Fryzjerka, przypomniała sobie Juliana. Spojrzawszy w dół zobaczyła, że nie ma nic na sobie; kobieta miała rację.
— Joe — powiedziała. — Oni nie chcą mnie wypuścić. — Znalazła łóżko, znalazła swoją walizkę, otworzyła, wyrzuciła zawartość. Bielizna, potem bluzka, spódnica… pantofle na niskim obcasie. — Kazali mi wrócić — powiedziała. Znalazłszy grzebień, pośpiesznie uczesała i wyszczotkowała włosy. — Co za przeżycie! I ta kobieta była tuż pod drzwiami, właśnie chciała pukać. — Poszła poszukać lustra. — Czy tak jest lepiej? — Lustro w szafie; obracając się, sprawdzała sylwetkę, stanęła na palcach. — Jestem tak zażenowana — powiedziała, spoglądając w stronę Joe — że sama nie wiem, co robię. Musiałeś mi coś dać. Zamiast mi pomóc, tylko mi zaszkodziło.
Wciąż siedząc na podłodze i przyciskając szyję, Joe powiedział:
— Słuchaj. Jesteś bardzo dobra. Przecięłaś mi aortę. Arterię szyjną.
Zachichotała, przesłaniając usta dłonią.
— O Boże, jaki ty jesteś śmieszny. Zawsze przekręcasz słowa. Aortę ma się w piersi. Chcesz chyba powiedzieć tętnicę.
— Jak puszczę, wykrwawię się w ciągu dwóch minut. Dobrze wiesz. Więc sprowadź mi jakąś pomoc, wezwij lekarza albo karetkę. Rozumiesz mnie? Czy zrobiłaś to naumyślnie? Widocznie tak. W porządku, zadzwoń albo sprowadź kogoś.
Po namyśle powiedziała:
— Zrobiłam to naumyślnie.
— Dobrze — powiedział. — Tak czy inaczej sprowadź kogoś. Zrób to dla mnie.
— Idź sam.
— Nie zatamowałem upływu całkowicie. — Zobaczyła, że krew przecieka mu między palcami, spływa po ręce. Kałuża na podłodze. — Boję się ruszyć. Muszę tu zostać.
Włożyła nowy płaszcz, zamknęła nową skórzaną torebkę ręcznej roboty, wzięła walizkę i tyle swoich paczek, ile zdołała unieść; zwłaszcza upewniła się, czy ma duże pudło z niebieską włoską sukienką. Otwierając drzwi na korytarz, obejrzała się na niego. — Może powiem tym na dole w recepcji.
— Zrób tak.
— Dobrze. Powiem im. Nie szukaj mnie w moim mieszkaniu w Canon City, bo ja już tam nie wrócę. Mam większość twoich niemieckich pieniędzy, więc mimo wszystko jestem w dobrej sytuacji. Do widzenia i przepraszam. — Zatrzasnęła drzwi i pobiegła korytarzem, ściskając walizkę i pakunki.
Przy windzie pomogli jej elegancko ubrany starszy businessman i jego żona; wzięli od niej pakunki i w hallu na dole oddali boyowi.
— Dziękuję państwu — powiedziała Juliana.
Kiedy boy wyniósł bagaże przed hotel, znalazła pracownika hotelu, który wytłumaczył jej, jak dostać się do samochodu. Wkrótce stała w chłodnym, betonowym garażu w podziemiach czekając, aż inny pracownik sprowadzi jej Studebakera. W torebce znalazła pieniądze różnych wartości; dała napiwek i po chwili wyjeżdżała żółto oświetloną rampą na ciemną ulicę z samochodami, blaskiem reflektorów i neonowych reklam.
Umundurowany portier osobiście ułożył jej walizkę i pakunki w bagażniku, uśmiechając się tak sympatycznie, że dała mu na odjezdnym olbrzymi napiwek. Nikt nie próbował jej zatrzymać i to ją zdumiało. Nikt nie okazał najmniejszego zdziwienia. Widocznie są pewni, że on zapłaci, pomyślała. Albo już zapłacił, z góry.
Kiedy czekała wśród innych samochodów na zmianę świateł, przypomniała sobie, że nie powiedziała w recepcji o Joe, który siedzi na podłodze i potrzebuje lekarza. Wciąż tam czeka, może tak czekać do końca świata albo do przyjścia sprzątaczki. Lepiej wrócę, uznała, albo zatelefonuję. Zatrzymam się przy budce telefonicznej.
