— Czytałeś to? — spytała wyjmując książkę.
Zmrużył oczy krótkowidza. Sensacyjna okładka. Powieść.
— Nie — odpowiedział. — To mojej żony. Ona dużo czyta.
— Powinieneś to przeczytać.
Wciąż jeszcze czując gorycz zawodu, wziął książkę. Utyje szarańcza.
— Czy to nie jest jedna z tych książek zakazanych w Bostonie? — spytał.
— Zakazana w całej Ameryce. I w Europie oczywiście też. — Podeszła do drzwi w przedpokoju i czekała.
— Słyszałem o tym Hawthornie Abendsenie — skłamał. Jedyne, co w rzeczywistości kojarzyło mu się z tytułem książki, to było… co to było? Że jest bardzo popularna. Kolejna moda. Jeszcze jedno masowe szaleństwo. Schylił się i odstawił książkę na półkę. — Nie mam czasu na czytanie popularnej literatury. Jestem zbyt zapracowany. — Sekretarki, pomyślał złośliwie, czytają takie rzeczy do poduszki. To je podnieca. Wolą to od prawdziwej rzeczy. Chciałyby i boją się.
— Jakieś romansidło — powiedział ponuro, otwierając drzwi.
— Nie. Książka o wojnie. — I już na klatce schodowej dodała: — Mówi to samo, co moi rodzice.
— Kto? Ten Abbotson?
— Ma swoją teorię. Gdyby Joe Zangara chybił, Roosevelt wyciągnąłby Amerykę z Wielkiego Kryzysu i uzbroił ją tak, że… — Urwała. Podeszli do windy, gdzie czekali inni ludzie.
Później, kiedy jechali przez nocne miasto Mercedesem Wyndama-Matsona, wróciła do tematu.
— Abendsen twierdzi, że Roosevelt byłby ogromnie silnym prezydentem. Na miarę Lincolna. Dowiódł tego w ciągu pierwszego roku swoich rządów, kiedy wprowadził tyle reform. To jest napisane w formie powieści. Roosevelt nie zostaje zamordowany w Miami, działa nadal i powtórnie wybrany w 1936 jest prezydentem aż do wojny. Rozumiesz? Jest prezydentem, kiedy Niemcy napadają na Anglię, Francję i Polskę. Widzi to wszystko i buduje silną Amerykę. Garner był strasznie kiepskim prezydentem. W tym, co się stało, było wiele jego winy. A potem, w 1940, zamiast Brickera wybrano by demokratę…
— Tak twierdzi ten Abelson — wtrącił Wyndam-Matson. Spojrzał na dziewczynę. Boże, przeczyta taką książkę i ma gadania na lata.
— On twierdzi, że w 1940 zamiast izolacjonisty Brickera prezydentem zostałby po Roosevelcie Rexford Tugwell. — Jej gładka twarz, na której igrały refleksy świateł ulicznych, promieniowała ożywieniem; oczy miała rozszerzone i mówiąc gestykulowała. — Tugwell kontynuowałby energicznie antyhitlerowską politykę Roosevelta. W ten sposób Niemcy bałyby się przyjść z pomocą Japonii w 1941. Nie dotrzymałyby traktatu. Rozumiesz? — Odwróciła się do niego i schwyciwszy go mocno za ramię powiedziała:
— W ten sposób Niemcy i Japonia przegrałyby wojnę!
Roześmiał się.
Spojrzała na niego, szukając czegoś w jego twarzy, nie wiedział czego, zresztą i tak musiał obserwować inne samochody, i powiedziała:
— Nie ma w tym nic śmiesznego. Tak mogło być naprawdę. Stany Zjednoczone mogłyby wygrać z Japonią i…
— W jaki sposób? — przerwał jej.
— On to wszystko wyjaśnia. — Zamilkła na chwilę.
— Rzecz jest w formie powieściowej i oczywiście ma wiele wątków czysto fikcyjnych. Musi być zajmująca, bo inaczej ludzie by jej nie czytali. Jest też wątek romantyczny: para młodych ludzi, chłopiec służy w wojsku, a dziewczyna… Mniejsza o to, dość że prezydent Tugwell ma głowę na karku i rozumie, do czego zmierzają Japończycy. Wolno o tym rozmawiać — zapewniła go skwapliwie. — Japończycy pozwalają sprzedawać książkę w Pacyfidzie, jest też popularna na Wyspach. Wywołała tam spore dyskusje.
— No dobrze — powiedział Wyndam-Matson — a co z Pearl Harbor?
— Prezydent Tugwell jest tak przewidujący, że wysyła wszystkie okręty w morze i flota amerykańska nie ulega zniszczeniu.
