— Ja to wszystko wiem — rzekła bezradnie. — Cóż mogę ci powiedzieć?
— Możesz mi powiedzieć, że będziesz dla mnie dobrą żoną! — ryknął.
Wystraszył ją, zapomniał, co może jego głos. Rozpłakała się. Wyciągnął rękę, żeby ją pogłaskać, po czym pozwolił opaść ręce. Co to da? O Jezu — pomyślał. — Ale bigos! Jedyną pociechę znajdował w tym, że rozmowa toczyła się tutaj, w zaciszu ich domowego ogniska, spontanicznie i bez świadków. Byłaby nie do zniesienia w czyjejkolwiek obecności, ale my, rzecz jasna, rejestrowałyśmy każde słowo.
Dwanaście
Dwie Symulacje i jedna rzeczywistość
Miedzianopalcy Roger wysadził więcej niż jeden bezpiecznik topikowy. Spowodował zwarcie w całej skrzynce bezpieczników automatycznych. Trzeba było dwudziestu minut na przywrócenie świateł.
Na szczęście 3070 miał rezerwowe zasilanie pamięci, toteż rdzenie nie uległy skasowaniu. Przeinaczone zostały operacje w toku. Wszystkie trzeba było powtórzyć. Automatyczny nadzór nie działał jeszcze długo po zniknięciu Rogera.
O tym, co zaszło, jako jedna z pierwszych dowiedziała się Sulie Carpenter, która w gabinecie sąsiadującym z pomieszczeniem komputera ucinała sobie krótką drzemkę w oczekiwaniu na zakończenie symulacji Rogera. Nie doczekała się. Obudziły ją dzwonki alarmowe sygnalizujące przerwę w przetwarzaniu informacji. Pogasły rzęsiste świetlówki i tylko czerwone żaróweczki pałały nikłą rozpaczliwą łuną.
Pierwszą jej myślą była drogocenna symulacja. Spędziła dwadzieścia minut przy programatorach, studiując częściowy wydruk w nadziei, że wszystko będzie w porządku, nim zrezygnowała i popędziła do gabinetu Verna Scanyona. Tu właśnie wtedy dowiedziała się, że Roger nawiał. Wtedy też przywrócono dopływ prądu, który popłynął, kiedy Sulie przeskakując po dwa stopnie naraz zbiegała ze schodów przeciwpożarowych. Scanyon już wydzwaniał zwołując na pilne zebranie tych, których zamierzał obwinie. O Rogerze dowiedziała się Sulie od Klary Bly; w miarę jak ludzie schodzili się do gabinetu, informowano ich na bieżąco jednego po drugim. Z ważniejszych osób brakowało tylko Dona Kaymana, którego zastali przed telewizorem w jego duchownym kolegium. Katarzyna Doughty przybyła na górę z mieszczącego się w podziemiach gabinetu fizykoterapii i przywlokła za sobą Brada; był cały wilgotny i różowiutki jak prosiaczek; akurat usiłował godziną sauny zastąpić całonocny sen. Freeling przebywał na Merritt Island, ale nie był specjalnie potrzebny; pół tuzina innych wkroczyło i z przygnębieniem bądź z niepokojem klapnęło na skórzane fotele wokół stołu konferencyjnego. Scanyon zdążył już wysłać w powietrze wojskowy helikopter obserwacyjny na przeszukiwanie całego rejonu wokół Instytutu. Kamery telewizyjne helikoptera omiatały autostradę, drogi dojazdowe, parkingi, pola uprawne i prerię, wyświetlając wszystko, co widzą, na ściennym ekranie telewizyjnym w końcu sali. Siły policyjne Tonki zostały postawione w stan pogotowia — miały wypatrywać dziwnej, podobnej do diabła istoty uganiającej się po okolicy z prędkością siedemdziesięciu kilometrów na godzinę, która ściągnęła burzę na głowę sierżanta dyżurnego w Tonce. Popełnił on fatalny błąd. Zapytał funkcjonariusza bezpieki Instytutu, czy pił. Dziesięć sekund później, mając przed oczami wizję zdzierania zelówek na patrolowaniu Kiski, sierżant zawiadamiał przez policyjną radiostację wszystkie wozy i piesze patrole policyjne. Policja otrzymała rozkaz nie aresztowania Rogera, nawet nie zbliżania się do niego. Mieli go tylko znaleźć. Scanyon, rzecz jasna, chciał mieć kozła ofiarnego.
