Выбрать главу

Zabrał się w związku z tym ze testowanie miejscowych owoców, zbóż i jarzyn. Liczne ich odmiany okazały się jadalne i o odżywczych własnościach. Kiedy jednak zaczął je jeść, dostał silnej wysypki na tle alergicznym. Dzięki starannemu smarowaniu maścią udało mu się pozbyć alergii i rozpoczął badania, szukając rośliny, która go uczuliła. Ale kiedy zamierzał sprawdzić wyniki, zbliżył się robot i przez nieuwagę stłukł probówki, rozlewając przy tym wszystkie odczynniki, jakie posiadali.

Pczccveral musiał zatem kontynuować doświadczenia na sobie samym. W efekcie wyeliminował jeden rodzaj jagód i dwa okazy warzyw jako nie nadające się dla niego do spożycia.

Ale ogólnie owoce były doskonałe, a z miejscowych zbóż dawało się upiec świetny chleb. Perceveral nazbierał ziarna i w porze późnej thetańskiej wiosny polecił robotowi zaorać pole i zasiać ziarno.

Robot pracował niezmordowanie na nowych polach, podczas gdy Perceveral zajął się przeszukiwaniem okolicy. Odnalazł kawałki wygładzonej skały, na których były wyskrobane jakieś znaki wyglądające na cyfry, a nawet kreskowe obrazki drzew, chmur i szczytów górskich. Doszedł do wniosku, że musiały tu niegdyś mieszkać jakieś istoty inteligentne. Całkiem prawdopodobne, że nadal zamieszkują one niektóre rejony planety. Nie miał jednak czasu ich szukać.

Kiedy sprawdził bowiem pola, stwierdził, że robot posiał ziarno o wiele za głęboko, choć Perceveral zaprogramował mu odpowiednie instrukcje. Te ziarna zostały zmarnowane i następne Perceveral posiał własnoręcznie.

Zbudował też drewniany barak dla siebie oraz szopy, do których przeniósł zapasy z butwiejących namiotów. Pomału przygotowywał się do zimy. I pomału nabierał podejrzeli, że robot zaczyna się zużywać.

Wielka czarna maszyna wieloczynnościowa jak i przedtem wykonywała swoje zadania. Ale jej ruchy stawały się coraz bardziej niezręczne i coraz czyściej urywała siły w sposób niekontrolowany. Ciężkie słoje pękały w jej uścisku, narzędzia łamały się. Perceveral zaprogramował robota, aby opielił pola, ale w tym samym czasie gdy jego race wyrywały chwasty, ogromne, płaskie stopy rozdeptywały kiełkujące zboże. A kiedy szedł narąbać drewna do ogniska, zazwyczaj przy okazji łamał trzonek siekiery. Drewniany barak drżał, kiedy robot wchodził do środka, a drzwi czasami wylatywały z zawiasów.

Perceverala bardzo martwiło psucie się robota. Nie był w stanic zreperować go, ponieważ został on trwale zapieczętowany i mogli go naprawić wyłącznie technicy z fabryki, wyposażeni w specjalne narzędzia, czyści zamienne, a przede wszystkim wiedzę. Perceveral mógł tylko wyłączyć robota, ale wtedy zostałby zupełnie sam.

Dawał wiec mu coraz prostsze zadania i coraz więcej pracy wykonywał samodzielnie. Ale robot nadal działał coraz gorzej. Aż któregoś wieczoru, kiedy Perceveral jadł obiad, robot nagle zachwiał się nad piecykiem węglowym i potrąciwszy garnek, wyrzucił w powietrze gotujący się ryż.

Bogatszy o nowo nabyte umiejętności radzenia sobie, Perceveral uchylił się na bok i wrząca masa wylądowała mu na ramieniu, a nie na twarzy.

Ale tego było już zbyt wiele. Robot stał się niebezpiecznym towarzyszem. Opatrzywszy ranę Perceveral postanowił wyłączyć robota i kontynuować swoją misję samotnie. Zdecydowanym głosem wydał maszynie polecenie samowyłączenia.

Robot popatrzył na niego bez wyrazu i nadal nieustannie wiercił się po baraku, nie reagując na ten najbardziej elementarny rozkaz dla robotów.

Perceverał wydał polecenie ponownie. Robot pokręcił przecząco głową i zaczął układać w stosik drewno na podpałkę.

Coś było nie tak. Perceveral uznał więc, że musi wyłączyć robota ręcznie. Ale na gładkiej, czarnej powierzchni maszyny nie było ani śladu wyłącznika. Mimo to Perceveral wziął narzędzia i zaczął zbliżać się do robota.

