Выбрать главу

Childan podpisał papier.

— Dziękuję — powiedział policjant. Zebrał swoje rzeczy, uchylił kapelusza, życzył Childanowi dobrej nocy i odszedł. Wszystko razem trwało chwilę.

Chyba go mają, pomyślał Childan. Cokolwiek tam knuł.

Wielka ulga. Trzeba przyznać, że szybko działają.

Żyjemy w społeczeństwie porządku i prawa, gdzie Żydzi nie mogą gnębić swoimi sztuczkami spokojnych ludzi. Jesteśmy bezpieczni. Nie wiem, dlaczego nie rozpoznałem jego rasy, kiedy go widziałem. Widocznie łatwo mnie podejść.

Jestem po prostu niezdolny do oszustwa i przez to bezbronny, uznał. Bez ochrony prawa byłbym zdany na ich łaskę. Mógł we mnie wmówić wszystko, co chciał. To jakaś forma hipnozy. Mogą tak opanować całe społeczeństwo.

Jutro będę musiał pójść i kupić tę książkę o szarańczy, postanowił. Ciekawe będzie zobaczyć, jak autor opisuje świat rządzony przez Żydów i komunistów, z Rzeszą w ruinach, Japonią niewątpliwie podporządkowaną Rosji, która faktycznie rozciąga się od Atlantyku do Pacyfiku. Ciekawe, czy autor, jakżeż on się nazywa, przedstawia wojnę między Stanami i Rosją? Interesująca książka, myślał. Dziwne, że nikt nie pomyślał o napisaniu czegoś takiego wcześniej.

To powinno pomóc nam zrozumieć, ile mamy szczęścia. Mimo oczywistych minusów… Moglibyśmy wylądować znacznie gorzej. Ta książka daje nam wielką lekcję moralną. To prawda, rządzą tu Japończycy, a my jesteśmy narodem pokonanym. Ale trzeba patrzeć przed siebie, trzeba budować. Rodzą się z tego wielkie rzeczy, takie jak kolonizacja planet.

Przyszło mu do głowy, że w radiu powinien być dziennik. Usiadłszy włączył odbiornik. Może wiadomo już, kto jest kanclerzem Rzeszy. Czuł podniecenie i ciekawość. Ten Seyss-Inquart wydaje mi się najbardziej dynamiczny. Daje największą szansę realizacji śmiałych planów.

Szkoda, że nie mogę tam być, myślał. Może któregoś dnia będę dość bogaty, żeby wybrać się do Europy i zobaczyć wszystko, co tam zrobiono. Żal byłoby to przegapić i tkwić tu na Zachodnim Wybrzeżu, gdzie nic się nie dzieje. Historia nas omija.

8

O ósmej rano Freiherr Hugo Reiss, konsul Rzeszy w San Francisco, wysiadł ze swego Mercedesa-Benza 220E i wszedł dziarsko po schodach konsulatu. Towarzyszyli mu dwaj młodzi pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Drzwi były już otwarte przez innych urzędników ambasady i Reiss wszedł do środka, podniesioną ręką odpowiadając na pozdrowienia dwóch telefonistek, wicekonsula Herr Franka i potem, już w biurze, swojego sekretarza Herr Pferdhufa.

— Freiherr — powiedział Pferdhuf — właśnie odbieramy szyfrogram z Berlina. Jedynka.

Znaczyło to, że wiadomość jest pilna.

— Dziękuję — rzucił Reiss, zdejmując płaszcz i podając go sekretarzowi do powieszenia.

— Dziesięć minut temu dzwonił Herr Kreuz vom Meere. Prosi o telefon.

— Dziękuję. — Reiss usiadł przy małym stoliku pod oknem, zdjął pokrywę z tacy ze śniadaniem, zobaczył talerz z bułką, jajecznicą i kiełbasą, nalał sobie gorącej czarnej kawy ze srebrnego dzbanka i rozłożył poranną gazetę.

Kreuz vom Meere był szefem Sicherheitsdienst na Pacyficzne Stany Ameryki; jego biuro mieściło się, pod innym szyldem, na dworcu lotniczym. Stosunki między Reissem a nim były raczej napięte. Ich prerogatywy zazębiały się w niezliczonych sprawach: niewątpliwie celowa polityka przełożonych w Berlinie. Reiss miał honorowy stopień majora w SS, co technicznie czyniło go podwładnym Kreuza vom Meere. Nominację otrzymał kilka lat temu i od razu zorientował się, o co chodzi, ale nic nie mógł na to poradzić. Do dzisiaj się gotował na myśl o tym.

