Stęskniona zaczęła szukać śladów jego obecności. Zajrzała do garderoby, w której rzędem wisiały eleganckie garnitury i unosił się znajomy zapach wody kolońskiej. Potem weszła do pełnego książek gabinetu, który ze swymi solidnymi dębowymi meblami i lampami z mosiądzu wydał jej się miejscem pozbawionym duszy.
W swej wędrówce dotarła wreszcie do ostatniego pokoju, na końcu korytarza. Chwilę stała przed drzwiami, zastanawiając się, czy dobrze robi, myszkując bez pozwolenia po domu.
Nie robiła tego z niezdrowej ciekawości; uznała za naturalne, że chce dowiedzieć się jak najwięcej o człowieku, z którym dopiero co spędziła miłosną noc. Stwierdziwszy, że ma do tego prawo, delikatnie nacisnęła klamkę.
Uderzył ją charakterystyczny zapach dawno niewietrzonego wnętrza. Zaciekawiona rozejrzała się dokoła. Stała w progu dziecięcego pokoju.
Na suficie i na ścianach pokrytych tapetą w niebieskie koniki tańczyły maleńkie tęcze z zawieszonych przy oknie pryzmatów. Skakały też po półkach pełnych zabawek i łóżku przykrytym kolorową narzutą. Najpierw długo wpatrywała się w nie jak zahipnotyzowana. A potem, wbrew swej woli, ostrożnie weszła dalej. Zupełnie jakby wciągnęła ją tam niewidzialna mała dłoń. Nagle dłoń gdzieś się rozpłynęła, a ona została sama, boleśnie sama pośrodku opuszczonego pokoju. Ogarnął ją palący wstyd. Poczuła się jak profan, który zbezcześcił sanktuarium.
Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, nim ocknęła się z bezruchu. Kiedy minął pierwszy szok, wolno podeszła do komody, na której leżały książki czekające na powrót właściciela. Sięgnęła po pierwszą z brzegu i otworzyła ją. Na karcie tytułowej widniał podpis. Noah Ransom.
– Przepraszam. Bardzo cię przepraszam! – szepnęła i wybiegła na korytarz.
W kuchni znalazła w końcu wiadomość, którą zostawił dla niej David. Siedząc nad kubkiem kawy, wielokrotnie odczytała lakoniczną treść:
„Zabrałem się z Glickmanem. Możesz wziąć mój samochód. Zobaczymy się wieczorem".
Miłosny list to raczej nie jest, pomyślała rozgoryczona. Ani jednego czułego słowa. I nawet się nie podpisał. Jedynie sucha informacja. A więc taki jest David. Chodząca bryła lodu, samotny pan bezdusznych wnętrz. Spędziła z nim cudowną noc, kompletnie straciła głowę, a on jej zostawia karteczkę na kuchennym stole.
Zdumiewało ją, jak rygorystycznie poszufladkował swoje życie. Wszystkie uczucia i emocje zepchnął w jeden kąt, od którego odgrodził się grubym murem. Tak jak odgrodził się drzwiami od pokoju syna. Ona tak nie potrafiła. Tęskniła za nim, może nawet go kochała, mimo że było to szalone i pozbawione sensu.
Zła na siebie, poderwała się z krzesła. Nie pojmowała, jak może tracić czas na analizowanie jego zawiłej psychiki, mając na głowie mnóstwo własnych problemów. Przecież już po południu ma stanąć przed sądem koleżeńskim. Jej kariera wisi na włosku. A ona się zamartwia, że kochanek okazał się nieczuły!
Na jednej z szafek leżała karta szpitalna Jennifer Brook. Sięgnęła po nią i zaczęła ją przeglądać. Nadal nie pojmowała, jaką tajemnicę kryją standardowe medyczne notatki. Coś strasznego musiało się wydarzyć tamtej nocy, gdy nieszczęsna Jenny rodziła swą córeczkę. Jakaś potężna niszczycielska siła dosięgła osoby wymienione w raporcie. Jedną po drugiej, wszystkie zabrała śmierć. Matka i dziecko. Lekarze i pielęgniarki. Jedynie Charlie Decker mógł wytłumaczyć, co oznacza ta czarna loteria. Charlie, sam w sobie stanowiący rozsypankę, której elementy nijak do siebie nie pasują.
Psychopata, jak mówili o nim prowadzący śledztwo. Potwór, który podrzyna ludziom gardła.
Zupełnie niegroźny, jak twierdził Kahanu. Zagubiona dusza, przegrany człowiek, który stracił wszystko, co kochał. Człowiek o dwóch obliczach.