Jakie to głupie, myślała szukając miejsca, gdzie by mogła zatrzymać się i zatelefonować. Kto by pomyślał jeszcze godzinę temu? Kiedy meldowaliśmy się w hotelu, kiedy robiliśmy zakupy… niedużo brakowało, a przebralibyśmy się i poszli na obiad; może nawet poszlibyśmy do nocnego klubu. Stwierdziła, że znowu płacze. Łzy kapały jej z nosa na bluzkę. Szkoda, że nie poradziłam się wyroczni, ostrzegłaby mnie. Dlaczego tego nie zrobiłam? Miałam tyle okazji, żeby zapytać, w czasie podróży, nawet jeszcze przed wyjazdem. Zaczęła bezwiednie pojękiwać; ten dźwięk, którego nigdy u siebie nie słyszała, przeraził ją, ale nie potrafiła go zdusić mimo zaciskania zębów. Upiorne zawodzenie, śpiew, kwilenie, wydobywające się przez nos.
Zjechała na bok i siedziała, nie wyłączając silnika, drżąc, z rękami w kieszeniach płaszcza. Jezu Chryste, powiedziała sama do siebie żałośnie. Cóż, widocznie takie rzeczy się zdarzają. Wysiadła z wozu i wyciągnęła z bagażnika walizkę; na tylnym siedzeniu otworzyła ją i ryła wśród ubrań i butów, aż znalazła dwa tomy wyroczni. Tam, na tylnym siedzeniu samochodu, przy włączonym silniku, zaczęła rzucać trzema dziesięciocentówkami, korzystając ze świateł pobliskiego domu towarowego. Co mam robić?
Heksagram czterdziesty drugi. Wzrost, z liniami ruchomymi na drugiej, trzeciej, czwartej i górnej pozycji; zatem przejścia do heksagramu czterdziestego trzeciego. Przełom. Rzuciła się żarłocznie na tekst, chwytając kolejne fazy znaczenia, układając je w umyśle i pojmując. O Jezu, tekst odpowiadał sytuacji idealnie: jeszcze jeden cud. Ma przed oczami wszystko, co się zdarzyło, w postaci schematu, planu.
Działanie.
Przynosi korzyść.
Korzystne jest przebycie wielkiej wody.
Wyprawa. Jechać i zrobić coś ważnego, nie siedzieć na miejscu. Teraz linie ruchome. Szukała, poruszając wargami.
Dziesięć par żółwi nie może mu stawić czoła.
Stały wysiłek przynosi szczęście.
Król przedstawia go Bogu.
Teraz szóstka w trzeciej linii. Czytając, poczuła zawrót głowy.
Wzbogacenie przez przeciwności losu.
Nie ma winy, jeżeli jest szczery.
Idzie środkiem.
I zgłasza się z pieczęcią do księcia.
Książę… to musi być Abendsen. Pieczęć to nowy egzemplarz jego książki. Przeciwności losu: wyrocznia wie, co się jej przydarzyło, o tej okropności z Joe, czy jak on się tam nazywa. Przeczytała szóstkę na czwartym miejscu.
Jeżeli pójdziesz środkiem
I zgłosisz się do księcia,
On pójdzie za tobą.
Muszę tam pojechać, uświadomiła sobie Juliana, nawet jeżeli Joe miałby pojechać za mną. Rzuciła się na ostatnią ruchomą linię, dziewiątka na górze.
On nie wzbogaca nikogo.
Ktoś nawet zadaje mu cios.
Jego serce nie jest stałe.
Niepowodzenie.
O, Boże, pomyślała; mowa o mordercy, ludziach z gestapo. Wyrocznia mówi mi, że Joe, albo ktoś taki jak on, pojedzie tam i zabije Abendsena. Szybko, przeskoczyła do heksagramu czterdziestego trzeciego. Osąd:
Należy zdecydowanie ujawnić sprawę
Na dworze króla.
Musi być ogłoszona zgodnie z prawdą. Niebezpieczeństwo.
Należy koniecznie zawiadomić swoje miasto.
Walka zbrojna nie jest wskazana,
Ale należy podjąć jakieś działanie.
Więc nie ma po co wracać do hotelu i upewniać się co do Joe; to beznadziejne, ponieważ będą też inni wysłannicy. Po raz drugi, z jeszcze większym naciskiem, wyrocznia mówi: jedź do Cheyenne i ostrzeż Abendsena, bez względu na własne bezpieczeństwo. Mam przynieść mu prawdę.
Zamknęła książkę.
Usiadłszy z powrotem za kierownicą, włączyła się w ruch. Wkrótce znalazła drogę z centrum Denver do głównej autobahny idącej na północ; jechała z maksymalną szybkością, aż z silnika wydobywał się dziwny, wibrujący odgłos, wprawiający w drżenie kierownicę, siedzenie i schowek, w którym wszystko grzechotało.