— Rozumiem.
— A więc nie ma właściwie żadnego Pearl Harbor. Japończycy atakują, ale niszczą tylko parę mniejszych okrętów.
— I nazywa się to „Szarańcza coś tam”?
— Utyje szarańcza. To cytat z Biblii.
— I Japonia przegrywa dlatego, że nie było Pearl Harbor. Posłuchaj. Japonia by i tak wygrała. Nawet bez Pearl Harbor.
— W powieści flota amerykańska nie pozwala im zająć Filipin i Australii.
— Zajęliby je i tak, mieli silniejszą flotę. Znam Japończyków dość dobrze i wiem, że dominacja w strefie Pacyfiku była ich przeznaczeniem. Stany Zjednoczone chyliły się ku upadkowi od pierwszej wojny światowej. Wszystkie kraje alianckie wyszły z tej wojny zrujnowane moralnie i duchowo.
Dziewczyna nie dawała za wygraną.
— I gdyby Niemcy nie zajęli Malty, Churchill pozostałby przy władzy i poprowadził Anglię do zwycięstwa.
— Jak? Gdzie?
— W Afryce Północnej… Churchill pokonałby w końcu Rommla.
Wyndam-Matson parsknął śmiechem.
— A po zwycięstwie nad Rommlem Brytyjczycy mogliby przerzucić swoje wojska przez Turcję do Rosji i wspólnie z Armią Czerwoną stawić czoła Niemcom. W książce Niemcy zostają zatrzymani w jakimś mieście nad Wołgą. To zupełnie nieznane miasto, ale istnieje naprawdę, bo sprawdziłam w atlasie.
— Jak się nazywa?
— Stalingrad. Tam Anglicy zmieniają losy wojny. W ten sposób w książce Rommel nie połączył się z wojskami niemieckimi, które przyszły z Rosji, pamiętasz, armia von Paulusa? I Niemcy nie zajmują Bliskiego Wschodu z tak potrzebną im naftą i nie mogą połączyć się z Japończykami w Indiach, tak jak to zrobili.
— Żadna strategia świata nie mogła pokonać Erwina Rommla — przerwał jej Wyndam-Matson. — I wszystkie wydarzenia w rodzaju wymyślonej przez tego faceta obrony tego rosyjskiego miasta z bardzo bohaterską nazwą „Stalingrad” mogły co najwyżej opóźnić nieunikniony koniec. Słuchaj, ja poznałem Rommla osobiście. W Nowym Jorku, kiedy załatwiałem tam sprawy handlowe w 1948. — W rzeczywistości Wyndam-Matson widział tylko Wojskowego Komisarza USA na zdjęciu w Białym Domu i to z daleka. — Cóż to za człowiek! Jaka godność i postawa! Tak więc wiem, co mówię — zakończył.
— To było okropne — powiedziała Rita — kiedy generał Rommel został zwolniony ze stanowiska i na jego miejsce przyszedł ten ohydny Lammers. Od tego czasu zaczęły się egzekucje i obozy koncentracyjne.
— Obozy były i za Rommla.
— Ale — zrobiła nieokreślony gest — to nie było oficjalne. Może te zbiry z SS robiły takie rzeczy… ale on się różnił od nich wszystkich, miał w sobie coś z dawnego Prusaka. Był surowy…
— Ja ci powiem, kto zrobił naprawdę dobrą robotę w Stanach — powiedział Wyndam-Matson — komu możemy zawdzięczać odrodzenie gospodarcze. Albertowi Speerowi. Nie Rommlowi i nie Organizacji Todta. Speer był najlepszym człowiekiem, jakiego NSDAP dała Ameryce. To on uruchomił niezliczone przedsiębiorstwa, spółki i fabryki, wszystko, i to na zdrowych podstawach. Przydałby się nam taki tutaj, bo teraz mamy w każdej dziedzinie po pięć przedsiębiorstw konkurujących ze sobą, co jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Nie ma nic głupszego niż konkurencja gospodarcza.
— Ja bym nie mogła żyć w tych obozach pracy, w tych koszarach, które mają na Wschodzie — powiedziała Rita. — Jedna z moich znajomych tam pracowała. Nie mogła mi o tym napisać, bo listy przechodziły przez cenzurę. Powiedziała mi dopiero, jak się tu przeniosła. Musieli wstawać o szóstej rano przy dźwiękach orkiestry.
— Przyzwyczaiłabyś się. Miałabyś czystą sypialnię, pożywne jedzenie, rozrywki i opiekę lekarską. Czego jeszcze chcesz? Śniadania do łóżka?