Выбрать главу

– Świat generalnie jest niebezpieczny. Ale, jak widzisz, jakoś sobie radzę.

– Jasne! Jesteś twarda! Zaimponowałaś mi! Można wiedzieć, co zrobisz, jak cię dopadnie Decker?

– Nie masz innych zmartwień? – Wyrwała mu się.

– Na przykład?

– Twoja etyka zawodowa. Już się nie boisz, że zrujnuję ci opinię?

– Ty się o moją opinię nie martw. Sam potrafię o nią zadbać.

– Chyba pora, żebym zaczęła lepiej dbać o swoją. Stali tak blisko siebie, że poczuli, jak narasta między nimi napięcie. Przypominało falę gorąca, która napłynęła nie wiadomo skąd. I nagle stało się coś, co było jak niekontrolowany samozapłon. Jedno spojrzenie w oczy.

– Do diabła z opinią. – Pożądanie zmieniło jego głos. – I tak już ją zszargaliśmy.

I do diabła z konsekwencjami. Postanowił o nich zapomnieć i ulec pokusie, która nie dawała mu spokoju przez cały dzień. Przytulił Kate i zaczął ją całować. Wyczuł jej opór, lecz nie trwało to długo. Wystarczyła sekunda, by rozluźniła się i zaczęła odwzajemniać pocałunki. On tylko na to czekał. Tak bardzo się spieszył, by rozpiąć jej sukienkę, że nie mógł sobie z tym poradzić. Zupełnie jak młody chłopak, który dopiero odkrywa tajemnice kobiecego ciała. W końcu jakoś uporał się z guzikami i sukienka z cichym szelestem zsunęła się z jej ramion. Oboje zrozumieli, że tym razem nie ma już odwrotu. Spełnienie jest naprawdę blisko.

Wspólnymi siłami zdjęli jego koszulę, a reszty garderoby pozbyli się w sypialni. Łóżko skrzypnęło ostrzegawczo, gdy padli na nie ciasno objęci, ani na chwilę nie przerywając pocałunków. Darowali sobie wyrafinowaną grę wstępną, gdyż oboje zbyt długo czekali na tę chwilę, by odkładać ją na potem. David wsunął dłonie we włosy Kate i całując ją z obłąkaną namiętnością, wszedł w nią tak głęboko, że krzyknęła.

– Przepraszam, zabolało cię? – Oprzytomniał.

– Nie, nie. Nie przestawaj! – Wbiła paznokcie w jego łopatki i próbowała poruszyć biodrami, ale ją przytrzymał. Spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. Walczył ze sobą. Robił wszystko, by wytrzymać jeszcze chwilę dłużej. Tylko że ona nie miała zamiaru czekać. Odkąd pierwszy raz go zobaczyła, wiedziała, że prędzej czy później będzie jej mężczyzną. A ona jego kobietą. Głos rozsądku podpowiadał, że to szaleństwo, ale ona i tak wiedziała swoje. I nie pomyliła się.

Z całej siły naparła na niego biodrami i zaczęła nimi kołysać. Tym razem nie próbował jej okiełznać. Pozwolił, by doprowadziła go do miejsca, z którego nie ma powrotu. Gdy poczuł, że oboje są już na krawędzi, rzucił się na oślep i zaczął spadać, pociągając ją za sobą. Żadne z nich nie przeżyło nigdy większego zawrotu głowy. Musiała minąć wieczność, nim wrócili do względnej równowagi. Ich oddechy zaczęły się w końcu wyrównywać, krople potu obeschły. Za oknami fale wściekle biły o falochron.

– Nareszcie wiem, co to znaczy zostać zżartym przez namiętność – szepnęła drżącym głosem.

– A ja myślę, że jeszcze mógłbym co nieco skubnąć – roześmiał się, delikatnie gryząc ją w ucho.

– Naprawdę nie myślałam, że może być tak cudownie. – Przymknęła oczy, z rozkoszą poddając się pieszczocie.

– A było?

– Było.

– I co? Czujesz się zaskoczona?

– Owszem.

– A można zapytać, czego się spodziewałaś?

– Że będę się kochała z kostką lodu. A tu taka niespodzianka!

– Zdaję sobie sprawę, że sprawiam wrażenie oziębłego – przyznał. – To spadek po ojcu, który nie był zbyt wylewny. Wyobrażam sobie, co czuli ci, którzy stawali z nim twarzą w twarz w sądzie.

– Też był prawnikiem?

– Sędzią w sądzie okręgowym. Zmarł cztery lata temu, podczas rozprawy. Czyli tak jak chciał.

