Griffin obrzucił krótkim, taksującym spojrzeniem Rogera Torrawaya. Torraway odchrząknął, lecz nie powiedział nic. Wydawało się, że nie ma nic do powiedzenia.
Griffin rzekł:
— Co pan mi chce powiedzieć, Freeling?
— Tylko to, co powiedziałem. Mówię panu, co jest źle, do kogoś innego należy powiedzieć panu, jak to naprawić. Moim zdaniem tego nie można naprawić. To znaczy, na pewno nie medycznie. Dostajemy mózg — Willy’ego czy Rogera. Ukształtowany jako radioodbiornik. I wpuszczamy do niego obrazy telewizyjne. Ten mózg nie umie sobie z nimi poradzić.
Cały ten czas Brad gryzmolił coś na kolanie, podnosząc od czasu do czasu wzrok z wyrazem zainteresowania. Teraz znowu opuścił spojrzenie na swój notatnik, zapisał coś, przyjrzał się temu z namysłem, znowu pisał, skupiając na sobie uwagę wszystkich. Wreszcie odezwał się zastępca dyrektora:
— Brad? Wygląda na to, że piłka jest po twojej stronie siatki.
Brad podniósł oczy i uśmiechnął się.
— Właśnie nad tym pracuję — rzekł.
— Czy zgadzasz się z doktorem Freelingiem?
— Bez zastrzeżeń. On ma rację. Nie możemy wprowadzać nie obrobionych sygnałów do układu nerwowego, który nie ma wyposażenia do ich przetwarzania i tłumaczenia. Takich mechanizmów nie ma w mózgu, w niczyim, chyba żebyśmy wzięli jakiegoś noworodka i tak mu przestawili mózg, żeby potrafił wytworzyć to, czego potrzebuje.
— Czy pan nam proponuje zaczekać na nową generację astronautów? — zapytał Griffin.
— Nie. Proponuję wbudowanie Rogerowi obwodów przetwarzania. Nie same wejścia czuciowe. Filtry, translatory — metody interpretacji sygnałów, obrazu z różnej długości fal w widmie, kinestetycznego czucia nowych mięśni wszystkiego. Słuchajcie uważnie — rzekł — pozwolicie, że przytoczę nieco historii. Czy ktoś z państwa słyszał o McCullochu i Lettvinie i żabim oku? — Rozejrzał się po sali. — Oczywiście, Jon, ty słyszałeś, i może jeszcze paru innych. Najlepiej, jak trochę opowiem o tym. Układ percepcyjny żaby — nie tylko oko, wszystkie części układu postrzegania — odcedza to, co nieistotne. Gdy przed okiem żaby poruszy się robak, oko postrzeże go, nerwy przekażą informację, mózg zareaguje na nią i żaba zje robaka. Kiedy przed żabą poruszy się jakiś listek, ona go nie zje. Żaba nie decyduje się nie zjeść listka. Ona go nie widzi. Obraz powstaje w oku, zgoda, lecz informacja ulega odrzuceniu, zanim dotrze do mózgu. Mózg w ogóle sobie nie uświadomił tego, co zobaczyło oko, bo mu to nie — jest potrzebne. Świadomość faktu obecności czy nieobecności liścia przed jej nosem jest po prostu bez znaczenia dla żaby.
Roger łowił te słowa z ogromnym zainteresowaniem, ale z mniejszym jakby zrozumieniem.
— Chwileczkę — przerwał. — Ja jestem bardziej skomplikowany… to znaczy, człowiek jest znacznie bardziej skomplikowany niż żaba. Skąd możesz wiedzieć, co ja „potrzebuję” widzieć?
— To, co potrzebne do przeżycia, Róg. Mamy sporo danych od Willy’ego. Myślę, że potrafimy to zrobić.
— Dzięki. Wolałbym, żebyś miał ciut więcej pewności.
— Och, mam całkowitą pewność — rzekł Brad z szerokim uśmiechem. — To mnie tak zupełnie nie zaskoczyło.
Ze ściśniętym gardłem i cienkim głosem Torraway rzekł:
— Chcesz powiedzieć, że dałeś Willy’emu drogę wolną i…
— Nie, Roger! Daj spokój! Willy był tak samo moim przyjacielem. Margines bezpieczeństwa wydawał mi się na tyle szeroki, że byłem przekonany, że przynajmniej utrzymamy Willy’ego przy życiu. Pomyliłem się i żal mi go nie mniej niż tobie, Roger. Ale wszyscy liczyliśmy się z ryzykiem, że te układy nie będą działały prawidłowo, że będziemy musieli je dopracować.
