– Próbowałem się jej pozbyć!
– Jak zareagowała na wieść, że starasz się dogodzić obu stronom sporu?
– Nikomu nie staram się… dogadzać.
– Tak? To dlaczego, pracując dla niej, poszedłeś ze mną do łóżka?
– Jak na wyjątkowo inteligentną kobietę, masz zdumiewający problem ze zrozumieniem prostej informacji: wycofałem się z prowadzenia tej sprawy. Ostatecznie i dobrowolnie. O'Brien przyszła dowiedzieć się, dlaczego tak postąpiłem.
– Powiedziałeś jej… o nas?
– Masz mnie za idiotę? Naprawdę myślisz, że będę gadał na prawo i lewo, że przeleciałem oskarżoną?
Poczuła się, jakby ją spoliczkował. Więc tak to odebrał? Do tej pory uważała, że nie był to tak zwany seks dla higieny. Dla niej było to spotkanie dusz. Dla niego romans z nią oznacza same problemy. Wściekła klientka, przymusowa rezygnacja z prowadzenia sprawy. A na koniec upokarzająca konieczność przyznania się do zakazanego związku. Nic dziwnego, że za wszelką cenę starał się ukryć, co ich naprawdę łączy. Ludzie zwykle ukrywają fakty, których się wstydzą.
– Weekendowy zawrót głowy, tak? – rzuciła drwiąco. – Tak do tego podchodzisz?
– Nie powiedziałem tego.
– Niech pan się nie martwi, mecenasie! – rzekła, wstając. – Obiecuję, że nie będę pana więcej kompromitowała. Będę kulturalna i zniknę z pana życia, zabierając ze sobą wstydliwą prawdę o naszym przelotnym związku.
– Siadaj! Ale to już! – wycedził przez zęby. – Proszę – dodał nieco łagodniej. – Proszę cię – wyszeptał.
Wolno wróciła na swoje miejsce. Kelnerka postawiła przed nimi piwa, a gdy odeszła, David wyznał cicho:
– Nie jesteś dla mnie przygodą na jedną noc. A O'Brienom nic do tego, jak spędzamy weekendy. Już wcześniej zdarzało mi się rezygnować z prowadzenia spraw, ale zawsze mogłem podać powód rezygnacji, nie czerwieniąc się jak burak. Niestety, tym razem… – Roześmiał się z przymusem. – Po prostu za stary jestem, żeby się czerwienić.
Opuściła wzrok. Nienawidziła piwa. A jeszcze bardziej tego, że się pokłócili.
– Jeśli wyciągnęłam pochopne wnioski, przepraszam. Wszystko przez to, że nie ufam prawnikom.
– A ja lekarzom – zrewanżował się.
– Wobec tego nietypowa z nas para. Co jeszcze z tego wynika?
Mężnie przetrwali kolejną chwilę nieprzyjemnej ciszy.
– Trudno nam się dogadać, bo prawie się nie znamy – stwierdziła Kate.
– Chyba że pójdziemy do łóżka, no ale tam raczej nie ma czasu na prezentację swojego punktu widzenia.
Uniosła głowę i spostrzegła, że David uśmiecha się kącikiem ust. Włosy miał w nieładzie, przekrzywiony krawat. Dla niej był przystojny jak nigdy.
– Będziesz miał przeze mnie kłopoty? – zapytała.
– Co będzie, jeśli O'Brienowie złożą skargę w korporacji?
Nonszalancko wzruszył ramionami.
– Nie obchodzi mnie to – stwierdził. – Najwyżej wykreślą mnie z rejestru adwokatów. Albo wsadzą do więzienia. Albo posadzą na krześle elektrycznym.
– David!
– Masz rację, zapomniałem, że na Hawajach nie stosuje się krzesła. – Zauważył, że Kate się nie śmieje.
– Dobrze, to był beznadziejny żart. – Sięgnął po szklankę i już miał się napić, gdy wreszcie zauważył jej smętną minę. – Zapomniałem o sądzie koleżeńskim. I co?
– Bez niespodzianek.
– Wydali niekorzystny dla ciebie wyrok?
– Delikatnie mówiąc. Stwierdzili, że postąpiłam nieprofesjonalnie i uznali moją pracę za niespełniającą oczekiwań. Czyli w uprzejmy sposób powiedzieli mi, że jako lekarka jestem do niczego.
Delikatnie uścisnął jej dłoń.
– Zabawne, ale nigdy nie nawet pomyślałam o innym zawodzie niż lekarz. I dopiero teraz, kiedy mnie wylali, dotarło do mnie, że do niczego innego się nie nadaję. Nie umiem szybko pisać na komputerze. Nie mam pojęcia o stenografii. Chryste, nawet nie umiem gotować.