Zamknęła kartę szpitalną i długo wpatrywała się w jej tylną okładkę. Awers i rewers.
Człowiek o dwóch obliczach.
Wyprostowała się. Przecież to oczywiste!
Doktor Jekyll i mister Hyde.
– Rozszczepienie osobowości to rzadkie zjawisko, ale jest dobrze opisane w literaturze psychiatrycznej.
Susan Santini obróciła się w fotelu i sięgnęła po książkę. Zdjęła ją z półki wiszącej w sąsiedztwie pokaźnej kolekcji dyplomów dokumentujących gruntowne wykształcenie medyczne oraz będących namacalnym dowodem na to, że Susan odnosi sukcesy nie tylko jako matka i żona, lecz także jako lekarka.
– Proszę, tu masz wszystko – powiedziała, otwierając odpowiedni rozdział. – Od Ewy po Sybillę, wszystkie znane i opisane przypadki.
– A ty spotkałaś się z czymś takim?
– Niestety nie. A bardzo bym chciała.
– Jednym słowem człowiek może mieć dwie osobowości?
– Może. Nasza psychika składa się z elementów pozostających ze sobą w ostrym konflikcie. Powiedzmy: ego kontra id, albo z jednej strony impuls, a z drugiej kontrola. Spójrz choćby na zjawisko przemocy. Większość z nas potrafi zapanować nad brutalną stroną swej natury. Ale nie wszyscy. A dlaczego? Któż to wie. Może ktoś się nad nimi znęcał w dzieciństwie? Może wystąpiły problemy z chemią mózgu? Bez względu na przyczynę, tacy ludzie to chodzące bomby z opóźnionym zapłonem. Nie wiadomo, kiedy i dlaczego przestają nad sobą panować. Najgorsze, że żyją między nami, a my nie jesteśmy w stanie ich rozpoznać.
– Myślisz, że Charlie Decker jest taką bombą?
– Naprawdę trudno powiedzieć. – Susan odchyliła się w fotelu. – Szczerze mówiąc, wątpię. O ile wiem, użył broni tylko raz, przeciwko sobie. Z drugiej strony, gdyby przeżył jakiś silny stres…
– Przeżył.
– Masz na myśli to? – Susan wskazała kartę Jenny.
– Tak. Policja uważa, że Decker mści się za śmierć narzeczonej i dziecka.
– Cóż, nie można wykluczyć tej hipotezy. Zwłaszcza że, jakkolwiek brzmi to nieprawdopodobnie, do popełnienia zbrodni najczęściej pcha ludzi ślepa miłość. Pomysł o wszystkich zazdrosnych małżonkach czy porzuconych kochankach, którzy w akcie desperacji sięgają po broń.
– Miłość i przemoc – szepnęła Kate w zamyśleniu. – Dwie strony tej samej monety.
– Właśnie. – Susan oddała jej kartę. – Pamiętaj, że to co powiedziałam, nie jest wiążące. Żeby postawić jednoznaczną diagnozę, musiałabym porozmawiać z Deckerem. Czy policji udało się go namierzyć?
– Nie mam pojęcia. Nie chcą ze mną rozmawiać, więc muszę prowadzić prywatne śledztwo.
– Żartujesz? Można wiedzieć, za co im płacą?
– Cały problem w tym, że oni podchodzą do tego właśnie jak do pracy. Czyli rutynowo. Ot, jeszcze jedna sprawa, którą trzeba jak najszybciej zamknąć.
– Zerknęła na zegarek. – Ojej, już trzecia. Ja cię tu zatrzymuję, a twoi pacjenci czekają – zreflektowała się.
– Przecież wiesz, że zawsze chętnie ci pomogę.
– Susan wstała zza biurka i podeszła z nią do drzwi.
– Czy tam, gdzie teraz przebywasz, na pewno jesteś bezpieczna? – zapytała, kładąc rękę na jej ramieniu.
– Myślę, że tak. Dlaczego pytasz? – Kate dostrzegła w jej oczach niepokój.
Susan zawahała się.
– Nie chcę cię straszyć, ale jeśli Decker rzeczywiście ma rozszczepienie osobowości, jest wyjątkowo niestabilny emocjonalnie. I kompletnie nieprzewidywalny. W ułamku sekundy z normalnego człowieka może zmienić się w potwora. Dlatego proszę cię, bądź bardzo, bardzo ostrożna.
Kate poczuła, że zasycha jej w gardle.
– Uważasz, że jest aż tak groźny?
– Śmiertelnie! – odparła Susan z powagą.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Wyglądali jak pluton egzekucyjny, a jej przypadła niewdzięczna rola skazańca z zawiązanymi oczami.