— Pan za to odpowiada, doktorze Ramez — warknął na głównego. psychoanalityka. — Pan i major Carpenter. Jak mogliście dopuścić do tego, żeby Torrawayowi udało się przeprowadzić tego rodzaju akcje bez żadnego ostrzeżenia?
Ramez rzekł pojednawczo:
— Generale, mówiłem panu, że Roger jest niezrównoważony na punkcie swojej żony. Dlatego właśnie poprosiłem o kogoś takiego jak Sulie. Dla jego libido potrzebny był inny obiekt, ktoś bezpośrednio związany z programem…
— Ale nic z tego nie wyszło, co?
Sulie przestała słuchać. Wiedziała bardzo dobrze, że jest następna w kolejce, ale czuła, że musi pomyśleć. Patrzyła na filmowany z helikoptera obraz ponad biurkiem Scanyona. Przedstawiony był w formie diagramu: drogi jako linie zielem, pojazdy — niebieskie punkty, budynki — żółte. Nieliczni piesi — jaskrawoczerwone. Gdyby teraz któraś z tych czerwonych kropek zaczęła się nagle poruszać z prędkością niebieskiego pojazdu, byłby to Roger. Ale Roger miał mnóstwo czasu, żeby dotrzeć znacznie dalej, poza obszar będący w zasięgu helikoptera.
— Niech pan im każe przeszukać miasto, generale — powiedziała nagle.
Generał spojrzał spode łba, lecz podniósł słuchawkę i wydał polecenie. Nie dane mu było jej odłożyć — miał na linii połączenie, którego nie mógł nie przyjąć.
Telly Ramez podniósł się z fotela przy dyrektorze i przeszedł naokoło do Sulie Carpenter. Nie podniosła oczu znad poskładanego zapisu symulacji. Czekał cierpliwfe.
Do dyrektora dzwonił prezydent Stanów Zjednoczonych. Nawet gdyby nie zobaczyli maleńkiej twarzy Dasha wyłaniającej się z ekranu na dyrektorskim biurku, poznaliby to po kroplach potu spływających po skroniach Scanyona. Głos dochodził niewyraźnie.
— …rozmawiałem z Rogerem i wydawał się… nie wiem, jakby zobojętniały. Przemyślałem to, Vern, i postanowiłem do ciebie zadzwonić. Czy u was wszystko w porządku?
Scanyon przełknął ślinę. Rozejrzał się po twarzach wokół stołu i z nagła rozłożył płatki osłony dźwiękochłonnej telefonu; obraz skurczył się do rozmiarów zwykłego znaczka pocztowego. Głos rozpłynął się w nicość, ponieważ dźwięk był przekazywany do głośnika parabolicznego, skierowanego prosto na głowę Scanyona, zaś płatkopodobne osłony pochłaniały słowa generała. Mimo wszystko zebrani na sali nie mieli żadnych trudności z nadążeniem za tokiem rozmowy, która niezwykle czytelnie zapisywała się na twarzy Scanyona.
Sulie podniosła wzrok znad transkrypcji na Telly’ego Rameza.
— Przerwijcie mu rozmowę — powiedziała gorączkowo. — Wiem, gdzie jest Roger.
— W mieszkaniu swojej żony — rzekł Ramez.
Potarła znużonym ruchem oczy.
— Chyba nie potrzebowaliśmy do tego symulacji, co? Przepraszam, Telly. Zdaje się, że nie miałam go na haczyku tak mocno, jak mi się wydawało.
Oboje mieli rację, oczywiście; wiedziałyśmy o tym od pewnego czasu. Jak tylko Scanyon rozłączył się z prezydentem, zadzwonił urząd bezpieczeństwa z informacją, że mikrofony podsłuchowe w sypialni Dorki wychwyciły odgłosy włażenia Rogera przez okno.
Małe, żółtawe oczka Scanyona były bliskie łez.
— Dajcie dźwięk na głośnik — zarządził. — I dom Rogera na ekran.
Po czym przerzucił telefon na linię zewnętrzną i wykręcił numer Dorki. Z głośnika dobiegł dźwięk jednego dzwonka, następnie zgrzyt metalu i bezbarwny cyborgowy głos Rogera wychrypiał:
— Halo?
A w chwilę później, łagodniej, lecz równie bezbarwnie:
— Jezu.
Scanyon oderwał słuchawkę od głowy i potarł ucho.
— Co się, do diabła, stało? — zapytał.
Nie uzyskawszy odpowiedzi na to retoryczne pytanie, odłożył delikatnie słuchawkę.
— Jest jakiś sygnał uszkodzenia — oznajmił.