– Aha. Nic tylko prawo i sprawiedliwość, tak? Znam ten typ. I nie przepadam.

– Właśnie. Żeby było zabawniej, moja matka jest zupełnie inna. To urodzona rebeliantka i anarchistka.

– Musieli tworzyć mieszkankę wybuchową.

– Zgadłaś. Zupełnie jak my dzisiaj. – Dotknął palcem jej ust. – Nie rozumiałem, jak ze sobą wytrzymują, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że jest między nimi chemia.

– Byli szczęśliwi?

– Tak. Bywali sobą zmęczeni, czasem sfrustrowani, ale na pewno szczęśliwi.

Przez okno sączyło się łagodne światło gasnącego dnia, ogrzewając ich ciała ostatnimi promieniami.

– Jesteś taka piękna – westchnął, gładząc ją z zachwytem. – Naprawdę nigdy bym się nie spodziewał, że pójdę do łóżka z lekarką, która nienawidzi prawników. To tak a propos niestandardowych kochanków.

– A ja czuję się jak mysz, która zabawia się z kotem.

– Boisz się mnie?

– Trochę. Bardzo!

– Ale dlaczego?

– Chyba dlatego, że wciąż mi się zdaje, że stoimy po przeciwnych stronach barykady.

– Skoro należymy do wrogich obozów, to rozumiem, że jedna ze stron właśnie skapitulowała.

– Nie potrafisz myśleć o niczym innym?

– Odkąd cię poznałem, nie.

– A przedtem?

– Moje życie było nudne i bezbarwne.

– Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.

– Nie mówię, że żyłem jak mnich. Po prostu jestem z natury ostrożny. Trudno mi… zbliżyć się do kogoś.

– Dzisiaj całkiem nieźle ci poszło.

– Nie mówię o bliskości fizycznej, tylko emocjonalnej. Taki już jestem. Uczucia to niezwykle delikatna materia. I skomplikowana, więc po prostu sobie z nimi nie radzę. Za łatwo można wszystko zepsuć.

– A co się zepsuło w twoim małżeństwie? – zapytała.

– W moim małżeństwie? – Z westchnieniem przewrócił się na plecy. – Właściwie nic. W każdym razie ja nie czuję się niczemu winny, co raczej nie przemawia na moją korzyść, ale trudno. Linda miała mi za złe, że nie potrafię wyrażać uczuć. Zarzucała mi, że jestem zimny. Uważałem, że przesadza. Dziś myślę, że miała rację.

– Ja mam na ten temat własną teorię. – Ona również przewróciła się na bok, by spojrzeć mu w oczy. – Moim zdaniem to jest z twojej strony gra. Ty się chowasz za maską oziębłego i nieprzystępnego. Zresztą ludzie okazują uczucia na wiele różnych sposobów.

– Od kiedy zajmujesz się psychologią?

– Odkąd wplątałam się w znajomość z facetem o wyjątkowo złożonej psychice.

– Facet, o którym mówisz, jest piekielnie głodny – jęknął i przyciągnął ją do siebie. – Co ty na to, żebyśmy zrobili sobie spaghetti z sosem pani Feldman, napili się wina, a potem…

– A potem? – szepnęła.

– A potem… – zbliżył usta do jej ust – pokażę ci, jak prawnicy radzą sobie z lekarkami.

– No no!

– No co? Pożartować nie można? – wołał, zasłaniając się przed ciosem, który chciała mu wymierzyć. – Chodź! I przestań tak na mnie patrzeć, bo nigdy stąd nie wyjdziemy. Chcesz, żebyśmy tu umarli z głodu?

– Ech, cóż by to była za piękna śmierć…

Obudziło ją znajome mlaskanie fal. Balansując między jawą a snem, wyciągnęła rękę w stronę Davida, lecz trafiła na poduszkę nagrzaną przez poranne słońce. Otworzyła oczy, a gdy spostrzegła, że go nie ma, poczuła się straszliwie samotna.

– David?

Odpowiedziała jej cisza. Wstała z łóżka i zaczęła krążyć po sypialni, z wypiekami na twarzy wspominając minioną noc. Butelka wina. Słowa szeptane w chwili uniesienia. Łóżko jak po przejściu huraganu.

– David! – Ciekawe, gdzie może być?

Zajrzała do łazienki; tam go nie było. Ani w zalanym słońcem salonie, gdzie na stoliku wciąż stała pusta butelka. W kuchni również go nie znalazła. Dom bez niego straszył przygnębiającą pustką. Sprawiał wrażenie porzuconej skorupy lub opuszczonej jaskini, a nie radosnego miejsca, w którym żyją ludzie.