Выбрать главу

– To wszystko?

– Przecież nikt jej tam nie znajdzie.

– Zawodowiec raczej sobie z tym poradzi.

– A co twoim zdaniem mam zrobić? Dać jej całodobową ochronę? Popatrz na te akta, Davy! Jestem dosłownie zawalony tym śmieciem. Uważam się za szczęściarza, jeśli noc minie bez nowego trupa.

– Zawodowcy nie zostawiają świadków – przypomniał mu David.

– Nie wiadomo, czy to zawodowiec. Poza tym sam wiesz, jak u nas ze wszystkim krucho. Tylko popatrz na ten syf! – Ze złością kopnął biurko. – Ma co najmniej dwadzieścia lat i jest zżarte przez korniki. Że już nie wspomnę o przestarzałym komputerze. Jak mi zależy na czasie, wysyłam odciski palców do Kalifornii, żeby je sprawdzili w rejestrze. – Sfrustrowany, klapnął na swój dwudziestoletni fotel. – Posłuchaj, Davy. Jestem przekonany, że pani doktor będzie bezpieczna. Chciałbym dać ci gwarancję, ale sam wiesz, jak to jest.

Jasne, pomyślał David, wiem aż za dobrze. Niektóre aspekty pracy policji się nie zmieniały. Zbyt wiele potrzeb, za mały budżet. Sam nie wiedział, kiedy zaczął sobie wmawiać, że interesuje się tą sprawą wyłącznie jako prawny przedstawiciel strony pozywającej; w końcu zadawanie pytań należy do jego podstawowych obowiązków. Musiał się upewnić, czy w świetle nowych faktów sprawa, którą prowadzi, nie zmieni charakteru. Jednak im dłużej przekonywał siebie do tej wersji, tym częściej wyobraźnia podsuwała mu obraz osamotnionej i bezradnej Kate w szpitalnym łóżku.

Chciał wierzyć, że Pokie właściwie ocenił sytuację.

Z doświadczenia wiedział, że jest dość kompetentny. Lecz z drugiej strony miał świadomość, że nawet najlepsi policjanci czasami się mylą. Pech chciał, że stróże prawa i lekarze mają jedną wspólną cechę: zarówno jedni, jak i drudzy rzadko przyznają się do błędów.

Słońce tak ją rozleniwiło, że zapadła w niespokojny sen. Leżała na brzuchu z rękami pod głową, pozwalając, by fale leniwie masowały jej stopy, a wiatr bezkarnie przewracał strony książki. Odludny fragment plaży, gdzie ciszę zakłócały jedynie krzyki ptaków i szum drzew, okazał się idealną kryjówką przed światem. I miejscem, gdzie można spokojnie leczyć rany.

Westchnęła przez sen i poczuła kokosowy zapach olejku do opalania. Zaczęła się budzić, łaskotana przez wiatr rozwiewający włosy. Jednak ostatecznie obudził ją głód. Od śniadania nic nie jadła, a popołudnie zaczynało już przechodzić w wieczór.

Ociągała się z otwarciem oczu, lecz nagle instynktownie wyczuła, że nie jest sama. To wystarczyło, by natychmiast strząsnęła z siebie resztki snu. Wiedziała, że ktoś ją obserwuje. Dlatego nie poczuła się zaskoczona, gdy przewróciwszy się na bok, zobaczyła Davida.

Stał nieopodal, ubrany w dżinsy i bawełnianą koszulę, w której dla wygody podwinął rękawy. Wiatr rozwiewał mu włosy, w których lśniło popołudniowe słońce. Nic nie mówił, stał z rękami w kieszeniach i po prostu jej się przyglądał. Kostium, który miała na sobie, zdecydowanie nie był skąpy, ale poczuła się zawstydzona, gdyż miała wrażenie, że rozbiera ją wzrokiem. Przez jej ciało przepłynęła nagle fala gorąca.

– Ciężko cię namierzyć – stwierdził.

– Na tym polega idea kryjówki. Chodzi o to, żeby nikt cię nie znalazł.

Rozejrzał się po pustej plaży.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby tak się wystawiać – zauważył.

– Ma pan rację. – Sięgnęła po książkę i ręcznik, po czym wstała. – Nigdy nie wiadomo, kto się włóczy po okolicy. Może jakiś złodziej. Albo morderca. – Zarzuciła ręcznik na ramię i ruszyła w stronę domu.

– Albo co gorsza prawnik.

– Kate, muszę z tobą porozmawiać.

– Mam już prawnika. Proponuję, żeby się pan z nim skontaktował.

– Chodzi o sprawę Ellen O'Brien.

– Wystarczy, jeśli powie mi o tym w sali sądowej – rzuciła przez ramię i przyspieszyła kroku.

