Cóż za eufemizm, pomyślała zgryźliwie, odnosząc się do swoich rozszalałych hormonów. Aby oderwać myśli od niebezpiecznych wątków, spojrzała na trójkąt ustawiony na stole. Czy możliwe, by podłożem brutalnych morderstw była namiętność i zazdrość?
– Masz rację – stwierdziła, dotykając solniczki.
– Nasza natura jest tak ułomna, że popycha nas do robienia przedziwnych rzeczy. Łącznie z zabijaniem.
Wyczuła jego nagłe ożywienie.
– Nie wierzę, że wcześniej na to nie wpadłem! – zawołał, klepiąc się otwartą dłonią w czoło.
– Na co?
– Że to nie trójkąt, ale czworokąt – wyjaśnił, energicznie dosuwając do cukiernicy swoją szklankę.
– Cóż za imponująca znajomość geometrii – zauważyła uprzejmie.
– A jeśli Tanaka naprawdę romansował z Ellen?
– To mamy trójkąt. Już to ustaliliśmy.
– Ale zapomnieliśmy o kimś bardzo ważnym!
– Pstryknął w pustą szklankę.
Przez chwilę Kate w milczeniu przyglądała się grupie przedmiotów.
– Mój Boże! – szepnęła. – Pani Tanaka…
– Właśnie!
– Ani razu nie pomyślałam o zdradzonej żonie.
– Pora naprawić ten błąd.
Japonka, która otworzyła drzwi kliniki, zaskakiwała dramatycznym makijażem: puder był o wiele za jasny dla jej karnacji, natomiast szminka porażała jaskrawą czerwienią. Wyglądała jak emerytowana gejsza.
– Jesteście z policji? – zapytała na wstępie.
– Nie. Ale chcielibyśmy zadać pani kilka pytań – odparł David.
– Nie rozmawiam z dziennikarzami. – Niedoszła rozmówczyni zaczęła zamykać drzwi.
– Proszę zaczekać! Nie jesteśmy dziennikarzami. Ja jestem prawnikiem. David Ranson. A to jest doktor Kate Chesne.
– Więc czego ode mnie chcecie?
– Zbieramy informacje dotyczące morderstwa, które ma ścisły związek ze śmiercią pani męża.
W oczach kobiety pojawiło się zainteresowanie.
– Mówicie o pielęgniarce? Richter, czy jak jej tam?
– Tak.
– Co o niej wiecie?
– Mamy sporo informacji, którymi chętnie się z panią podzielimy, o ile zechce pani wpuścić nas do środka.
Kobieta zawahała się, rozdarta między ciekawością a obawą. Zwyciężyła ta pierwsza.
– Proszę. – Otworzyła szerzej drzwi.
Jak na Japonkę była bardzo wysoka, wyższa nawet od Kate. Ubrana w prostą niebieską sukienkę, szpilki i srebrne kolczyki prezentowała się bardzo elegancko. Jej kruczoczarne włosy wyglądałyby nienaturalnie, gdyby nie delikatne pasmo siwizny na skroni. Mari Tanaka mimo dojrzałego wieku wciąż była wybitnie urodziwa.
– Przepraszam za bałagan – mówiła, prowadząc ich do sterylnie czystej poczekalni. – Powoli ogarniamy chaos, ale nie jest łatwo. A tu pacjentki czekają, piętrzą się rachunki. Wszystko to było dotąd na głowie Henry'ego. Więc teraz, kiedy go zabrakło… – Ze znużeniem opadła na sofę. – Domyślam się, że wiecie, co go łączyło z tą kobietą?
– My tak. A pani? – zapytał David.
– Ja też o niej wiedziałam. To znaczy nie znałam jej nazwiska, ale domyślałam się, że Henry kogoś ma. One też o wszystkim wiedziały. – Skinęła głową w stronę recepcjonistki widocznej za przeszkloną ścianą. – I wszyscy w szpitalu. Tylko ja żyłam w błogiej nieświadomości. Jak ta przysłowiowa głupia żona, która o wszystkim dowiaduje się ostatnia. Ale do rzeczy. – Uniosła głowę. – Co wiecie o Richter?
– Pracowałam z nią – rzekła cicho Kate.
– Tak? I jaka była? Pewnie ładna?
– Cóż… Ann rzeczywiście była bardzo atrakcyjna – przyznała Kate, starannie dobierając słowa.
– A chociaż inteligentna?
– Tak. Była świetną pielęgniarką.