– Uuu, to poważna wada. Obawiam się, że będziesz musiała zacząć żebrać.
Żart znów był kiepski, ale przynajmniej się uśmiechnęła.
– Obiecujesz, że wrzucisz mi parę centów do kapelusza?
– Jako człowiek z natury hojny zaproszę cię na kolację.
– Dzięki. Jakoś straciłam apetyt.
– Lepiej nie wybrzydzaj. Nie wiadomo, kiedy się trafi następna okazja, a jeść przecież trzeba.
– Wiesz, czego tak naprawdę chcę? – zapytała, patrząc mu w oczy. – Chcę wrócić z tobą do domu.
Przysiadł się do niej i otoczył ją ramieniem. Właśnie tego potrzebowała. Ciepła i bliskości, przyjaciela.
W końcu dała się namówić na kolację. Smaczny posiłek i kilka kieliszków wina zdecydowanie poprawiły jej humor. Kiedy wracali do biurowca po samochód, Kate tuliła się do ramienia Davida. Miała ochotę śpiewać i skakać z radości, że wracają razem do domu.
W samochodzie zupełnie się odprężyła. Po długim i ciężkim dniu wreszcie poczuła się bezpieczna. To przyjemne uczucie towarzyszyło jej niemal przez całą drogę. Rozwiało się, gdy w pewnej chwili David zerknął w lusterko i cicho zaklął. Zdezorientowana rozejrzała się na boki. Nie dostrzegła nic prócz świateł następnego samochodu, które, odbite we wstecznym lusterku, rozjaśniały jego twarz.
– Co się dzieje? Mocniej wcisnął gaz.
– Powiedz, co się dzieje! – powtórzyła niespokojnie.
– Widzisz ten samochód? Myślę, że nas śledzi.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
– Jesteś pewny? – Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na widoczne w oddali dwa jasne punkty.
– Zwróciłem na niego uwagę, bo ma przepalone lewe światło postojowe. Na pewno wyjechał za nami z garażu. I cały czas siedzi nam na ogonie.
– Ale to przecież nie znaczy, że nas śledzi!
– Zróbmy małe doświadczenie.
– Dlaczego zwalniasz?
– Chcę zobaczyć, co on zrobi. – Zdjął nogę z gazu. Po chwili jechali sześćdziesiąt mil na godzinę, czyli poniżej minimalnej prędkości na autostradzie. Mimo to jadący za nimi samochód nie zamierzał ich wyprzedzić.
– Mądrala! – mruknął David. – Nie podjeżdża, żebym nie mógł odczytać tablic.
– Za chwilę będzie zjazd. Błagam cię, skręcaj!
Bez kierunkowskazu zjechali gwałtownie na dwupasmową drogę biegnącą przez gęsty tropikalny las. Po kilkunastu metrach Kate odwróciła się. W oddali majaczyły światła reflektorów.
– To on! – szepnęła ze zgrozą.
– Co za kretyn ze mnie! – syknął David. – Powinienem był przewidzieć, że zaczai się pod szpitalem! Trzymaj się! Spróbuję go zgubić!
Zdążyła chwycić się mocno siedzenia, gdy samochód wykonał gwałtowny zwrot. Siła odśrodkowa rzuciła nią najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Zamknęła oczy i starała się nie myśleć o najgorszym. Wszystko w rękach Davida. To on jest gwiazdą tego show.
Jasne okna domów migały za szybami, gdy bmw gnało w mroku, ścinając zakręty niczym narciarz w slalomie. Pas boleśnie wbił się w jej ciało, kiedy David z piskiem opon zjechał z ulicy na czyjś podjazd, a potem gwałtownie zahamował w ciemnym garażu. W ułamku sekundy zgasił silnik, a potem kłapał ją za kark i pociągnął w dół. Schyliła się najniżej jak mogła i zastygła przyciśnięta do dźwigni zmiany biegów. Czuła oszalałe bicie jego serca, słyszała urywany oddech.
W lusterku wstecznym pokazała się delikatna łuna, która z każdą chwilą stawała się jaśniejsza. Z ulicy dobiegł warkot silnika. David przywarł do niej mocniej. Wstrzymała oddech. Nasłuchiwała. Drgnęła dopiero, gdy warkot zaczął się oddalać. Gdy zupełnie ucichł, ostrożnie się podnieśli i obejrzeli.
– Co teraz? – zapytała drżącym szeptem.
– Spadamy, póki można. – Uruchomił silnik i nie włączając świateł, wolno wytoczył się z garażu. Jakiś czas kluczyli między domami, by w końcu wrócić na autostradę. Dopiero wtedy odetchnęła.