— Tego — rzekł ponuro Griffin — nie stawialiście tak jasno w sprawozdaniach z postępu prac. — Zastępca dyrektora otworzył już usta, lecz Griffin pokręcił głową. — Wrócimy do tej sprawy innym razem. Co dalej, Bradley? Zamierza pan odsiać część informacji?
— Nie tak zwyczajnie odsiać. Pośredniczyć w ich przenoszeniu. Przełożyć je na formę strawną dla Rogera.
— A co z poglądem Torrawaya, że człowiek jest skomplikowany bardziej od żaby? Czy kiedykolwiek robił pan coś takiego z ludźmi?
Nieoczekiwanie Bradley wyszczerzył zęby w uśmiechu; był na to przygotowany.
— W rzeczy samej, owszem. Jeszcze jako doktorant jakieś sześć lat temu, nim tu przyszedłem. Wyrabialiśmy czwórce ochotników odruch Pawłowa. Świeciliśmy im ostrym światłem w oczy, a jednocześnie dzwonił elektryczny dzwonek o częstotliwości trzydziestu uderzeń na sekundę. Rzecz jasna, że kiedy zaświecimy komuś ostrym światłem w oczy, zwężają mu się źrenice. Jest to niezależne od woli. Nikt tego nie uda. To reakcja na światło, nic innego, jak zwykła wynikająca z ewolucji zdolność chronienia oka przed bezpośrednim światłem słonecznym. Ten rodzaj reakcji związanej z autonomicznym układem nerwowym trudno jest uwarunkować w ludzkich istotach. Ale nam się udało. Jak już się przyjmie, to jest utrwalona bardzo mocno. Po… — myślę, że było to po trzystu próbach na osobę — mieliśmy wyrobiony odruch warunkowy. Wystarczyło tylko włączyć dzwonek, a źrenice tych ludzi kurczyły się do rozmiarów łebka szpilki. Czy jak dotąd wszystko jest dla pana jasne?
— Tyle jeszcze pamiętam ze studiów, żeby wiedzieć o odruchach Pawłowa. Elementarne rzeczy — powiedział Griffin.
— Otóż dalszy ciąg nie jest już elementarny. Podłączyliśmy się do nerwu słuchowego i dało się mierzyć faktyczny sygnał płynący do mózgu: dzyń-dzyń-dzyń, trzydzieści uderzeń na sekundę, widzieliśmy to na oscyloskopie. I wówczas zmieniliśmy dzwonek. Wzięliśmy taki, który dzwonił z częstotliwością dwudziestu czterech uderzeń na sekundę. Może zgadnie pan, co się stało?
Nie było odpowiedzi. Brad uśmiechnął się.
— Oscyloskop dalej rejestrował trzydzieści uderzeń na sekundę. Mózg słyszał coś, czego w rzeczywistości nie było. Zatem, widzi pan, że nie tylko w żabach zachodzi tego rodzaju pośrednictwo. Człowiek postrzega świat w przetrawionej uprzednio formie. Samo doprowadzenie bodźców kasuje i przegrupowuje informacje. Otóż, co zamierzam zrobić tobie, Roger — powiedział dobrodusznie — zamierzam ci pomóc odrobinę w interpretacji. Niewiele da się zrobić z twoim mózgiem. Dobry czy zły, jesteśmy na niego skazani. Jest masą szarej substancji o strukturze ograniczającej pojemność i nie możemy napompowywać go dowolną ilością informacji zmysłowych. Jedynym odcinkiem, na którym możemy popracować, jest interfejs — zanim one dojdą do mózgu.
Griffin plasnął otwartą dłonią w stół.
— Wyrobimy się w terminie okna? — huknął.
— Głowy nie dam, ale spróbuję — powiedział jowialnie Brad.
— Głowy nie dasz, ale oberwiesz po dupie, chłopcze, jeśli to kupimy i nic z tego nie wyjdzie.
Jowialność zniknęła z twarzy Brada.
— A co mam panu powiedzieć?
— Masz mi powiedzieć, jakie mamy szansę! — warknął Griffin.
Brad bił się z myślami.
— Nie gorsze niż przy postawieniu na pewniaka — powiedział wreszcie.
— No to — rzekł Griffin, uśmiechając się na koniec — bomba w górę.
Postawienie na pewniaka — myślał Roger w drodze do swego gabinetu — nie jest złym zakładem. Oczywiście to zależy od stawek. Zwolnił czekając, aż Brad go dogoni.
— Brad — powiedział — jesteś całkiem pewny tego, co mówiłeś?