– Raczej się tam nie spotkamy! – zawołał.

– Co za szkoda!

Dogonił ją przed domem, ale zdążyła wbiec na werandę i zatrzasnąć mu przed nosem drzwi.

– Słyszałaś, co powiedziałem?

Sens jego słów dotarł do niej, gdy była na środku kuchni. Tam też się zatrzymała. Odwróciła się powoli i spojrzała na niego przez ekran z drobniutkiej metalowej siatki wypełniającej drzwi.

– Chyba nie będzie mnie w sądzie – powtórzył.

– Jak mam to rozumieć?

– Rozważam rezygnację z prowadzenia tej sprawy.

– Dlaczego?

– Wytłumaczę, jak mnie wpuścisz.

Nie spuszczając go z oczu, pchnęła siatkowe drzwi.

– Niech pan wejdzie, panie Ransom. Faktycznie pora, żebyśmy porozmawiali.

Bez słowa wszedł do środka i stanął przy stole. Obserwował ją. Była boso, co dodatkowo powiększyło i tak dużą różnicę wzrostu między nimi. Zapomniała, że jest tak wysoki i patykowaty. Może dlatego, że dotąd widywała go w garniturze, który dodawał mu trochę masy. Zdecydowanie wolała go w dżinsach. Nagle uświadomiła sobie, jak skąpo jest ubrana. Niepokoił ją sposób, w jaki David podążał za nią wzrokiem. Niepokoił, a jednocześnie podniecał. Tak jak może podniecać zabawa zapałkami w pobliżu beczki prochu. Ciekawe, czy pan Ransom jest równie wybuchowy?

– Muszę… się ubrać. Przepraszam na chwilę. Uciekła do swojego pokoju i złapała pierwszą z brzegu czystą sukienkę. Biała przewiewna tunika z hinduskiego sklepu niebezpiecznie trzeszczała w szwach, gdy pospiesznie wciągała ją przez głowę. Przed wyjściem policzyła do dziesięciu, ale i tak lekko drżały jej ręce.

W kuchni zastała Davida nad książką, którą czytała.

– Powieść wojenna – rzuciła. – Taka sobie, ale pozwala zabić czas, którego mam ostatnio pod dostatkiem. Proszę usiąść. Zaparzę kawę.

Banalnie prosta czynność napełniania czajnika wodą i postawienia go na kuchni wymagała od niej maksymalnej koncentracji. Później było coraz gorzej. Najpierw niechcący wrzuciła do zlewu papierowy ręcznik, potem rozsypała kawę.

– Pozwól, że ja to zrobię. – Delikatnie odsunął ją na bok.

Bez protestu pozwoliła mu sprzątnąć bałagan. Nic nie mówiła, gdyż nagle poczuła się przytłoczona jego bliskością. I falą pożądania, które pojawiło się nie wiadomo skąd. Na miękkich nogach wróciła do stołu i usiadła.

– A tak przy okazji – rzucił przez ramię – czy możemy darować sobie pana Ransoma? Mam na imię David.

– Aaa, tak. Wiem. – Skrzywiła się, zirytowana własnym głosem, który brzmiał tak, jakby nagle zabrakło jej powietrza.

David usiadł, ich spojrzenia się spotkały.

– Jeszcze wczoraj chciałeś mnie powiesić – przypomniała mu. – Można wiedzieć, co cię skłoniło do zmiany zdania?

W odpowiedzi wyjął z kieszeni kopię artykułu.

– Ukazał się dwa tygodnie temu – powiedział, kładąc kartkę na stole.

Spojrzała na tytuł: „Lekarz zaszlachtowany we własnym gabinecie".

– Jaki to ma związek ze mną?

– Znałaś go? Nazywał się Henry Tanaka.

– Wiem, że pracował u nas na położnictwie, ale nie miałam z nim do czynienia.

– Przeczytaj opis rany.

– Piszą, że zmarł w wyniku ran na szyi i karku.

– Zadanych bardzo ostrym narzędziem. Szyja została rozpłatana jednym cięciem, z lewej strony, w miejscu, gdzie znajduje się tętnica. Czyli wyjątkowo skutecznie.

– Ann też… – Niespodziewanie zawiódł ją glos. Skinął głową.

– Identyczna metoda. I taki sam tragiczny skutek.

– Jak się o tym dowiedziałeś?

– Porucznik Ah Ching od razu zwrócił uwagę na te podobieństwa. Dlatego posadził pod twoimi drzwiami policjanta. Jeśli między tymi dwoma morderstwami istnieje jakiś związek, możemy założyć, że zabójca działa w sposób systematyczny, w pewnym sensie racjonalny.