Gazeta, przywożona o szóstej rano przez Lufthansę, Frankfurter Zeitung. Reiss uważnie przeczytał pierwszą stronę. Von Schirach w areszcie domowym, pewnie już nie żyje. To niedobrze. Göring zaszył się w bazie szkoleniowej Luftwaffe, otoczony doświadczonymi weteranami wojennymi, lojalnymi w stosunku do swego Grubego. Nikt się do niego nie prześliźnie. Żaden morderca z SD. A co z doktorem Goebbelsem?

Zapewne w samym sercu Berlina. Polega jak zawsze na własnym sprycie i zdolności do wykręcania się z każdej sytuacji. Jeżeli Heydrich wyśle oddział egzekucyjny z zadaniem załatwienia go, pomyślał Reiss, Mały Doktor nie tylko im to wyperswaduje, ale pewnie jeszcze przeciągnie ich na swoją stronę. Zatrudni ich w Ministerstwie Propagandy i Oświecenia Publicznego.

Mógł sobie wyobrazić doktora Goebbelsa w tej chwili, w mieszkaniu jakiejś olśniewającej gwiazdy filmowej, lekceważącego oddziały Wehrmachtu wybijające krok na ulicach w dole. Nic nie mogło przestraszyć tego karła. Goebbels uśmiecha się swoim ironicznym uśmieszkiem, nie przestając gładzić lewą ręką biustu czarującej damy, podczas gdy prawą pisze codzienny artykuł do Angriff…

Rozmyślania Reissa przerwało pukanie sekretarza.

— Przepraszam. Dzwoni znowu Kreuz vom Meere.

Reiss wstał, podszedł do biurka i podniósł słuchawkę.

— Reiss. Słucham.

Ciężki bawarski akcent lokalnego szefa SD.

— Są jakieś wiadomości o tym facecie z Abwehry?

Zaskoczony Reiss usiłował się domyślić, o kim mówi Kreuz vom Meere.

— Hmmm — mruknął. — O ile wiem, na Wybrzeżu Pacyfiku przebywają obecnie trzej lub czterej „faceci” z Abwehry.

— Chodzi o tego, który przyleciał Lufthansą w zeszłym tygodniu.

— Aha — powiedział Reiss. Przytrzymując słuchawkę ramieniem, wyjął pudło z papierosami. — Nigdy się tu nie zgłosił.

— Co on robi?

— Bóg mi świadkiem, że nie wiem. Niech pan spyta Canarisa.

— Chciałbym, żeby pan zadzwonił do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, żeby zadzwonili do Urzędu Kanclerskiego i żeby ktoś stamtąd zwrócił się do Admiralicji i zażądał, żeby Abwehra albo zabrała stąd swoich ludzi, albo informowała nas, co oni tu robią.

— A pan nie może tego zrobić?

— Panuje teraz zamieszanie.

Zgubili ślad agenta Abwehry, uznał Reiss. Ktoś ze sztabu Heydricha kazał tutejszej SD mieć go na oku, a on im się wymknął. A teraz chcą, żebym ich ratował.

— Jeżeli się tu pojawi — powiedział — każę komuś się nim zaopiekować. Może pan na to liczyć. — Oczywiście szansa, że tu przyjdzie, była znikoma. Obaj o tym wiedzieli.

— Niewątpliwie używa fałszywego nazwiska — ciągnął Kreuz vom Meere. — My go naturalnie nie znamy. Ma arystokratyczny wygląd. Około czterdziestki. Kapitan. Prawdziwe nazwisko Rudolf Wegener. Jedna z tych starych monarchistycznych rodzin z Prus Wschodnich. Prawdopodobnie popierał von Papena w Systemzeit. — Reiss rozsiadł się wygodniej za biurkiem, słuchając monotonnego głosu Kreuza vom Meere. — Według mnie jedyny sposób na tych monarchistycznych pasożytów to obcięcie budżetu Marynarki, żeby nie mogli sobie pozwalać…

W końcu Reissowi udało się odłożyć słuchawkę. Kiedy wrócił do śniadania, okazało się, że bułka wystygła. Na szczęście kawa była jeszcze gorąca. Popijając kawę wrócił do lektury prasy.

Nie ma temu końca, pomyślał. Ci z SD pracują na trzy zmiany. Dzwonią o trzeciej nad ranem.

Sekretarz Pferdehuf wsunął głowę do gabinetu, zobaczył, że konsul już nie telefonuje, i powiedział:

— Dzwoniło Sacramento bardzo podniecone. Twierdzą, że jakiś Żyd grasuje po ulicach San Francisco. — Obaj się roześmiali.

— W porządku — odezwał się Reiss. — Niech im pan powie, żeby się uspokoili i przysłali nam normalne dokumenty. Coś jeszcze?

— Czytał pan depesze kondolencyjne?

— Są jakieś nowe?

— Kilka. Będą na moim biurku, gdyby zechciał je pan przejrzeć. Wysłałem już odpowiedzi.