Ze zdumieniem zauważył jednak, że maszyna, unosząc obronnym gestem ręce, odsuwa się od niego.

— Stój spokojnie! — krzyknął Perceveral.

Robot cofał się, póki nie wylądował plecami na drewnianej ścianie.

Perceveral zawahał się, rozmyślając nad tym, co mogło się stać. Maszyny nie mogły być nieposłuszne. A gotowość do autodestrukcji dokładnie programowano w każdym modelu obdarzonych intelektem urządzeń.

Zbliżył się do robota, zdecydowany za wszelką cenę jakoś go wyłączyć. Robot wyczekał chwili, aż Perceveral podszedł całkiem blisko, po czym zamierzył się nań swoją potężną pięścią. Perceveral uchylił się przed ciosem i rzucił kluczem francuskim w kinestetyczną antenę robota. Robot szybko wciągnął antenkę i zamachnął się ponownie. Tym razem jego pięść trafiła Perceverala w żebra.

Zwiadowca upadł na ziemię, a robot stanął nad nim, świecąc czerwonymi komórkami ocznymi, rytmicznie zaciskając i otwierając palce. Perceveral zamknął oczy i czekał na cios ostateczny. Ale maszyna odwróciła się i wyszła z baraku, wyrywając przy okazji zamek z drzwi.

Po kilku minutach z podwórza dobiegły odgłosy świadczące, że robot — jak zwykle — rąbie drewno i układa je w stosy.

Perceveral obandażował sobie bok. Robot skończył pracę i wrócił po następne instrukcje. Łamiącym się głosem zwiadowca posłał go po wodę do odległego źródła. Robot wyszedł, nie przejawiając już żadnych oznak agresji. Perceveral dowlókł się do baraku telekomunikacyjnego.

— Nie trzeba było próbować go wyłączać oświadczył Haskell, usłyszawszy, co się stało. — On nie ma wbudowanego rozkazu autodestrukcji. Czy to nie było dla pana oczywiste? Dla własnego bezpieczeństwa proszę więcej już nie próbować.

— Ale dlaczego?

— Ponieważ, jak się pan zapewne domyśla, robot działa jako nasz kontroler pańskiego zachowania.

— Nic rozumiem. Po co kontrolujecie moje zachowanie?

— Czy muszę panu to wszystko tłumaczyć od nowa? — spytał znużonym głosem Haskell. — Został pan zatrudniony jako zwiadowca o minimalnej zdolności przetrwania. Nic przeciętnej. Ani doskonałej. Minimalnej.

— Tak, ale…

— Proszę pozwolić mi dokończyć. Czy przypomina pan sobie, jaki pan był przez trzydzieści cztery lata na Ziemi? Nieustannie nękały pana jakieś wypadki, choroby i ogólnie miał pan pecha. Tego właśnie oczekiwaliśmy na Thecie. Ale pan się zmienił, panie Perceveral.

— W każdym razie z cały pewnością starałem się zmienić.

— To naturalne. Spodziewaliśmy się tego. Większość naszych zwiadowców o minimalnej zdolności przetrwania zmienia się. W nowych warunkach i mając szansę zaczynać wszystko od nowa biorą się w garść jak nigdy przedtem. Ale my przecież nie to badamy, musimy więc jakoś rekompensować sobie te przemiany. Widzi pan, koloniści nie zawsze przybywają na nową planetę z zamiarem samodoskonalenia. I w każdej kolonii zdarzają się niezdary, nie mówiąc o starcach, niedołęgach, osobnikach niedorozwiniętych, głupcach, niedoświadczonych dzieciach i tak dalej. Nasze normy minimalnego przetrwania są gwarancja że wszyscy oni będą mieli szansę. Czy teraz zaczyna pan rozumieć?

— Tak sądzę.

— To dlatego potrzebna nam kontrola pańskiego zachowania; żeby powstrzymać pana od osiągnięcia przeciętnej albo nawet ponadprzeciętnej zdolności przetrwania, ponieważ nie taką testujemy.

— Dlatego robot… — zaczął Perceveral ponuro.

— Właśnie. Robot został zaprogramowany tak, żeby sprawdzać pański zdolność do przeżycia. Reaguje na pana. Jak długo mieści się pan w ramach pańskiej, wcześniej określonej kategorii niekompetencji, robot współpracuje z panem. Ale kiedy pan robi postępy, staje się bardziej przystosowany do życia i mniej podatny na wypadki, zachowanie robota ulega pogorszeniu. Zaczyna łamać rzeczy, które pan powinien połamać, podejmuje złe decyzje, które pan powinien podejmować…