boardman głosem cienkim, jak gdyby rozrzedzonym.
— Czemuż by nie? Utrudziłem się, Charles — odrzekł Rawlins z uśmiechem zgoła nieprzekonywającym. — Ty tak samo. Komputer mówi, że tu nic nie grozi. Zrobię ci miejsce.
Boardman podszedł i przysiadł. Klękając tak chwiał się, że Rawlins musiał go podtrzymywać.
— Muller — powiedział Rawlins — pokonał tę trasę sam bez żadnego przygotowania.
— Muller był zawsze niezwykłym człowiekiem.
— Jak według ciebie on to zrobił?
— Jego zapytaj.
— Zapytam — przytaknął Rawlins. — Możliwe, że jutro o tej porze będę z nim rozmawiał.
— Możliwe. Powinniśmy ruszyć dalej.
— Jeżeli tak uważasz…
— Chłopcy wkrótce wyjdą po nas. Chyba już wiedzą, gdzie jesteśmy. Na pewno nas wytropiły ich wykrywacze masy. Wstawaj, Ned. Wstawaj.
Podnieśli się. I znowu Ned Rawlins poszedł pierwszy.
W Strefie F było przestronniej, ale nieładnie. Przeważający styl architektoniczny miał w sobie jakąś sztuczność i niepokój, co w sumie wprowadzało brak harmonii. Rawlins, chociaż wiedział, że tu jest mniej pułapek, wciąż jeszcze szedł z uczuciem, że bruk lada chwila rozstąpi mu się pod nogami. Zrobiło się chłodniej. Powietrze szczypało tak samo jak na otwartej lemnijskiej równinie. Przy każdym skrzyżowaniu ulic stały ogromne, betonowe rury, w których rosły poszarpane pierzaste rośliny.
— Która część jak dotąd jest dla ciebie najgorsza? — zapytał Rawlins.
— Ekran dezorientujący.
— To nie takie straszne… jeżeli człowiek potrafi się przemóc, żeby przejść przez te wszystkie niebezpieczne paskudztwa z oczami zamkniętymi. Wiesz, mógł wtedy rzucić się na nas któryś z tych małych tygrysów i wcale byśmy się nie spostrzegli, dopóki nie poczulibyśmy jego zębów.
— Ja patrzyłem — powiedział Boardman.
— Na obszarze dezorientacji?
— Niedługo. Skusiło mnie, Ned. Nie będę próbował opowiadać, co widziałem, ale to było jedno z najdziwniejszych doświadczeń w moim życiu.
Rawlins uśmiechnął się. A więc Boardman też potrafi zrobić coś niemądrego, ludzkiego, szaleńczego. Chciał mu pogratulować, ale nie śmiał. Zapytał:
— I co? Tylko stałeś bez ruchu i patrzyłeś, a potem z zamkniętymi oczami poszedłeś dalej? Nie było żadnej krytycznej sytuacji?
— Owszem, była. Zapatrzony, omal nie ruszyłem z miejsca. Już podniosłem jedną nogę. Zaraz jednak się opamiętałem.
— Chyba i ja spróbuję zerknąć, kiedy będziemy wracali — powiedział Rawlins. — Jedno zerknięcie przecież nie zaszkodzi.
— Skąd wiesz, że ten ekran działa w odwrotnym kierunku?
Rawlins zmarszczył brwi.
— Nie zastanawiałem się nad tym. Jeszcze nie sprawdzaliśmy powrotu przez labirynt. Może od tej strony wszystko jest zupełnie inne? Nie mamy żadnych map drogi powrotnej. Może wracając wszyscy zginiemy?
— Znów użyjemy robotów — powiedział Boardman. — Już ty się o to nie martw. Kiedy będziemy gotowi wyjść, sprowadzimy zastęp robotów tutaj do Strefy F i zbadamy trasę powrotną w taki sam sposób, w jaki zbadaliśmy wejściową.
Rawlins odezwał się dopiero po chwili.
— Zresztą po co by miały być jakieś pułapki dla wychodzących? Czyżby budowniczowie labiryntu tak samo zamykali się w środku miasta, jak nie dopuszczali tam swoich wrogów? Po cóż by tak robili?
— Któż może wiedzieć, Ned? To były istoty nieznane.
— Nieznane. Tak.
19
Boardman przypomniał sobie, że nie wyczerpał tematu rozmowy. Chciał być uprzejmy. Są przecież towarzyszami w obliczu niebezpieczeństwa. Zapytał:
— A dla ciebie, które miejsce było najgorsze?
— Tamten ekran daleko za nami — odpowiedział Rawlins. — Zobaczyłem na nim wszystkie paskudztwa, jakie mi się kłębią w podświadomości.
— Który to ekran?
— W głębi Strefy H. Taki złocisty, przytwierdzony do wysokiej ściany pasami z metalu. Patrzyłem tam i przez parę sekund widziałem mojego ojca. A potem dziewczynę… dziewczynę, którą znałem… która została zakonnicą. Na ekranie ona się rozbierała. Myślę, że to trochę odsłania moją podświadomość, prawda? Istna jama wężów. Ale czyja podświadomość tym nie jest?