– Jak ja. – Pani Tanaka zagryzła wargi i odwróciła wzrok. – Słyszałam, że miała jasne włosy. Henry lubił blondynki. Co za ironia losu, prawda? Podobało mu się akurat to, co dla mnie jest nieosiągalne. – Naraz spojrzała wrogo na Davida. – A panu pewnie podobają się Azjatki? – rzuciła oskarżycielsko.
– Podobają mi się wszystkie piękne kobiety, bez względu na rasę. Nikogo nie dyskryminuję – wybrnął.
– A Henry dyskryminował – szepnęła, łykając łzy, które niespodziewanie błysnęły w jej oczach.
– Czy w jego życiu były inne kobiety? Poza panią i Ann? – zapytała Kate łagodnie.
– Myślę, że tak. – Wzruszyła ramionami. – W końcu był prawdziwym mężczyzną – dodała z sarkazmem.
– Czy słyszała pani o Ellen O'Brien?
– Ją też… łączyło coś z moim mężem?
– Tego niestety nie wiemy. Mieliśmy nadzieję, że dowiemy się czegoś od pani.
– Przykro mi. – Potrząsnęła głową. – Henry nie wymieniał żadnych nazwisk. A ja o nic nie pytałam.
– Ale dlaczego? – Kate ściągnęła brwi.
– Żeby nie zmuszać go do kłamstwa.
– Czy prowadzący śledztwo poinformowali panią, że wytypowali podejrzanego? – zapytał David.
– Chodzi wam o Charlesa Deckera? Wczoraj pokazali mi jego zdjęcie.
– Rozpoznała go pani?
– Ja go w życiu nie widziałam, panie Ransom. Nawet nie miałam pojęcia, jak się nazywa. Wiedziałam tylko, że pięć lat temu jakiś szaleniec zaatakował mojego męża, a ci durnie z policji zamknęli go i następnego dnia wypuścili.
– Stało się tak dlatego, że pani mąż nie chciał złożyć zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa – wyjaśnił David.
– Co takiego?
– Nie chciał rozdmuchiwać tej sprawy.
– Nigdy mi o tym nie mówił.
– A co pani powiedział?
– Jak zwykle parę zdawkowych zdań. O wielu sprawach w ogóle nie rozmawialiśmy. Dzięki temu nasze małżeństwo przetrwało tyle lat. Henry nie wnikał, na co wydaję pieniądze, ja nie pytałam go o kochanki.
– Więc nie może pani nic nam powiedzieć na temat Deckera?
– Niestety. Ale zawołam Peggy, naszą recepcjonistkę. Była tu, kiedy rzucił się na Henry'ego.
Peggy była jeszcze jedną atrakcyjną blondynką przed czterdziestką. Poproszona o zajęcie miejsca, oznajmiła, że woli stać. Najwyraźniej nie chciała siadać zbyt blisko swej chlebodawczyni.
– Czy pamiętam Charlesa Deckera? – powtórzyła.
– Do końca życia go nie zapomnę. Sprzątałam gabinet, kiedy usłyszałam w poczekalni krzyki. Pobiegłam tam i zobaczyłam, że ten szaleniec dusi Henry'ego, to znaczy pana doktora. Okropnie przy tym na niego wrzeszczał.
– Ubliżał mu?
– Nie. Ciągle powtarzał: „Mów, co żeście jej zrobili".
– Jest pani pewna?
– W stu procentach.
– Czy wie pani, o kogo mu chodziło? O którąś z pacjentek?
– Tak. Doktor bardzo się przejął tym nieszczęściem. To była naprawdę mila dziewczyna, ale zmarła przy porodzie. Najpierw ona, a zaraz potem dziecko.
– Pamięta pani, jak się nazywała?
– Jenny… Jenny… Zaraz sobie przypomnę. No, jak jej tam było? Brook! Tak, na pewno! Jennifer Brook.
– Jak pani zareagowała, widząc, że Decker zaatakował doktora?
– Jak to co? Odciągnęłam go. Opierał się, ale sobie poradziłam. Kobiety wcale nie są takie słabe, wie pan?
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę – przyznał David.
– On zaraz potem jakby zasłabł.
– Kto? Doktor Tanaka?
– Nie, ten napastnik. Skulił się w kącie obok stolika i zaczął płakać. Jak przyjechała policja, w ogóle nie stawiał oporu. Słyszałam, że parę dni później próbował się zabić. – Umilkła i przez chwilę wpatrywała się w dywan, jakby szukała śladów tamtych zdarzeń. – Dziwne, ale pamiętam, że było mi go żal. Płakał jak dziecko. Henry chyba też mu współczuł…
– Mam jeszcze jedno pytanie – odezwała się Kate. – Jak długo przechowujecie dokumentację medyczną zmarłych pacjentów?